Выбрать главу

A poza tym Honor lubiła spotykać uczniów, bo choć nauczanie sprawiało jej przyjemność, wydawało się niepełne bez osobistego kontaktu. To oraz świadomość, że kształtuje przyszłość Royal Manticoran Navy, sprawiło, iż przez pięć lat standardowych pozostawała stałym rezydentem Manticore. Ba, zaczęła nawet dopuszczać możliwość, iż powolutku spłaca dług zaciągnięty u swoich instruktorów, zwłaszcza u Raoula Courvoisiera. Poczucie przynależności do czegoś, co ma ciągłość, a więc i przyszłość, stawało się szczególnie silne w takich jak ten momentach.

A teraz potrzebowała go bardziej niż zwykle. Nimitz bleeknął cicho, nie ukrywając, że nie jest szczęśliwy z uwagi na jej uczucia. Cóż, też była nieszczęśliwa z racji sytuacji, choć ta, obiektywnie rzecz biorąc, zmieniła się radykalnie. Emily zwinęła kampanię oszczerstw jak stary dywan jednym swoim wystąpieniem popartym przez zachowanie Królowej. Jeden czy dwaj pismacy jeszcze nie dawali za wygraną, ale reszta zamilkła, gdy tylko badanie opinii publicznej wykazało zmianę nastawienia odbiorców. Zgodność i szybkość, z jaką zaprzestali powtarzania kłamstw, powinna przekonać wszystkich, że kampania została starannie skoordynowana i że były to kłamstwa, bo jedynie odgórne polecenie mogło tak szybko uciszyć tylu różnych dziennikarzy. A tylko ci, którzy nie wierzą w to, co mówią, są w stanie tak błyskawicznie porzucić „fundamentalne kwestie natury moralnej i etycznej”.

To, że atak został odparty, nie znaczyło jednak, iż przeszedł bez śladu. Na Graysonie wściekłość przestała rosnąć, ale nie zmniejszyła się, a na dodatek opozycja w obu izbach zaczęła wykorzystywać ją jako broń przeciwko rosnącej władzy Benjamina K. Ich uporczywe ataki dotyczyły nie tyle samego Sojuszu, ile celowości dalszego pozostawania w nim Graysona, który Królestwo w sposób oczywisty lekceważyło. Pytania o sensowność pozostania w Sojuszu powtarzały się od dawna i przetrwały nawet śmierć autora, czyli patrona Muellera skazanego za zdradę. Natomiast dopiero głupota, chamstwo i arogancja rządu High Ridge’a w traktowaniu najważniejszego sprzymierzeńca spowodowały, że stały się one powszechne. Atak na Honor nasilił tę tendencję, a opozycja skrupulatnie ów argument wykorzystała, mimo iż większość jej przywódców serdecznie jej nienawidziła jako żywego symbolu reform, toteż prywatnie to, co ją spotkało, sprawiało im mściwą satysfakcję.

Z wiadomości od Benjamina wynikało co prawda, że z czasem powinno się uspokoić, ale Honor zbyt dobrze go znała, by dać się nabrać. Protektor mógł rzeczywiście tak uważać, ale nie był wcale tak pewien siebie i przyszłości, jak starał się udawać. A ona nie podzielała jego wiary. Powtarzała sobie, że analizy polityczne i społeczne Benjamina z zasady okazywały się prawdziwe, w przeciwieństwie do jej własnych, i spędziła sporo czasu na zaznajamianiu się z danymi o rozmaitych skandalach i kryzysach politycznych w dziejach, próbując wykryć ich długo terminowe konsekwencje i znaleźć podobieństwa do obecnej sytuacji. Nic nie pomogło. Czy Benjamin miał rację czy nie i niezależnie od długotrwałych skutków, na dzień dzisiejszy opozycja bardzo poważnie nadwątliła jego zdolność do zachowania Sojuszu, a w nim Graysona. I to właśnie było najważniejsze, a nie to, jak za piętnaście lat standardowych ocenią całą sprawę mieszkańcy planety i politycy. Bo jeśli jej przewidywania się sprawdzą, Grayson wystąpi z Sojuszu i zmieni stosunki łączące go z Królestwem Manticore nie za piętnaście lat, lecz w tym lub w przyszłym roku.

Była to upiorna perspektywa, a równie miła rysowała się w jej życiu prywatnym. Bo Emily miała rację — kolejną ofiarą ataku były wzajemne stosunki z Hamishem. Ostrożność czy tchórzostwo, które powstrzymywały ich dotąd przed przyznaniem się drugiej osobie do własnych uczuć, przestały mieć znaczenie. Teraz oboje dokładnie wiedzieli, co czuje drugie, i zachowywanie pozorów stawało się z dnia na dzień trudniejsze.

Było to głupie, choć bardzo ludzkie. Oboje byli dorośli i inteligentni, mieli poczucie obowiązku i osobisty kodeks honorowy, który traktowali poważniej niż większość ludzi, toteż powinni byli pogodzić się z nieuchronnym, czyli ze smutną prawdą, że z tej mąki nie będzie chleba. Nie oznaczało to, że zdołają o wszystkim zapomnieć i się odkochać, ale powinno im to choć uniemożliwić zniszczenie sobie nawzajem życia.

Tak niestety wyglądała jedynie teoria.

Usiłowała wierzyć, że jej słabość wynika ze zdolności do odbierania jego emocji, i być może była w tym jakaś część prawdy, bo zrozumiała, co tak naprawdę przyciąga ćmę do płomienia świecy albo treecaty do adoptowania ludzi przed prolongiem. Może potrafiłaby stłamsić to, co do niego czuje i odejść, ale nie potrafiła odejść od tego, co on czuje do niej.

No i pozostała jeszcze Samantha.

Na prośbę Honor Służba Leśna Sphinksa sprawdziła w archiwach i wynik potwierdził jej oczekiwania. Nie było żadnej wzmianki, by oba treecaty tworzące parę adoptowały ludzi — przed Nimitzem i Samantha. Zdarzało się, że jedno z pary to robiło, choć także niezwykle rzadko, ale wtedy nie istniał problem dwojga ludzi nie chcących lub nie mogących być razem, toteż treecaty nie stawały wobec perspektywy stałego rozdzielenia. To, że była to unikalna sytuacja, dodatkowo wszystko utrudniało, choć Nimitz i Samantha nie pierwszy raz ignorowały tradycję, tworząc precedensy.

Na pewno sprawy miałyby się inaczej, gdyby Harold Tschu nie został zabity, ale były to czysto teoretyczne rozważania, tym bardziej że łączył ich stosunek służbowy i przyjaźń, i nic więcej — tego Honor była pewna. Wniosek był prosty: stosunki między treecatami nie miały wpływu na stosunki między ich ludźmi.

Co oczywiście jaie miało obecnie żadnego znaczenia. Bo tak jak powiedziała Emily: nie mieli wyjścia, musieli nadal współpracować tak ściśle jak przed atakiem. A to oznaczało, że nie mogła zacząć unikać Hamisha, a ponieważ Samanthę połączyła z nim więź adopcyjna, przez połączenie partnerskie z Nimitzem ten znacznie dokładniej i silniej odczuwał emocje Hamisha. A dzięki więzi łączącej go z Honor ona także. Co graniczyło z obłędem…

Spojrzała na wiszący na ścianie chronometr — do rozpoczęcia wykładu zostało dziewięćdziesiąt sekund. Sala od dobrej chwili była właściwie pełna.

Pozwoliła sobie na jeszcze jedną autoanalizę — dzięki Emily mogła odetchnąć i zyskała na czasie, ale nie było to ostateczne zamknięcie problemu. Wszyscy bowiem mogli próbować ją chronić przed fałszywym, zewnętrznym atakiem. Przed nią samą i jej uczuciami — nie. A jedynym sposobem uniknięcia katastrofy było znalezienie jakiegoś sposobu odseparowania się od Hamisha. Może nie na stałe, bo nie była pewna, czy jest do tego zdolna, ale na wystarczająco długo, by się pozbierać i nauczyć żyć z nowymi doznaniami. A nawet jeśli nie, to choćby by odpocząć, bo tego potrzebowała wręcz desperacko.

Tyle tylko, że zdanie sobie z tego sprawy nie rozwiązywało problemu, bo nie widziała sposobu, w jaki mogłaby to zrobić, nie przekonując wszystkich, tak przyjaciół, jak i wrogów, że ucieka. Może nie zdaliby sobie sprawy z powodów, ale z faktu na pewno. A to by wystarczyło. Zwłaszcza na Graysonie. Chronometr osobisty pisnął cicho, więc przerwała rozmyślania, oparła dłonie na lakierowanym drewnie pulpitu i rozejrzała się po sali.

— Witam panie i panów — powiedziała spokojnym i czystym sopranem. — To ostatni wykład kursu, toteż zanim zaczniemy podsumowanie, chciałabym skorzystać z okazji i powiedzieć wam, jaką przyjemność sprawiło mi uczenie tego rocznika. Był to przywilej i radość. Jestem dumna z waszej postawy i tego, jak sprostaliście wszystkim wyzwaniom, spełniając pokładane w was nadzieje. Od was zależeć będzie przyszłość floty. To wy jesteście tą przyszłością i olbrzymią satysfakcję sprawia mi świadomość, w jak dobrych rękach znajdzie się Królewska Marynarka i wszystkie floty sprzymierzone.