Выбрать главу

— Obaj są jej zaufanymi ludźmi, to fakt — przyznał niechętnie. — Czego innego można się było spodziewać?! Ale żaden nie wchodzi w skład rządu: to tylko wysocy rangą urzędnicy i ich przekonania nie mają wpływu na rozkład sił w rządzie.

— Co i tak jest bez znaczenia, bo to Eloise Pritchart jest prezydentem — przypomniał spokojnie McGwire. — A zgodnie z konstytucją jej głos jest ważniejszy od głosów pozostałych członków rządu razem wziętych. Zresztą nawet gdyby tak nie było, naprawdę chciałbyś wkurzyć Theismana?

— Gdyby był człowiekiem pokroju Pierre’a czy Saint-Justa, w żadnym razie bym nie chciał — przyznał Giancola szczerze. — Ale na szczęście nie jest. Ma obsesję na punkcie odtworzenia „rządów prawa”. Inaczej nie oddałby władzy Pritchart.

— Pięknie. Tyle że moim zdaniem w momencie, w którym dojdzie do wniosku, że zagrażasz tym „rządom prawa”, będziesz nniał okazję pogadać sobie osobiście z Saint-Justem! — pryichnął McGwire.

— Jak długo będę postępował zgodnie z konstytucją, nie grozi mi to — uśmiechnął się tryumfująco Giancola. — Bo tak długo on nie będzie mógł niczego przeciwko mnie przedsięwziąć, samemu nie naruszając prawa, a tego nie zrobi, bo byłoby to zupełnie jak uduszenie własnego dzieciaka.

— Może i masz rację — przyznał po zastanowieniu McGwire. — Ale jeśli Pritchart zażąda twojej rezygnacji, poprze ją na pewno. Podobnie jak LePic.

— Może, ale nie musi — Giancola uśmiechnął się paskudnie.

— Co znaczy nie musi?

— Widzisz, tak się składa, że może nie być zgodności co do tego, czy prezydentowi wolno bez sensownego uzasadnienia wyrzucić z rządu ministra.

— Bzdura! Oczywiście miło byłoby, gdyby nie mogła, ale precedensy z okresu obowiązywania starej konstytucji są jednoznaczne. Ministrów powołuje i odwołuje prezydent według własnego widzimisię, więc ma prawo pozbyć się każdego z nich, kiedy tylko będzie chciał.

— To może się okazać nie do końca w pełni zgodne z nową konstytucją — wtrącił Jason Giancola.

— Przecież nowa konstytucja to stara konstytucja! — zirytował się McGwire.

— W większości — Arnold Giancola uśmiechnął się nieco mniej paskudnie. — Ale jeśli dokładnie przeczytasz rezolucję przyjmującą konstytucję przedlegislatorską, stwierdzisz, że paragraf dwa, punkt trzy głosi: „Wszystkie działania, akty prawne, rezolucje, decyzje i dekrety mające na celu ponowne wprowadzenie w życie obowiązywanie tej konstytucji powinny być rozważone i przyjęte przez tę konwencję i Kongres, który będzie tejże następcą”. Koniec cytatu.

— A co to po ludzku znaczy? — spytał podejrzliwie McGwire.

— A to, że wybór przez Pritchart członków pierwszego rządu, który wprowadził w życie starą konstytucję, podpada pod „działania i decyzje”, a to oznacza, że Kongres ma prawo i obowiązek zatwierdzić wszystkie zmiany, jakich Pritchart zechce dokonać w składzie tego rządu. Zwłaszcza jeśli dotyczy to kogoś, kto będzie kierował państwem, jeśli prezydent ulegnie poważnemu wypadkowi lub zginie.

— To jest tak naciągane, że zaraz trzaśnie ci w rękach.

— Niektórzy mogą tak uważać — przyznał Giancola. — A inni nie. A ponieważ kwestia ta może mieć poważne konsekwencje w kluczowym stadium ewoluowania Republiki, najlepiej byłoby, aby rozstrzygnął ją sąd. Ponieważ chodzi o najwyższe organy władzy państwowej, opinię powinien wydać Sąd Najwyższy.

— A z całkiem wiarygodnego źródła wiem, że przewodniczący, sędzia Tullingham, bardzo starannie rozważy ten problem, jeśli zajdzie taka konieczność — dodał Jason, nie kryjąc radości.

— Doprawdy? — mruknął McGwire, siadając prosto i przyglądając się uważnie Arnoldowi.

Ten nie wyglądał na zachwyconego gadulstwem brata. Posłał mu ostre spojrzenie, nim odpowiedział McGwire’owi:

— Jeff Tullingham to szanowany prawnik, który brał też udział w głosowaniu nad ostateczną rezolucją przyjętą przez konwencję. Swoje obowiązki nadzorowania procesu wprowadzenia w życie tejże traktuje naprawdę poważnie. Dlatego zresztą poparłem jego kandydaturę na to stanowisko.

Spojrzenie McGwire’a subtelnie zmieniło się, gdy przyglądał się kompletnie nic nie wyrażającej twarzy Giancoli.

— Bardzo interesujące — powiedział powoli. — I zdecydowanie przedwczesne. W końcu jak dotąd nie wystąpiła żadna różnica zdań wśród członków rządu i z tego co wiem, pani prezydent nie zażądała niczyjej rezygnacji.

— Oczywiście że nie — potwierdził Giancola.

— Gdyby jednakże taka różnica poglądów wystąpiła, dlaczego byłaby tak diametralna? — spytał McGwire.

— Sądzę, że członkowie rządu mogą nie być zgodni co do tego, czy naciskać na Królestwo w kwestii zwrotu naszych systemów i podpisania formalnego traktatu pokojowego zawierającego warunki akceptowalne dla Republiki. A jeśli tak, to jaka powinna być siła tego nacisku — odparł Giancola. — Oczywiście rozmawiamy czysto hipotetycznie.

— Oczywiście. Ale skoro już zaczęliśmy… dlaczegóżby jakikolwiek członek rządu chciał z tego powodu ryzykować potencjalny publiczny sprzeciw pani prezydent?

— Z poczucia obowiązku wobec obywateli Republiki i chęci przywrócenia jej jedności terytorialnej — odparł spokojnie Giancola. — Naturalnie jeśli obecna administracja nie jest zdolna lub nie chce poczynić stosownych kroków, by jak najszybciej zawrzeć sensowny i honorowy pokój, obowiązkiem wszystkich zwolenników aktywniejszej polityki jest dać Kongresowi i wyborcom… możliwość wyboru innego przywództwa.

— Rozumiem… — powiedział cicho McGwire.

Po czym odchylił oparcie fotela, złączył dłonie na piersiach i spojrzał spod oka na rozmówcę.

— Czy istnieje jakiś szczególny powód, dla którego należałoby zaprezentować możliwość realizacji tak energicznej polityki akurat teraz? — spytał.

— Może takowy zaistnieć. — Giancola pochylił się ku niemu z błyskiem w oczach i już bez maski obojętności na twarzy. — Sytuacja w Konfederacji rozwija się bardzo niepomyślnie dla Królestwa, choć wątpię, by ktokolwiek z jego rządu zdawał sobie sprawę jak bardzo niepomyślnie. Oczywiście nie mają pojęcia, że Imperium formalnie spytało nas, jakie byłoby stanowisko Republiki, gdyby zechciało przeprowadzić pewną korektę granic z Konfederacją.

— A dlaczegóż to komisja spraw zagranicznych nic o tym nie słyszała?

— A dlatego, że pytanie zadane zostało przedwczoraj i poufnie, a nie ma bezpośredniego wpływu na naszą politykę zagraniczną, jako że Republika nie ma w Konfederacji żadnych interesów — odparł z uśmiechem sekretarz stanu. — Ponieważ sytuacja w Konfederacji niezbyt nas interesuje, nie zamierzamy dać się wciągnąć w dysputę między zainteresowanymi stronami. To właśnie powiedziałem ambasadorowi Imperium podczas prywatnej kolacji.

McGwire zmrużył oczy, słysząc to.

A Giancola z wyraźnym trudem stłumił wesołość.

— Masz zamiar przeprowadzać w najbliższym czasie jeszcze jakieś rozmowy o podobnej treści? — spytał po chwili McGwire. — Jako przewodniczący komisji spraw zagranicznych byłbym ci naprawdę wdzięczny, gdybyś przynajmniej nas ostrzegł, nim obiecasz komuś, że Republika nie zareaguje na jego ekspansję terytorialną.

— Dlaczego? Przecież Konfederacja nas nie interesuje, prawda? A nawet gdyby było inaczej i gdybyśmy zaprotestowali przeciwko temu, co chce zrobić Imperium, cóż mielibyśmy uczynić w tej sprawie?! Konfederacja znajduje się trzysta lat świetlnych od Nouveau Paris, Samson! Jak długo nie uprzątniemy bajzlu na własnym podwórku, trwającego od lat dzięki Królestwu, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, jest wplątanie w konfrontację w Silesii!