Выбрать главу

Tym razem zmusiła się do serii głębokich oddechów.

Musiała poważnie popracować nad opinią dotyczącą sir Edwarda Janaceka, bo ostatnio zaczynała traktować go niesprawiedliwie, co mogło się na niej zemścić. Zapominała bowiem, że poza tym iż był głupi i pozbawiony takich cech jak honor czy moralność, był też cwany, umiał dbać o własne interesy i potrafił knuć intrygi. Niedocenianie przeciwnika mściło się, a ona nie zamierzała do tego dopuścić.

Podobnie jak nie zamierzała mu darować. Niczego.

Od strony grzędy rozległo się pełne aprobaty bleeknięcie.

Spojrzała ponownie przez okno, zmuszając się do podziwiania piękna miliardów srebrnych punktów na tle czarnego jedwabiu przestrzeni. Całości obrazu dopełniał błękitno-biały krąg Sidemore widoczny w lewym dolnym rogu, a dzięki lewemu oku widziała nie tylko krążące po jego orbitach okręty, ale także kolektory energii słonecznej, przekaźniki telekomunikacyjne, anteny sensorów szerokopasmowych czy stocznie remontowe.

Żadnego z tych obiektów nie było, gdy prawie dziesięć lat standardowych temu odwiedziła pierwszy raz system Marsh. Wtedy było to prawdziwe zadupie odwiedzane przez frachtowce jedynie na skutek pomyłki. I właśnie dlatego stanowiło idealną kryjówkę dla licznej bandy piratów, która opanowała system i planetę. Pod ich rządami zginęło 31 tysięcy mieszkańców Sidemore, wliczając w to ofiary „pokazowej” detonacji ładunku nuklearnego. I naprawdę głęboką satysfakcję sprawiała Honor świadomość, że nic podobnego już się nie powtórzy. Bo nawet gdyby Royal Manticoran Navy wycofała się za parę dni, już istniejąca flota systemowa dałaby sobie bez trudu radę z każdym piratem czy korsarzem na tyle głupim, by się tu zapędzić. A flota ta nadal rosła.

Nie tak jak graysońska, ale Sidemore nie było aż tak ważne dla Królestwa jak Grayson i dlatego też Królestwo nie zrobiło wszystkiego, co mogłoby stworzyć z planety tak uprzemysłowionego giganta, jak miało to miejsce w przypadku Graysona i tak wcześniej robiącego przez ponad sześćdziesiąt lat, co się tylko dało, by wyjść z zacofania i izolacji. Niemniej zainteresowanie Królestwa wynikało głównie z jego położenia, a nie z podziwu dla zalet mieszkańców, co Honor, mimo że kochała swą przybraną ojczyznę, uczciwie przyznawała.

Podobne względy zaważyły na przydatności Sidemore, ale Grayson był niezbędny dla bezpieczeństwa Królestwa, Sidemore zaś jedynie wygodny. Dlatego rząd Sidemore nie dostał takich samych gwarancji pożyczkowych, a planeta nie uzyskała takich zwolnień podatkowych czy ulg inwestycyjnych co Grayson. Ale właśnie dlatego to, czego przez ten okres tu dokonano, wywierało takie wrażenie, mimo iż wyglądało skromnie w porównaniu z osiągnięciami Graysona.

Jeszcze coś sprawiło Honor satysfakcję — Sidemore stało się planetą samowystarczalną, a na orbitach oprócz stoczni budujących mniejsze okręty czy remontujących duże pojawiły się też stocznie nastawione na budowę frachtowców. Te pierwsze były wynikiem potrzeb RMN i to za jej pieniądze powstały, te ostatnie były już inicjatywą władz planetarnych nader rozważnie wykorzystujących rozwój przemysłu i wzrost gospodarki. Jeśli nie nastąpi nic nieprzewidzianego, co doprowadziłoby do poważnych zniszczeń infrastruktury systemowej, Sidemore nawet po wycofaniu się Królestwa z tego rejonu powinno dalej się rozwijać i coraz śmielej wchodzić na szlaki handlowe Konfederacji, na których już zaczęło się pojawiać.

Stanowiło to dobitny przykład, jak należy postępować, by Konfederacja przestała być rajem dla piratów i miejscem nieustannych rzezi oraz bitew na różną skalę. Dzięki umożliwieniu mieszkańcom uzyskania pewnej zasobności otrzymywali możliwość zapewnienia sobie bezpieczeństwa, z której oczywiście natychmiast korzystali.

Niestety rząd Konfederacji był zbyt skorumpowany, by było to możliwe na szerszą skalę. I to także był powód, dla którego system Marsh odnosił takie sukcesy, a Królestwo zainteresowało się nim w pierwszej kolejności — ponieważ leżał poza granicą Konfederacji, żaden gubernator czy inna przekupna menda nie próbowała w zarodku zdławić czy wyssać wszystkiego z takiej inicjatywy.

Tyle tylko, że wszystko to nie miało zgoła nic wspólnego z powodami, które ją tu ponownie sprowadziły po tych wszystkich latach. Zmusiła się do odejścia od okna i powrotu za biurko, na którym zgromadziła się już spora kupka papierów. Mercedes co prawda oznaczyła najważniejsze, ale Honor i tak miała poważne opóźnienia w papierkowej robocie, co ta coraz częściej sygnalizowała wymownymi spojrzeniami. Zupełnie jakby brała lekcje u niejakiego Jamesa MacGuinessa…

Ponieważ zaś na popołudnie Honor wyznaczyła odprawę sztabów całego zespołu wydzielonego, nie było sensu dawać własnemu szefowi sztabu okazji do dodatkowego treningu. Dlatego westchnęła ciężko i zabrała się do lektury pierwszego.

* * *

Honor uniosła głowę znad listu od Howarda Clinkscalesa, słysząc głos Jamesa MacGuinessa, który bezgłośnie pojawił się w drzwiach kabiny.

— O co chodzi, Mac?

— Porucznik Meares prosił, bym pani przekazał, że właśnie skontaktował się z nim kapitan pewnego frachtowca z pytaniem, czy mógłby złożyć pani kurtuazyjną wizytę.

— Doprawdy?! — mruknęła, marszcząc z namysłem brwi.

Jej porucznik flagowy Timothy Meares, choć młody, wykazywał zadziwiająco wiele zdrowego rozsądku. Przejawiało się to choćby w przyjmowaniu pomocy i rady Maca w „zarządzaniu” Honor. Szybko zrozumiał, że MacGuiness lepiej niż ktokolwiek inny na pokładzie wie, czy Honor w danej chwili ma czas czy nie, i zdawał się na jego ocenę, czy i kiedy zawracać jej głowę rutynowymi sprawami.

Był też świadom, iż Honor spodziewa się, że wykaże rozsądek i inicjatywę w kwestii tego, co naprawdę wymaga jej uwagi, a ponieważ miał znacznie wyższą opinię o jej ważności niż ona sama, starał się, by takich spraw było niewiele. Wszystko to powodowało, iż sam fakt przekazania prośby MacGuinessowi był znaczący — najwidoczniej istniał jakiś powód, dla którego nie spławił próbującego wprosić się na obiad kapitana. To, że informacja nie została przez Maca odrzucona jako nieważna, sugerowało zaś, iż należy do istotnych, a to spowodowało gwałtowny wzrost jej zaciekawienia. Odruchowo sprawdziła emocje MacGuinessa i odkryła mieszankę oczekiwania, ciekawości i rozbawienia z odrobiną obawy.

— Mogę spytać, czy tenże kapitan powiedział, kim jest i dlaczego chciałby się ze mną spotkać? — spytała.

— Jak rozumiem, jest poddanym Korony, choć od lat działa w Konfederacji, ma’am, gdzie zdołał założyć małą, ale nader solidną firmę przewozową. Ma zgodę rządu Konfederacji na uzbrojenie swych statków i z informacji uzyskanych przez porucznika Mearesa wynika, że zniszczył przynajmniej tuzin jednostek pirackich w ciągu ostatnich dziesięciu lat standardowych. Jeśli chodzi o powód, powiedział dosłownie, że chciałby złożyć pani kurtuazyjną wizytę, wydaje mi się jednakże, że porucznik Meares podejrzewa, iż ma on jakieś informacje, które mogłaby pani uznać za istotne.

MacGuiness wygłosił to wszystko z kamienną twarzą i niewzruszenie poważnym spojrzeniem, ale jego rozbawienie znacznie wzrosło.