Выбрать главу

— Oczywiście, że masz, i oni cholernie dobrze o tym wiedzą! High Ridge i reszta są pozbawionymi skrupułów skurwielami, ale niestety nie są bandą matołów: zorientowali się, jak działasz, gdy ktoś wciśnie ci guzik z napisem „odpowiedzialność i obowiązek”. Manipulują tobą i wiesz o tym równie dobrze jak ja.

— Wiem — zgodziła się spokojnie. — I widzę, że z ich perspektywy moja nieobecność ma całą masę zalet. Ale oni nie wiedzą, że to także może mieć zalety z naszego punktu widzenia.

— Nie sądzę, żeby Willie tak uważał. A jeśli nawet, to ja…

— Willie może cię zaskoczyć. A ty powiedz prawdę, bo mówiąc o naszym punkcie widzenia, nie miałam na myśli parlamentu.

White Haven zamknął usta i w jego oczach mignęło cierpienie. Honor pozostała jednak nieugięta, bo nie miała innego wyjścia. Spoglądała na niego spokojnie i czekała.

Milczenie przeciągało się, aż w końcu uśmiechnęła się ze smutkiem.

— Musimy znaleźć się z dala od siebie, Hamish — powiedziała łagodnie. — Nic nie mów, posłuchaj. Nie przyjechałam się z tobą sprzeczać czy dyskutować o mojej decyzji. Już postanowiłam, że przyjmę to dowództwo, i chciałam ci o tym powiedzieć osobiście. To nie była łatwa decyzja. Doskonale wiem, że Janacek liczy na to, że wepchnie mnie na pole minowe, ale nie zmienia to faktu, że jest to okazja, jakiej oboje potrzebujemy.

— Ale…

— Nie! — przerwała mu zdecydowanie. — Od lat tańczymy wokół prawdy i to nas oboje zabija. Ty to wiesz, Nimitz i Samantha o tym wiedzą. Ja wiem… i Emily także!

Hamish zbladł i chciał odruchowo zaprzeczyć, ale był na to zbyt uczciwy, nic więc nie powiedział. Czuła jego wstyd, że to ona musiała w końcu otwarcie postawić sprawę.

— Kocham cię — powiedziała bardzo, bardzo cicho. — A ty kochasz mnie i kochasz Emily. Wiem o tym od dawna, ale wiem też, że zwłaszcza po tym skandalu nie odważymy się zrobić niczego. Nie możemy, choć bardzo byśmy chcieli. Tylko że ja nie jestem dość silna, by przestać chcieć. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek będę dość silna, ale muszę znaleźć jakiś sposób. Potrzebuję czasu. To dla nas jedyne wyjście nie obciążone polityczną ceną, która jest dla nas nie do zaakceptowania.

— Przecież zaproponowali ci to tylko dlatego, iż są pewni, że to w jakiś sposób walnie, bo musi walnąć, i ty będziesz wszystkiemu winna! Dokładnie jak z tym przysłowiowym granatem w szambie.

— Nie wiem, czy ujęłabym to równie poetycko, ale generalnie masz rację. Tyle że jest i druga strona medalu: problem istnieje naprawdę i potrzebują kogoś, kto przynajmniej spróbowałby go rozwiązać. A każde rozwiązanie lepsze od katastrofy jest w tym układzie dobrym rozwiązaniem z naszego i z ich punktu widzenia. Oczywiście jeśli ta katastrofa nastąpi, będą potrzebować kozła ofiarnego i wybór mojej skromnej osoby wskazuje, że tego właśnie się spodziewają. Być może mają rację, ale to nie zmienia faktu, że trzeba spróbować zapobiec nieszczęściu. Nadaję się do tego lepiej niż większość admirałów, którzy chcieliby gadać z obecną Admiralicją, i z osobistych powodów, które znasz, idealnie pasuje mi odseparowanie się od ciebie na jakiś czas. Zrozum to! To dla mnie ważne, żebyś zrozumiał. Nie mogę dłużej czekać, wiedząc, co czujesz i co sama czuję, i będąc blisko ciebie, bo skończy się to naprawdę źle. Potrzebuję czasu i spokoju z daleka od ciebie. To nie twoja wina i nie moja wina. To po prostu konieczność!

Czuła jego ból, złość i wstyd, ale pod tym wszystkim pojawiło się też zrozumienie. Nie było to radosne zrozumienie, bardziej pogodzenie się z losem z konieczności, ale wystarczyło. Bo musiało.

— Ile czasu potrzebujesz? — spytał.

— Nie wiem — przyznała uczciwie. — Czasami myślę, że wieczność, a czasami, że wystarczy kilka tygodni, byśmy oboje złapali oddech i opamiętali się. To jedyne wyjście, bo nie znajdę żadnego rozwiązania, skupiając wszystkie siły na poprawnym zachowaniu wbrew temu, co czuję.

Hamish zamknął oczy. Była świadoma, jak bardzo chciałby znaleźć argument, który pozwoliłby mu się z nią nie zgodzić. Ale nie znalazł. Więc po długiej niczym wieczność ciszy otworzył oczy i powiedział:

— Nie podoba mi się to, ale nie widzę lepszego wyjścia. Tylko na litość boską, bądź ostrożna, bo masz rację: kocham cię i za każdym razem, gdy zaglądasz śmierci w oczy, umiera jakaś część mnie. Wszystko ma swoje granice. Taniec na brzytwie także, zwłaszcza bez ciężkich obrażeń. — Honor poczuła, jak robi się jej mokro pod powiekami, i chciała coś odrzec, lecz Hamish powstrzymał ją gestem i dodał: — Wiem, że masz rację i że tak naprawdę nie możemy być razem. Ale jest też druga prawda: nie mogę cię stracić. Sądziłem, że tak się stało, gdy pokazano twoją egzekucję, i wiem, że nie wytrzymam drugi raz twojej śmierci. Więc masz wrócić, i to żywa! Znajdziemy jakiś sposób, więc lepiej byłoby dla ciebie, żebyś tu była, kiedy to nastąpi!

* * *

— Jest mi strasznie przykro, księżno, ale to po prostu nie będzie możliwe.

Honor oparła się wygodniej, założyła nogę na nogę i chłodno przyjrzała się rozmówczyni siedzącej po przeciwnej stronie biurka. Admirał Eskadry Czerwonej Josette Draskovic była smukłą ciemnowłosą kobietą, starszą do niej o jakieś trzydzieści pięć lat standardowych. Posiadała też nadmiar energii i sprawiała wrażenie, że nawet siedząc spokojnie, podskakuje nerwowo. Zastąpiła sir Luciena Corteza na stanowisku Piątego Lorda Przestrzeni, czyli była odpowiedzialna za sprawy personalne Royal Manticoran Navy. I choć na jej twarzy nie drgnął żaden mięsień, Honor była pewna, że w duchu uśmiecha się tryumfująco.

— W takim razie sugeruję, żeby dopilnowała pani, by to było możliwe — odparła spokojnie.

— Przepraszam?! — Draskovic zesztywniała i najeżyła się równocześnie. — Chyba się przesłyszałam?

Honor uśmiechnęła się lekko, czując jej emocje. Nimitz leżał sobie zwinięty w kłębek na jej kolanach, wyglądając na śpiącego, ale w rzeczywistości był zły.

Honor nie spotkała się z admirał Draskovic, dopóki Janacek nie obsadził Admiralicji swoimi totumfackimi. Od tej pory starły się dwa razy i Draskovic żadnego z tych spotkań nie wspominała mile. Oba miały miejsce, gdy została wezwana przez komisję do spraw floty Izby Lordów, a powodem owych niemiłych wspomnień była księżna Harrington, która przy pierwszej okazji zjawiła się na posiedzeniu z własnymi ocenami aktualnego stanu Królewskiej Marynarki. I okazało się w czasie konfrontacji, że choć dane, które Draskovic przedstawiła parlamentowi, nie były fałszywe, to sposób, w jaki to zrobiła, był tendencyjny. Honor pozwoliła jej pogrążyć się do reszty, a potem dobiła rzeczywistymi wyliczeniami, ile osób jest w tej chwili w aktywnej służbie, a ile znajduje się na połowie pensji.

Drugi raz był niewiele lepszy. Co prawda nie dała się złapać na żadnym kłamstwie, ale nieustępliwe, rzeczowe wypytywanie, jakie zafundowała jej Honor, doprowadziło ją prawie do bełkotu, gdy próbowała obronić politykę personalną Admiralicji, która z punktu widzenia logiki i kompetencji była nie do obrony. Wyszła dzięki temu na niekompetentnego durnia, a takie upokorzenie bolało, tym bardziej że należała do „politycznych” admirałów, co to walki na oczy nie widzieli, a karierę zawdzięczali układom. Dlatego zresztą zajmowała obecnie to stanowisko. Teraz miała okazję wyrównać rachunki. Ostateczne bowiem decyzje zatwierdzające przydziały oficerskie należały do Piątego Lorda Przestrzeni. Dotyczyło to zwłaszcza sztabów i kapitanów okrętów flagowych zespołów wydzielonych czy flot. Tradycją RMN było, iż oficer flagowy wyznaczony na dowódcę stacji czy bazy mógł wybrać sobie oficerów, których chciałby mieć w swoim sztabie, i jeśli tylko było to wykonalne, dostawał ich. Jedynym ograniczeniem była ich dostępność. Draskovic jednakże najwyraźniej nie była zwolenniczką tradycji. Zwłaszcza gdy ignorowanie jej pomagało zemścić się na kimś, kto ją upokorzył.