Выбрать главу
* * *

— Miło znów widzieć cię w domu! — oznajmił z uczuciem kontradmirał Alistair McKeon, gdy Honor weszła do admiralskiej sali odpraw na pokładzie HMS Werewolf.

Przyleciał na okręt wraz z Alice Truman tuż przed promem z Paula Tenkersleya, na pokładzie którego przybyły Mercedes Brigham i Honor. Na pokładzie hangarowym powitali je Rafę Cardones i kapitan Andrea Jaruwalski.

— We trójkę z Alice i Rafe’em zorganizowaliśmy, co się dało; problem w tym, że dało się niewiele, bo w Admiralicji nikomu z niczym się nie spieszy — dodał McKeon, ściskając jej dłoń. — Sądzę, że potrzebny jest ktoś starszy rangą, by wbić im rozum przez tyłek!

— Jeśli nie zrobi ci to różnicy to chciałabym spędzić godzinę na rozpakowywaniu się, nim zajmę się tym miłym, acz z góry skazanym na fiasko ćwiczeniem fizycznym w stosunku do admirał Draskovic i Pierwszego Lorda Przestrzeni.

— Przepraszam, zapomniałem, że oni i rozum… — McKeon uśmiechnął się krzywo. — Nigdy nie byłem dobry w starciach z biurokratami, ale tym razem dałbym głowę, że część z nich celowo opóźnia, co tylko może.

— Nie byłabym zaskoczona, gdyby tak było rzeczywiście — oceniła dama Alice Truman z zabarwionym goryczą uśmiechem. — Co prawda nie wiem, jak wymusiłaś na Draskovic obecność tu nas wszystkich, ale jak widać, zrobiłaś to skutecznie. Podejrzewam, że gdy ponownie pojawisz się w Admiralicji, okaże znacznie większą chęć do współpracy. Twoja zastępczyni jakoś nie bardzo może się z nimi zrozumieć.

— Dowódca stacji Sidemore też nie, ma’am — stwierdziła niespodziewanie Jaruwalski.

Ciemnowłosa kapitan w niczym nie przypominała zamkniętej w sobie i prawie pokonanej oficer napiętnowanej winą za klęskę w systemie Seaford 9.

— To nie była zbyt dyplomatyczna wypowiedź, Andrea — zauważyła Honor.

Oficer operacyjny uśmiechnęła się sardonicznie i wzruszyła ramionami.

— Jedno, czego się nauczyłam, próbując współpracować z nowym zarządem Admiralicji, to że niczego nie osiągniemy, licząc na nich. A z całym szacunkiem, milady, pani wie to lepiej ode mnie. Więc może choć w rodzinie będziemy w tej kwestii szczerzy?

— Masz rację — przyznała po chwili Honor i spojrzała na McKeona. — Musimy ustalić, czego nam brakuje, i jeśli stwierdzimy, że Admiralicja może nam to dać, zabiorę się za nich z takim kijem, jaki będzie potrzebny. I bez marchewki. Natomiast jeśli sami będziemy mogli się o to postarać, nawet nieoficjalnymi kanałami, zrobimy to, bo wizyty w tym gmachu mi także nie sprawiają od paru lat przyjemności..

— Rozumiem — uśmiechnął się McKeon. — Czyli każdy z nas organizuje i wymusza, co będzie w stanie, a w ostateczności skazana jesteś na kolejną wizytę z dużym kijem.

— Może tak bym tego nie ujęła, ale faktycznie lepiej będzie trzymać mnie w rezerwie, gdy wszystkie inne sposoby zawiodą — oceniła Honor, podejmując przerwaną powitaniami wędrówkę w kierunku fotela stojącego u szczytu stołu konferencyjnego. — A tak w ogóle to na czym stoimy?

Usiadła i przesadziła Nimitza z ramienia na kolana.

— Mamy około dwóch tygodni opóźnienia w stosunku do harmonogramu — odparła Truman, a widząc uniesioną pytająco brew Honor, wyjaśniła: — Stoczniowcy wypuścili Werewolfa przed terminem, a Rafę i Scotty naprawdę dobrze wzięli się za skrzydło. Natomiast mamy przynajmniej tydzień spóźnienia w zgromadzeniu wszystkich lotniskowców, a dopóki to nie nastąpi i nie będziemy mieli wszystkich skrzydeł w jednym miejscu, nie sposób ich ocenić. Wątpię, by osiągnęły poziom skrzydła Werewolfa, ale pilotom Scotty’ego też przydadzą się dodatkowe ćwiczenia. Choć co najmniej dwie trzecie z nich to weterani i radzą sobie całkiem nieźle. Jak ty to oceniasz, Alistair?

— Mnie też się tak wydaje.

— Rozumiem. — Honor spojrzała na swego oficera operacyjnego. — A druga sprawa, o której rozmawiałyśmy, Andrea?

— Wszystko zgodnie z planem, milady. Dane załadowane, a komandor Reynolds ma kilka pomysłów. Jeszcze nie jesteśmy gotowi, by się nimi podzielić, ale nie sądzę, by była pani zawiedziona.

— Doskonale — Honor uśmiechnęła się lekko.

Uśmiech stał się szerszy, gdy wyczuła zaskoczenie wszystkich pozostałych. Cóż, nie przypuszczała, by ktokolwiek miał coś przeciwko operacji „Wilberforce”, jak ją ochrzciła, ale biorąc pod uwagę delikatną naturę informacji, dzięki którym była ona możliwa, wolała nie ujawniać szczegółów, dopóki nie znajdą się na obszarze Konfederacji.

— Więc uważasz, Alice, że załogi kutrów osiągną pełną gotowość, nim dotrzemy do Sidemore? — spytała.

— Sądzę, że tak — odparła powoli Truman. — Poziomu, który by zadowolił Scotty’ego, jeszcze nie; to nastąpi, dopiero gdy będziemy już na miejscu.

— Ty jesteś w tej sprawie ekspertem, Alice — wtrącił McKeon — ale wydaje mi się, że trochę zbyt pesymistycznie to oceniasz. Mnie się wydaje, że już zaczynają osiągać odpowiedni poziom, przynajmniej w symulatorach. Ale w sumie cóż ja wiem? Ja tu jestem od staromodnej części.

— Nie całkiem staromodnej — poprawiła go Honor.

— Bardziej staromodnej niż pani sądzi, milady — odezwała się kwaśno Jaruwalski. — Według ostatnich informacji mamy zostawić Home Fleet eskadrę okrętów klasy Medusa, w zamian za co dostaniemy dwie eskadry klasycznych superdreadnoughtów z jej składu. A według moich źródeł przynajmniej dwa okręty w tych eskadrach to dreadnoughty, nie superdreadnoughty.

— Tylko dwie eskadry? — zdziwiła się Mercedes Brigham i dodała, patrząc na Honor: — Ostrzegała mnie pani, że będą problemy z okrętami, milady, ale to po prostu jest śmieszne! Dwie eskadry klasycznych superdreadnoughtów w żaden sposób nie równoważą jednej eskadry superdreadnoughtów rakietowych.

— Nie równoważą — zgodziła się Honor, dziwiąc się własnemu spokojowi.

Istniała co prawda możliwość, że coś z informacji na temat Republiki Haven, o których dowiedziała się od Benjamina, przebiło się do głów radosnych kretynów z wywiadu floty pod Jurgensenem, ale bardzo w to wątpiła. Przypomniało jej to, że musi o wszystkim powiedzieć Wil-liemu i Królowej, ale chwilowo miała poważniejszy problem. Wyglądało na to, że Admiralicja przydzieliła jej łaskawie jedną eskadrę superdreadnoughtów rakietowych i osiemnaście superdreadnoughtów lub dreadnoughtów klasycznych. W systemie Marsh stacjonowały dwie słabe eskadry klasycznych okrętów liniowych i to było wszystko, czym miała powstrzymać Imperium. Oznaczało to, że albo ktoś wysyłał ją na misję samobójczą, albo robił sobie jaja, jak się to brutalnie określało. Podejrzewała, że to pierwsze.

W świetle tego, co wiedziała od Protektora, wymuszanie większych sił nie było czymś, na co miała ochotę. A obecność Protector’s Own należało utrzymać w ścisłej tajemnicy po pierwsze dlatego, że tak uzgodnili z Benjaminem. Tylko Alfredo Yu będzie znał prawdziwy cel zadania, reszta pozna go, dopiero gdy znajdą się na obszarze Konfederacji. Dzięki temu nie będzie na Graysonie dyskusji na temat jego decyzji, bo nawet dowództwo floty będzie wiedziało tylko tyle, że cała jednostka wraz z organicznymi okrętami pomocniczymi została wysłana na długie manewry, by sprawdzić, czy da sobie radę w całkowicie samodzielnym wykonaniu długiej operacji z dala od własnych baz zaopatrzeniowych. Tyle głosiła wersja oficjalna. To, że przypadkiem celem Protector’s Own był system, w którym znajdowała się baza RMN dowodzona właśnie przez oficjalnego dowódcę jednostki, było niczym więcej jak szczęśliwym zbiegiem okoliczności, które od czasu do czasu się przytrafiają.