— Wojsko z reguły nie toleruje kręcących się wokół reporterów.
— Otóż to. Ale w tym przypadku w pełni rozumiem ich zastrzeżenia.
— Skoro obowiązuje blokada informacji, media będą opierać się wyłącznie na pogłoskach.
— Będziemy ogłaszać komunikaty, to oczywiste. Media codziennie będą otrzymywać skrót wiadomości.
— Ale niektórzy zaczną się zastanawiać, na ile są one dokładne. Uczestnicy wydarzeń mają tendencję do przedstawienia ich we własnym świetle.
Faure ze zmęczeniem w głosie odparł:
— Tak sądzę. Ale nie wolno pani podawać w wątpliwość słuszności działań sił pokojowych. Żołnierze wypełniali bardzo trudne zadania w wielu częściach świata. Zajęcie Brazylii, na przykład…
— Mówi pan — przerwała mu Edith — że o zabraniu reportera decydują wyłącznie siły pokojowe?
— Nie, absolutnie. Tylko…
— Bo sądziłam, że siły pokojowe podlegają bezpośrednio panu. Sądziłam, że to pan podejmuje ostateczne decyzje.
— Jak najbardziej!
— Jednakże w tym przypadku jest pan gotów przystać na ich warunki, prawda?
Wąsik Faure’a zadrżał lekko.
— Ależ skąd! Ja podejmuję decyzję, a oni się podporządkowują.
Edith uśmiechnęła się prześlicznie. Wiedziała, że ma go na haczyku.
— W takim razie z pewnością pan rozumie, jak ważna będzie obecność bezstronnego, zaufanego reportera na scenie wydarzeń.
Mina Faure’a wyraźnie wskazywała, że nie podoba mu się to zapędzanie w kozi róg. Ale powoli jego twarz rozpogodziła się i pokazał zęby w uśmiechu.
— Tak, ma pani słuszność — rzekł powoli. — To mój obowiązek. Tylko mój. Ciężar najważniejszych decyzji spoczywa wyłącznie na moich barkach.
Edith rozpoznała przebiegłość w jego oczach.
— Nie jest to łatwa decyzja, panno Elgin — mówił Faure. — Wyjątkowe porozumienia wymagają wyjątkowych… przygotowań.
— Jak mam to rozumieć? — zapytała, doskonale wiedząc, o co mu chodzi.
Pochylając się jeszcze bardziej i stukając pulchnym palcem w jej kolano, Faure powiedział:
— Mamy wiele do przedyskutowania. Może zjemy dziś razem kolację?
Zapłata w naturze. Edith zapanowała nad gniewem, gdy powiedziała sobie: Nawet po wszystkich tych latach walki o prawa kobiet przeklęta zapłata w naturze jest częścią robienia interesów. On ma władzą i dobrze o tym wie. Skoro ma wyświadczyć mi przysługą, spodziewa się wdzięczności. I widzi we mnie wyłącznie urodziwą blondynkę.
— Doskonale — powiedziała, myśląc: Nie po raz pierwszy rozłożysz nogi, by dostać dobry przydział. Czasami trzeba się poniżyć, żeby wspiąć się wyżej.
Lądowanie minus 96 godzin
Najemnik wbił oczy w wiadomość, która czekała na niego na ściennym ekranie.
— Zwierzyna biegnie do myśliwego — mruknął pod nosem.
Powoli ściągnął brudny kombinezon i zwinął go w kłębek, który w drodze pod prysznic rzucił na koję. Zajmował jedną ze starych kwater w Bazie Księżycowej. Większość ludzi narzekała na ciasnotę, ale on nie miał zastrzeżeń. Na dwóch ścianach wisiały inteligentne ekrany, niedawno zainstalowane. Kabina prysznica też była nowa.
Najemnik sprawdził, czy regulator temperatury nastawiony jest na minimum, wszedł do kabiny i puścił lodowatą wodę. Zwierzyna biegnie do myśliwego, pomyślał. Doug Stavenger chce się ze mną zobaczyć.
Od kiedy zaczął trenować jako snajper, w wojsku, uważał zabijanie za swego rodzaju obrzęd religijny. Uświęcony obowiązek. Wszyscy umierają, pytanie tylko, gdzie i kiedy. I jak.
Zabiję ich czysto. Nie jak niektórzy z tych świrów.
Po wojsku, gdy wstąpił do tajnej agencji wywiadowczej, miał czas i ochotę na studiowanie zwyczajów pierwotnych myśliwych, którzy wierzyli, że upolowane zwierzęta same przyszły do nich po śmierć. Zwierzyna biegnie do myśliwego.
Jeśli zrobisz wszystko jak trzeba, jeśli odprawisz właściwe obrzędy i dobrze się przygotujesz, wtedy ofiara przyjdzie do ciebie i poprosi, by wolno było jej umrzeć. Obejdzie się bez gadania, pomyślał. Ale przyjdą do mnie po śmierć.
Dokładnie jak Doug Stavenger. Do licha, on już wstąpił na ścieżkę ku śmierci.
Lądowanie minus 95 godzin 54 minuty
Węgier Zoltan Kadar szczycił się, że jest bystrzejszy i sprytniejszy od zwyczajnych śmiertelników. Fakt, był jednym z najlepszych astronomów na świecie, obdarzonym wyjątkową inteligencją.
Teraz jednak czuł się sfrustrowany i, co gorsza, lekceważony.
Z zaciśniętymi pięściami, wymachując rękami jak żołnierz na paradzie, kroczył korytarzem w kierunku biura dyrektora Bazy. Był raczej niski, dość szczupły, zwinny, zbudowany jak szermierz. Miał głębokie zakola i ciemne, proste włosy, które tworzyły ostry szpic nad gęstymi brwiami, nadając mu demoniczny wygląd. Z tego powodu ludzie nazwali go Draculą, choć kiedy poznali go lepiej, zmienili przezwisko na Franta. Kadar był dumny, że tak go widzą.
— Hej, Frant, dokąd idziesz?
Kadar odrobinę zwolnił kroku, gdy poznał Clemensa, szefa działu transportu. Harry Clemens był jednym ze starszych inżynierów, prawdziwym lunonautą, od lat pracującym w Bazie Księżycowej.
— Cześć, Harry.
Wytężając się, żeby dotrzymać kroku Kadarowi, Clemens — chudy, łysiejący, wątły — powiedział:
— Rany, masz taką minę, jakbyś zamierzał poprowadzić szarżę lekkiej brygady.
— Odwołali mój lot badawczy na drugą stronę — wycedził Kadar przez zaciśnięte zęby. — Zamierzam wciągnąć go z powrotem do harmonogramu.
— Aha, słyszałem. Paskudnie.
— Dla nich. Nie mogą ot tak sobie przerywać mi pracy.
— Pstryknął palcami lewej ręki.
— Wszystko stanęło w miejscu. Prowadzimy wojnę, wiesz.
— Ha!
— Totalny zastój, wiesz. Żołnierze sił pokojowych są w drodze.
— A co to ma wspólnego z budową obserwatorium po drugiej stronie?
Clemens, inżynier, umiał poznać kamienny mur na pierwszy rzut oka.
— Tutaj muszę skręcić. Pomagam grupie nanotech zamknąć żuki budujące kliper.
— Do zobaczenia, Harry.
— Mam nadzieję, że osiągniesz cel, aleja bym na to nie liczył.
— Do zobaczenia, Harry.
Po minucie marszu Kadar stanął przed biurem dyrektora Bazy. Stuknął raz w futrynę i otworzył drzwi.
Jinny Anson siedziała za biurkiem, rozmawiając przez wide-ofon z jakąś kobietą. Zerknęła na gościa i wskazała mu krzesło. Z jej miny wynikało, że zna cel jego wizyty.
— Gdzie jest Stavenger? — zapytał, gdy tylko wyłączyła ekran.
— Doug zajmuje się wojną. Ja jestem tymczasowym dyrektorem Bazy. — Nim Kadar zdążył zaczerpnąć tchu, dodała: — Wszystkie prace na zewnątrz zostały wstrzymane, Zoltan, nie tylko twoje.
— -Nie obchodzi mnie cała reszta. Ważna jest moja robota.
— Pewnie — przyznała dobrodusznie. — Ale nie możemy posłać satelity na drugą stronę, dopóki nie wyjaśni się sprawa z żołnierzami pokojowymi.
— Nie rozumiem, dlaczego. To satelita bezzałogowy. Sam zajmę się monitorowaniem. Mam gotowe wszystkie programy.
Z cierpliwym westchnieniem Anson wyjaśniła:
— Słuchaj, leci do nas kliper pełen żołnierzy, którzy chcą zająć Bazę. Zamierzamy ich powstrzymać — nie pytaj mnie, jak, bo to problem Douga.