Выбрать главу

Kolejne posunięcia i cała polityka rządu High Ridge’a wcale tej wściekłości nie uspokoiły, wręcz przeciwnie. Dla nikogo na Graysonie, podobnie jak dla władz Republiki Haven, nie ulegało wątpliwości, że High Ridge i pozostali nie mają najmniejszego zamiaru uczciwie negocjować warunków zawarcia pokoju. Ba, że w ogóle nie chcą negocjować pokoju w przewidywalnym czasie. Różne były interpretacje powodów tej polityki, ale że kłamią i oszukują, wiedzieli wszyscy. High Ridge pogorszył sytuację, oznajmiając swe decyzje członkom Sojuszu, zamiast je z nimi konsultować, jakby byli służbą, a nie państwami związanymi traktatami. Honor podejrzewała, że częściowo powodem było skoncentrowanie całej uwagi na polityce wewnętrznej, ale w dużej części odzwierciedlało to jego charakter i światopogląd. Dla niego wolni posiadacze ziemscy czy reszta niearystokratycznych mieszkańców Królestwa byli służbą, a zagraniczni prostacy z założenia hołotą niewartą uwagi i marnowania czasu.

Benjamin IX, jego rada i większość patronów zdali sobie sprawę z niebezpieczeństwa oraz niekorzystnego układu sił, jaki powstał w Królestwie, toteż zapanowali nad emocjami, a raczej pamiętali, by wściekłość kierować na tych, którzy ją wywołali, czyli na rząd, a nie na Królestwo jako całość. Dla członków izby niższej i dla zwykłych obywateli, nie tylko gorzej wykształconych, ale znacznie gorzej obeznanych w zawiłościach polityki wewnętrznej, było to prawie niewykonalne.

A teraz ta sama banda aroganckich i kłamliwych durniów publicznie szkalowała największego bohatera w dziejach Graysona, drugiego stopniem we flocie, posiadacza najwyższego graysońskiego odznaczenia i jednego z osiemdziesięciu dwóch patronów. I będącego kobietą.

To ostatnie było o tyle ważne, że mimo wielu zmian w świadomości, codzienności, moralności czy etyce wynikających z przynależności do Sojuszu pewne zasady pozostały na Graysonie niezmienne. Jedną z nich była niedopuszczalność publicznego obrażania kobiety. Jakiejkolwiek kobiety. A zwłaszcza tej.

W praktyce oznaczało to, że oszczercza taktyka kłamstw, która zneutralizowała Honor na arenie politycznej Królestwa, dała dokładnie odwrotny efekt na Graysonie. Opinia publiczna i media stanęły murem po jej stronie. Ale była to rozwścieczona opinia publiczna. I wściekłość ta rosła, grożąc rozbiciem Sojuszu, który Benjamin utrzymywał jedynie z największym wysiłkiem i przy użyciu prawdziwej ekwilibrystyki politycznej.

Dla Honor znaczyło to, że nie miała się dokąd udać.

Na Manticore nie mogła niczego osiągnąć — była bardziej przeszkodą niż pomocą dla opozycji, a rząd uparł się utrzymywać ten stan, nie pozwalając umrzeć skandalowi naturalną śmiercią. Jeśli poleci na Grayson, tylko pogorszy sytuację, bo wszyscy na planecie uznają, całkiem zresztą słusznie, że tak ją zaszczuto, że uciekła. A to zwiększy wściekłość obywateli Graysona i może spowodować nieodwracalne szkody. Jej obecność będzie bowiem utrzymywała te emocje w stanie wrzenia, aż w końcu nastąpi eksplozja.

Dlatego wzięła głęboki oddech i potrząsnęła głową.

— Fakt, wewnętrzne problemy nie są jedynym powodem do zmartwień — powtórzyła za Królową.

* * *

— Nie podobają mi się wieści docierające z Konfederacji. — Sir Edward Janacek odchylił fotel, przyglądając się dwóm mężczyznom siedzącym po drugiej stronie potężnego biurka, jakim zastąpił prosty mebel używany przez baronową Mourncreek.

Jednym był Drugi Lord Przestrzeni, admirał Francis Jurgensen, drobnej budowy, zawsze starannie uczesany i w nieskazitelnym uniformie. Jego najbardziej charakterystyczną cechą były brązowe, wiecznie niewinne oczęta. Drugim był admirał sir Simon Chakrabarti, wyższy, szeroki w barach i ciemnoskóry. Fizycznie przypominał sir Thomasa Caparellego, ale tylko fizycznie. Ostatni raz brał udział w walce jako komandor porucznik na pokładzie ciężkiego krążownika Inuincible w Konfederacji Silesiańskiej ponad trzydzieści pięć standardowych lat temu. Specjalizował się w administracji, a cztery lata był w dziale uzbrojenia.

Były to raczej dziwne kwalifikacje jak na Pierwszego Lorda Przestrzeni, ale nie zdaniem cywilnego zwierzchnika floty. Janacek był bowiem przekonany, że w obecnej sytuacji Królewska Marynarka potrzebuje dobrego administratora, a nie doświadczonego weterana z długą listą odznaczeń. Według niego przy takiej przewadze technicznej bitwy mógł wygrywać każdy, natomiast jedynie ktoś naprawdę dobry w administrowaniu mógł podołać realizowaniu zadań floty przy tak poważnie zredukowanych siłach i przy obciętym budżecie. Z tym Chakrabarti radził sobie całkiem dobrze, a poza tym miał wyjątkowe koneksje polityczne. Jego szwagrem był Adam Damakos, liberał i członek Komisji do spraw Floty w Izbie Gmin. Na dodatek był też kuzynem Akahito Fitzpatricka, księcia Gray Water, i jednym z najbliższych współpracowników barona High Ridge’a w Zjednoczeniu Konserwatywnym. Już choćby to zapewniało mu prawie każde stanowisko, ale Janacek wybrał go sam, w obawie, by nie narzucono mu następnego nadętego półgłówka w typie Housemana.

— Zupełnie mi się nie podoba — uściślił Janacek. — Co Imperium sobie wyobraża i co w ogóle próbuje osiągnąć?

I spojrzał pytająco na Jurgensena. Ten wzruszył ramionami.

— Informacje, jakie dotąd udało nam się zebrać, są w większości sprzeczne ze sobą. Ponieważ jak dotąd Imperium nie wystosowało ani oficjalnego wyjaśnienia, ani żądań, możemy jedynie zgadywać, jakie są ostatnie intencje.

— Jestem tego w pełni świadom, Francis — powiedział spokojnie Janacek, mrużąc równocześnie oczy. — Ale jakbyś zapomniał, jesteś szefem wywiadu i takie zgadywanki powinny być twoją specjalnością.

— I są — odparł równie spokojnie Jurgensen. — Po prostu chciałem uprzedzić, że nasi analitycy mają bardzo mało sprawdzonych informacji, które pozwoliłyby na precyzyjne przewidzenie zamiarów Imperium.

I zamilkł, przyglądając się Pierwszemu Lordowi z pewnością siebie wynikającą z opanowania do perfekcji sztuki obijania sobie tyłka blachą przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu. Dopiero gdy Janacek kiwnął głową, przyjmując do wiadomości tłumaczenie, dodał:

— Mając na uwadze to, co powiedziałem, wygląda na to, że Imperialna Marynarka systematycznie przemieszcza siły, tak by okrążyć od północy i północnego wschodu stację Sidemore, odcinając ją w ten sposób od reszty obszaru Konfederacji. Jak na razie nic nie wskazuje, by Gustaw rozważał podjęcie działań przeciwko nam, ale nie możemy całkowicie wykluczyć tej możliwości. Natomiast znacznie bardziej prawdopodobne jest, że chodzi mu przynajmniej na razie o pokaz siły.

— Pokaz siły, który ma osiągnąć co? — spytał Chakrabarti.

— Na ten temat zdania są podzielone. Najpopularniejsza jest opinia, że Imperium wkrótce zwróci się do nas kanałami dyplomatycznymi z żądaniami terytorialnymi kosztem Konfederacji — wyjaśnił Jurgensen.

— Sukinsyny! — ocenił bez złości Janacek i skrzywił się. — To miałoby sens… Konfederację uważają za swoją, odkąd pamiętam, więc nie powiem, że jestem zaskoczony, słysząc, że ta banda oportunistów uważa, że nadszedł czas zabrać się do roboty i wykroić sobie co smaczniejsze kąski.

— My już dawno zajęliśmy jasne stanowisko w tej sprawie — zauważył Chakrabarti i spojrzał pytająco na gospodarza, przekrzywiając przy tym głowę.

— I to stanowisko nie uległo zmianie… jak na razie — odparł Janacek.

— A ulegnie?! — spytał z nietypową bezpośredniością Chakrabarti.

Janacek wzruszył ramionami.

— Nie wiem — przyznał. — W takiej sprawie decyzję musi podjąć rząd. Ponieważ dotychczas tego nie zrobił, wszystko zostaje po staremu. Rząd Jej Królewskiej Mości nie jest przygotowany do zaakceptowania żadnych zmian terytorialnych kosztem obecnego obszaru Konfederacji Silesiańskiej. Ani na rzecz Imperium Andermańskiego, ani kogokolwiek innego.