Выбрать главу

— Ale co to ma wspólnego z moją pracą? — Kadar mimo woli położył nacisk na słowo „moją”.

— ONZ już zajęła stację L-1. Może obsadzono ją żołnierzami, może nie, nie wiemy.

— Ale co to…

— Obserwują nas, Zoltan. Obserwują każdy nasz ruch. Teleskopami, radarami i wszystkim innym, co tylko mają.

— I?

— Jak zareagują, gdy wystrzelimy rakietę? Nie zignorują tego. Może mają lasery dużej mocy i zestrzelą twojego ptaszka, zanim dojdą dokąd leci.

— Bzdura! Powiadomimy ich, jaki jest cel misji.

— Myślisz, że nam uwierzą? — Uśmiech złagodził poważną twarz Anson. — Uwierzą Węgrowi?

Kadar wyszczerzył zęby.

— To może być problem — przyznał.

— Nie chcemy zrobić czegoś, co mogłoby dać ONZ powód do rozpoczęcia bombardowania. Twoja rakieta będzie stać w hangarze do czasu zakończenia kryzysu.

— Bombardowania? Idiotyzm. Siedzimy tak głęboko pod powierzchnią, że nawet bomby jądrowe nie mogłyby wyrządzić nam krzywdy.

— Poważnie? — warknęła Anson. — Naprawdę chciałbyś sprawdzić tę hipotezę? A co z farmami solarnymi, katapultą i całym twoim sprzętem astronomicznym na dnie krateru? Co się z tym stanie?

Kadar skulił się na krześle jak nadąsane dziecko.

— Chcą porozmawiać ze Stavcngercm.

— Jest zbyt zajęty, żeby zawracać sobie głową takimi duperelami, Zoltan. Jako p.o. dyrektora mówię ci, że twoja rakieta nigdzie nie poleci.

Lekko wznosząc ciężkie brwi, Kadar powoli dźwignął się z krzesła i ruszył do wyjścia.

— Dzięki za poświęcony mi czas — burknął.

— Nie ma za co.

Kadar wyszedł na korytarz i cicho zamknął drzwi, mówiąc do siebie: Cholera, gdzie mogę znaleźć Stavengera?

Lądowanie minus 95 godzin 20 minut

— Kiedy wylądują? — zapytał Toshiro Takai.

Doug nie musiał spoglądać na zegarek.

— Za niecałe cztery dni.

Takai pokiwał głową i wydał odgłos pośredni między westchnieniem a jękiem.

Szli powoli dnem rozległego krateru Kopernik, gdzie była usytuowana baza Nippon Jeden, ponad tysiąc kilometrów od Bazy Księżycowej. Ponieważ łączyli się za pośrednictwem programu rzeczywistości wirtualnej, mogli spacerować po powierzchni bez skafandrów. Doug był ubrany w swój zwyczajny błękitny kombinezon; Takai miał strój perłowoszary, z białą czaplą — symbolem korporacji Yamagata — na piersi.

— Chciałem skontaktować się z waszą centralą w Tokio — oznajmił Doug — ale wydaje się, że mająjakieś kłopoty ze sprzętem odbiorczym.

— Pewnie twoje przekazy są zagłuszane przez siły pokojowe — powiedział Takai bez śladu emocji na szczupłej, kościstej twarzy. Miał trzydzieści parę lat, lecz mimo różnicy wieku Doug uważał go za rówieśnika.

Doug uśmiechnął się wymownie.

— Nasze transmisje są odbieranie przez Savannah, Tarawę, nawet Nowy Jork.

Takai zerknął na niego koso.

— Chcesz powiedzieć, że moi zwierzchnicy w Tokio postanowili z wami nie rozmawiać? — Głos miał cichy, ale pełen emocji.

— Chciałbym wiedzieć, na czym stoję — rzekł Doug spokojnie. — I na czym ty stoisz.

— Na środku najpiękniejszego krateru Księżyca!

Doug zaśmiał się z żartu. Choć nigdy nie spotkali się osobiście, znał Takai już trzy lata, od kiedy młody inżynier został dyrektorem bazy księżycowej Yamagaty.

Gdy ich wirtualne wizerunki spacerowały po powierzchni bez wzbijania obłoków pyłu, obaj siedzieli bezpiecznie w swoich biurach, głęboko pod powierzchnią. A jednak Doug mógł wyciągnąć rękę i poklepać Japończyka po ramieniu.

— Toshi, muszę znać zamiary Yamagaty. To dla nas ważne. Dla nas obu.

— Wiem.

Nippon Jeden była drugą czynną bazą na Księżycu. Celem jej istnienia, poza prowadzeniem badań naukowych, było wydobywanie helionu z regolitu i wysyłanie go do elektrowni termojądrowych powstających w Japonii, Chinach i innych krajach leżących nad Oceanem Spokojnym. Europa i Ameryka Północna wzbraniały się przed korzystaniem z energii termojądrowej — tam ruchy antynuklearne nie tylko trwały, ale były stale podsycane przez nano-luddystów.

Euro-rosyjskie konsorcjum zamknęło swój ośrodek w Grimal-di, kiedy wszedł w życie traktat nanotech. Załogi dokonujące napraw i konserwacji automatycznych instrumentów naukowych regularnie odwiedzały bazę, ale nawet one korzystały z LPT Master-sona lub Yamagaty.

— Zamierzacie zamknąć Nippon Jeden? — zapytał Doug, trochę przestraszony swoją bezpośredniością w rozmowie z japońskim przyjacielem.

— Nie mam takich instrukcji.

Cholera! — pomyślał Doug. To nie tylko unik; on naprawdę wykręca się od odpowiedzi.

— Toshi, naprawdę muszę wiedzieć, co planuje Yamagata.

Takai milczał przez długą chwilę, idąc wirtualnym dnem krateru i unikając spojrzenia Dougowi w oczy.

— A co wy planujecie? — zapytał wreszcie. — Z pewnością nie walkę z żołnierzami sił pokojowych.

— Proklamowaliśmy niepodległość. Żołnierze nie mają prawa nas niepokoić.

— Tylko wtedy, gdy ONZ uzna wasze roszczenia.

Doug pokiwał głową.

— Nie zrobią tego — zakrakał Takai. — Wiem, że nie.

— Nie byłbym taki pewien. Czas działa na naszą korzyść. Jeśli wytrzymamy i uniemożliwimy żołnierzom zajęcie Bazy, może przeciągniemy na naszą stronę opinię światową i…

— Czas działa na waszą korzyść, ale tylko do wylądowania żołnierzy — zaznaczył Takai.

— Ale możemy powstrzymać ich od zajęcia Bazy — oświadczył Doug z przekonaniem — i po prostu przeczekać. Wystarczy pokazać światu, że jesteśmy w stanie przetrwać, że możemy siedzieć tutaj i sami troszczyć się o siebie. Prędzej czy później wszyscy pogodzą się z faktem naszej niezależności.

Takai pokręcił głową.

— Śnisz na jawie, Doug.

— Nie. To sytuacja żywcem wyjęta z amerykańskiej wojny secesyjnej. Wystarczyło, żeby konfederaci utrzymali status quo, nie pozwolili podbić się Unii. Z czasem narody Europy uznałyby Skonfederowane Stany Ameryki za niezawisłe państwo.

— Ale tak się nie stało, prawda? — zapytał Takai łagodnym tonem.

— Możemy sprawić, że tak będzie tutaj.

— Nie, Doug. Nikt na to nie pozwoli, wierz mi.

Doug zawahał się, analizując nie tylko słowa Japończyka, ale ich ton. Wie więcej, niż chce mi powiedzieć, uświadomił sobie.

— Myślisz, że Japonia nie uzna naszej niepodległości, jeśli przepędzimy żołnierzy sił pokojowych?

— Nie, nie sądzę.

— Yamagata jest przeciwko nam? Muszę wiedzieć, Toshi. To sprawa życia i śmierci.

Takai nic nie powiedział.

— Więc? — nacisnął Doug.

Mina Takai zdradzała wewnętrzne napięcie.

— Polecono mi kontynuować dotychczasową działalność. Nippon Jeden ma pracować jak zwykle, mimo waszych obecnych… kłopotów.

Obaj wiedzieli, że Nippon Jeden przezornie wzbrania się przed stosowaniem nanotechnologii. Zamiast nanomaszyn, do pozyskiwania helionu z rud lunarnych używano niezdarnych buldożerów i staroświeckich spektrometrów masowych, co powodowało co najmniej dziesięciokrotny wzrost ceny izotopu.

Ale Nippon Jeden kupowała wodę od Bazy Księżycowej. Zamknij Bazę Księżycową, a japońska baza umrze śmiercią naturalną.

— Nie wyobrażam sobie, jak to będzie możliwe — powiedział Doug.

— Takie mam instrukcje.