Выбрать главу

— Przed obecnym kryzysem — mówiła, podchodząc płynnym krokiem do dwóch wielkich tytanowych zbiorników z otworami, do których powinny zostać podłączone rury — zamierzano wykorzystać tę część farmy do akwakultury eksperymentalnej. Pomysł polegał na spożytkowaniu części cennej tutaj wody do hodowania ryb, żab i alg. Tego typu hodowla, praktycznie przy zamkniętym obiegu wody, może dostarczyć więcej białka niż najnowocześniejsze uprawy hydroponiczne.

Jej uśmiech zgasł, a twarz spoważniała.

— Niestety, prace nad projektem zostały wstrzymane. Kierownictwo Bazy i przywódcy ONZ toczą rozmowy dotyczące niepodległości tej lunarnej placówki.

Obiektyw kamery wędrował powoli po rzędach zbiorników hydroponicznych, gdy Edith mówiła:

— Baza Księżycowa może się wyżywić. Choć od tygodnia nie wylądował tu żaden statek kosmiczny — wyjąwszy pojazd żołnierzy sił pokojowych, którzy próbowali zająć Bazę — członkowie tej społeczności są samowystarczalni. Przed przywódcami światowymi stoi następujące pytanie: Czy pozwolić zdeterminowanej Bazie Księżycowej na niepodległość?

Kamera zatrzymała się na rabacie Brudnoja.

— Mówiła Edith Elgin z Bazy Księżycowej.

Asystentka opuściła kamerę z przymocowanym ekranem promptera.

— Koniec.

— Dobra robota — pochwalił Doug, ściskając rękę Edith.

— I ani razu nie wspomniałam o nanomaszynach, prawda? — Edith uśmiechnęła się do niego.

— Spisałaś się na medal.

Jej uśmiech zgasł.

— Teraz muszę zmusić szyszki z sieci do puszczenia tego cholerstwa.

Nie puszczając jej ręki, Doug ruszył w kierunku hermetycznego włazu.

— Mam pewien pomysł.

— Jaki?

— Ty porozmawiasz z Atlantą, a ja z Kiribati.

Kiedy zadzwonił Doug, Tamara Bonai siedziała na dachu ho-telu-kasyna Tarawa Kiribati. Jako przewodnicząca zarządu Kiribati Corporation miała liczne i ważkie obowiązki. Wiedziała, że Amerykanie i Europejczycy uważają jej rodaków za dziecinnych wyspiarzy, a ją za figurantkę, atrakcyjny parawan osłaniający prawdziwe władze korporacji: Masterson Aerospace i przewodniczącego zarządu, Ibrahima al-Rashida.

Dopóki „kryzys księżycowy” nie rozpętał się niczym niespodziewany tajfun, była zadowolona z takiego stanu rzeczy. Kiribati Corporation ciągnęła niezłe zyski z Bazy, gdzie na potrzeby całego świata produkowano diamentowe klipry rakietowe, oraz z hoteli i kasyn rozrzuconych na dziesiątkach wysp rozległego Pacyfiku. Dziwne połączenie, nanoprodukcja na Księżycu i hotele dla turystów na tropikalnych wyspach, ale nie dziwniejsze niż w przypadku innych korporacji, które zarabiały na czym tylko było można.

Ojciec przekazał jej obowiązki w firmie. Spędził za biurkiem tyle lat, ile mógł; w końcu przeszedł na wcześniejszą emeryturę, żeby łowić ryby i bawić się z wnuczętami. Tamara, najmłodsza z pięciu córek i jedyna niezamężna, odziedziczyła stanowisko.

Wraz z obowiązkami stopniowo narastała presja ze strony ONZ, chcącej zmusić Kiribati do reaktywacji traktatu o zakazie stosowania nanotechnologii. Doskonale wiedząc, że zgoda będzie oznaczać śmierć Bazy Księżycowej, Bonai opierała sięjak najdłużej, szukając pomocy u Mastersona i w innych międzynarodowych korporacjach. Bez skutku. Szczególne zdziwienie, a nawet poczucie zawodu wzbudzał w niej fakt, że Rashid trzymał się z daleka od walki z ONZ. Na spotkaniach zarządu Masterson Corporation toczono burzliwe dyskusje, Joanna Brudnoj walczyła o przetrwanie Bazy Księżycowej, ale Rashid z uporem twierdził, że przed traktatem nanotech nie ma ucieczki; prędzej czy później będą musieli ulec.

A teraz Baza przeciwstawiła się Faure’owi i siłom pokojowym. Proklamowała niepodległość i Bonai popierała tę decyzję całym sercem.

Czy chcę zwycięstwa Bazy z powodu Douga? — zapytywała się w myślach. Nigdy nie widziała Douglasa Stavengera we własnej osobie; od kiedy się poznali, on zawsze był na Księżycu, a ona na Ziemi. Kontaktowali się wyłącznie przez wideofony albo łącza rzeczywistości wirtualnej. Jednak czuła, że Doug jest dla niej ważny; pewnego dnia mogłaby się w nim zakochać.

Siedziała przy stoliku blisko balustrady, która otaczała dach, patrząc na rozmigotany ocean i fale łamiące się na rafie za białą piaszczystą plażą. Asystent z armii pracowników hotelu przyniósł wideofon i ostrożnie postawił na stole.

— Pan Stavenger z Bazy Księżycowej — oznajmił.

Bonai podziękowała mu i włączyła aparat dotknięciem wy-manikiurowanego palca. Gdy wsuwała w prawe ucho słuchawkę, na maleńkim ekranie ukazała się poważna, przystojna twarz Douga.

— Tamaro, widziałaś nagranie, które przesłaliśmy parę godzin temu? — zapytał bez wstępu.

— Tak. Oficer sił pokojowych zabił się, prawda?

Zerknęła na ocean, czekając na jego odpowiedź, myśląc, że dzwonił do niej wyłącznie w interesach. Nie mamy kontaktów osobistych, pomyślała. Coś takiego nigdy nie przyszło mu do głowy.

— Global News Network ma kłopoty z podjęciem decyzji, czy puścić ten materiał — powiedział.

— O ile wiem, przechodzą samych siebie w manifestowaniu poparcia dla Faurc’a — odparła — choć nie mam pojęcia, co mogą zyskać.

Zobaczyła, że jakiś chłopak poluje z kuszą na ośmiornicę na płyciznach przy rafie. Strzelił i wyciągnął z wody papkowatą plątaninę macek. Ośmiornica wiła się bezradnie na końcu strzały, nie większa od jego ręki. Odciął jej głowę i spazmatyczne ruchy ustały. Tamara chciałaby tam być, też dobrze się bawić. Z Dougicm.

— Rozmawiamy z szefem sieci, powołując się na uczciwość dziennikarską i tak dalej — powiedział Doug. Nic czekając na jej komentarz, dodał: — Przyszło mi na myśl, że można by puścić nagranie w hotelach Kiribati — może nawet przekazać przez wasze satelity telekomunikacyjne do innych państw.

Lekko ściągnęła brwi.

— Ale czy nagranie nie jest własnością Global News? Czy transmisja nie naruszy praw autorskich? Nie mówiąc o reakcji ONZ.

Tym razem, czekając na odpowiedź, patrzyła na jego twarz. Był taki przejęty, taki zdeterminowany.

— Tak, z pewnością wywoła panikę. Ale musimy pokazać światu, co naprawdę tu się stało!

— Aha — powiedziała, rozumiejąc jego powody.

Doug mówił dalej:

— Potrzebujemy czasu antenowego, Tamaro! Musimy powiedzieć światu, że ogłosiliśmy niepodległość i że nie zabiliśmy tego kapitana sił pokojowych. Musimy przedstawić naszą wersję, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych.

— Żeby opinia publiczna wymusiła decyzję. Rozumiem.

Czekała prawic trzy sekundy. Zapytał:

— Zrobisz to dla nas, Tamaro? Pomożesz nam?

— Pod jednym warunkiem.

Uśmiechnęła się na widok jego zaniepokojonej miny.

— Jakim?

— Gdy będzie po wszystkim, przylecisz na Tarawę i wybierzemy się razem na ryby.

Też się uśmiechnął, gdy dotarły do niego jej słowa.

— Umowa stoi! — zapewnił gorąco.

Dzień ósmy

— To niedopuszczalne! — złościła się Joanna. — Już trzeci dzień przechodzimy kwarantannę!

Twarz ONZ-owskiego biurokraty na ekranie wideofonu wydawała się absolutnie niewzruszona i pusta jak u woskowego manekina.

— Ogromnie mi przykro, pani Brudnoj — odparł łagodnym tonem, który doprowadzał ją do białej gorączki — ale to dla waszego bezpieczeństwa. Nie macie państwo pojęcia, jakie wzburzenie spowodowała śmierć kapitana Munasinghe. Wyjście bez ochrony mogłoby okazać się tragiczne w skutkach.