Выбрать главу

— Zdrada i herezja czai się wokół! — oznajmił z oburzeniem McKeon.

Komandor Roslee Orndorff, jego szef sztabu, zachichotała. Był to donośny chichot, jako że wydany przez bynajmniej nie filigranową niewiastę, a dołączyło do niego radosne bleeknięcie siedzącego obok niej treecata. Honor nie znała Orndorff dobrze, choć ta należała do grona adoptowanych, ale choćby imię treecata świadczyło o tym, że pani komandor ma poczucie humoru. Banshee było bowiem imieniem mitycznej wysłanniczki śmierci. Treecat nie miał nic przeciwko temu, mimo iż był płci męskiej. Był też młodszy od Nimitza — w wieku Samanthy — natomiast nie ulegało wątpliwości, że ma podobne poczucie humoru.

— Mają przewagę liczebną, sir — poinformowała radośnie McKeona. — A poza tym nie tylko załogi kutrów potrzebują czasu, by osiągnąć pełną sprawność, prawda?

— W tej chwili moglibyśmy sobie poradzić z każdym zestawem Imperialnej Marynarki — odpalił buńczucznie McKeon.

— Ty to masz marzenia! — przyznała Truman. — Nie patrz tak na mnie, bo wiesz, że to prawda. Patriotyzm i esprit de corps są godne pochwały, ale bufonada nie. Przestań błaznować i mów poważnie.

— Cóż, idealnie nie jest, ale Imperialna Marynarka to nie czterometrowe olbrzymy porośnięte futrem i władające magią. — McKeon nie do końca ustąpił. — Przyznaję, że mamy więcej niż zwykle niedociągnięć w wyszkoleniu załóg, ale jest też wśród nas sporo weteranów, a w Imperialnej Marynarce nie.

— To się zgadza, ale weź pod uwagę, że nim zaczęła się wojna, to Ludowa Marynarka miała i weteranów, i doświadczenia z wygranych wojen. Wojen na niewielką skalę, ale zawsze — zauważyła Honor. — My mieliśmy jedynie doświadczenia w zwalczaniu piractwa i od czasu do czasu jakiejś eskadry korsarskiej. Takie też doświadczenia ma w tej chwili Imperialna Marynarka.

— Może, ale my nie jesteśmy Ludową Marynarką, której zwycięstwa ograniczały się do podbojów pojedynczych systemów przeważnie dysponujących flotami niewiele lepszymi od takich właśnie eskadr korsarskich — McKeon mówił już zupełnie poważnie.

— Jakoś wątpię, żeby prezydent Ramirez zgodził się z tą oceną Marynarki San Martin — przycięła mu Truman ze śmiertelną powagą.

— Powiedziałem „przeważnie”. Co wy tak kupą na jednego — to nieuczciwe.

— Ale skuteczne. I pedagogiczne — poinformowała go Honor. — Poza tym analogia między przedwojenną Ludową Marynarką a tą, z którą walczyliśmy, jest raczej niebezpieczna i nietrafiona. Oficerowie, którzy w tych lokalnych wojenkach zyskali doświadczenie, w przytłaczającej większości byli legislatorami i zginęli podczas czystki, nim mieli okazję stawić nam czoło w walce. A ci, z którymi się spotkaliśmy, jak Parnell czy Alfredo Yu, wcale nie byli łatwymi przeciwnikami, mimo naszej przewagi uzbrojenia.

— Zaczynasz sama sobie przeczyć — sprzeciwił się McKeon. — Skoro mamy być zbyt pewną siebie Ludową Marynarką, a Imperium niedocenianym czarnym koniem, używanie jako argumentu faktu istnienia wyjątków takich jak Parnell wykazuje raczej fałszywość tego dowodzenia.

— Niezupełnie. Nawet Parnell nas nie doceniał, mimo że był dobry. To tylko podkreśla niebezpieczeństwo, z jaką łatwością nawet kompetentny oficer może stać się zbyt pewny siebie, zakładając, że doświadczenie jest cudowną bronią. To właśnie dajemy ci delikatnie do zrozumienia, na wypadek gdybyś kiedyś zaczął zdradzać podobne objawy — wyjaśniła cierpliwie Honor.

I uśmiechnęła się niewinnie.

— Trafiony! — prychnęła z satysfakcją Truman, widząc jego minę.

— No dobra — skapitulował McKeon. — Przyznaję, że przyda nam się dodatkowy czas na ćwiczenia, ale tak na serio to faktycznie irytuje mnie, że lecimy naokoło i używamy kuchennego wejścia.

— Wiem — przyznała Honor. — I wiem, że nie tylko ciebie. Ale pamiętaj, że nasze informacje o sytuacji pochodziły sprzed trzech tygodni w dniu, w którym opuściliśmy system Manticore. Nie chcę nieświadomie spowodować prowokacji ani stać się obiektem niespodzianek. Jeśli Imperium rzeczywiście planuje jakieś agresywne posunięcia w Konfederacji, po co dawać mu dodatkowy pretekst. A równocześnie jeśli istnieje realne zagrożenie starcia z Imperium, nie chcę zostać zaskoczona jego początkiem, znajdując się głęboko na obszarze tegoż Imperium.

— Rozumiem to i generalnie zgadzam się z tobą, i to właśnie jest główny powód mojej irytacji — powiedział już całkowicie poważnie McKeon. — Nie powinniśmy aż tak obawiać się prowokacji, żeby w celu uniknięcia jej nadkładać taki kawał drogi. Rozumiem, dlaczego jako odpowiedzialny dowódca stacji tak postąpiłaś, ale to nie znaczy, że podobają mi się okoliczności, w których takie postępowanie jest rozsądne.

— Mnie też nie — przyznała Honor. — Ale Alice i Wraith mają rację co do tego, jak bardzo jest nam potrzebny dodatkowy czas na ćwiczenia.

McKeon przytaknął i widać było, że to szczera zgoda. Niechętna, ale szczera. Niechęć zaś nie wynikała z tego, że się z nią nie zgadzał, ale z powodów, dla których, jak wiedział, Honor chwilowo wolała uniknąć czegokolwiek, co mogłoby doprowadzić do starcia.

Przez zaledwie cztery lata standardowe załogi Królewskiej Marynarki straciły formę w stopniu przerażającym. Dopiero teraz Honor zrozumiała, co Hamish miał na myśli, mówiąc o „zarazie zwycięstwa”, natomiast była pewna, że gdyby w Admiralicji i w linii pozostali ludzie, którzy do tego zwycięstwa doprowadzili, owa zaraza byłaby niewspółmiernie mniejsza.

Według niej zresztą głównym powodem rozprzężenia było nie tyle zwycięstwo, ile przykład idący z góry. Każda struktura militarna ma skłonność do przejmowania nastawień dowódców, od naczelnego zaczynając. Arogancja, lenistwo i brak kompetencji biurowych admirałów z politycznego nadania obecnie kierujących Admiralicją znalazły odzwierciedlenie u zbyt dużej i stale rosnącej części korpusu oficerskiego, a ich przykład z kolei demoralizował załogi. Na te ostatnie dodatkowy efekt wywarły redukcje personelu związane z redukcją floty, dziwnym trafem obejmujące nieproporcjonalnie dużą część starszych stopniem, a więc najbardziej doświadczonych podoficerów. W korpusie oficerskim sytuacja wyglądała inaczej, gdyż w pierwszej kolejności zwalniano rezerwistów, by mogli wrócić do floty handlowej i gospodarki. Zwiększyło to procentowy udział oficerów zawodowych w obecnej RMN, ale na jej wartość bojową wpłynęło wręcz odwrotnie, gdyż większość dobrych i doświadczonych ludzi odeszła dobrowolnie na połowę pensji, nie chcąc przykładać ręki do wyczynów Janaceka. Pozostali głównie ci, którym nowe podejście odpowiadało, wzmocnieni odwołanymi z nieaktywnego statusu nieudacznikami wyplenionymi przez Caparellego. Efektem było coś trudnego do szybkiego zauważenia dla oficerów nie mających dużych doświadczeń bojowych. Było to połączenie niechlujstwa, ślamazarności, przekonania o wyższości nad każdym, kto byłby na tyle głupi, by zaryzykować konfrontację z RMN, wiara, że ta pewność siebie gwarantuje zwycięstwo… Alarmy, ćwiczenia i manewry, od zawsze stanowiące nieodłączny element życia i służby w Royal Manticoran Navy, stały się więc zbędnym wysiłkiem.

Inną kwestią były niedoświadczone załogi, jako że olbrzymi wzrost liczby kutrów — tanie lekarstwo na braki w obronie systemowej wybrane przez Admiralicję — musiał dać taki skutek. Doświadczonych ludzi zostało zbyt mało i rozpłynęli się w morzu nowicjuszy, rozdzieleni do wszystkich systemów i na wszystkie okręty. Większość członków załóg kutrów została do nich przydzielona dopiero po ustaniu walk, co wyjaśniało ich braki, choć oczywiście ich nie usprawiedliwiało. Ci, którzy ich szkolili, mieli bowiem dostęp do wszystkich raportów dowódców skrzydeł, danych z sensorów i analiz bitew. Mieli też oryginalny podręcznik opracowany i uaktualniany na bieżąco przez Alice Truman. Ale nikt by się tego nie domyślił, znając stan wyszkolenia załóg w chwili, w której znalazły się w składzie Zespołu Wydzielonego 34.