Выбрать главу

Poczuła przenikające go drżenie.

— Przerwać…? Dlaczego? Nie możesz! Nie chcę, żebyś to robiła.

Czując się coraz bardziej żałośnie, powiedziała:

— Tyle się wydarzyło, w takiej niepewnej sytuacji… jeśli wystąpiąjakieś komplikacje…

Dotknął czule jej nagiego ramienia.

— Nic ci nie jest, prawda? Nie dzieje się nic złego, prawda?

— Nie, czuję się świetnie.

— W takim razie dlaczego mówisz o aborcji? To mi się nie podoba.

— Tylko… — Nie umiała zebrać myśli.

— Tylko co? Blokada? Tym się nie przejmuj. Nawet gdy zostaniemy odesłani na Ziemię, mamy podpisane kontrakty. Korporacja będzie musiała je uhonorować. Nie stracimy pracy.

— A jeśli dojdzie do walki?

— Nie żartuj. Nie mamy czym walczyć.

— Ale Doug powiedział, że Yamagata chce przejąć Bazę.

Wsparł się na łokciu i popatrzył na nią.

— A co to ma do rzeczy? I tak musielibyśmy wrócić na Ziemię, bo jesteś w ciąży.

— Ja musiałabym wrócić — zaznaczyła Claire. — To ja jestem w ciąży.

— Poleciałbym z tobą.

— Dlaczego? Nie jesteśmy małżeństwem. Nie jesteś do niczego zobowiązany.

Po chwili milczenia Nick zaśmiał się cicho.

— Więc to tak. Boisz się, że się z tobą nie ożenię.

— Nigdy nie…

Zamknął jej usta pocałunkiem.

— Posłuchaj, Claire. Kocham cię. Nasze dziecko też. Chcę się z tobą ożenić… jeśli ty też tego chcesz.

Objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie.

— Kocham cię, Nick. Szaleję za tobą.

Po dłuższym czasie, gdy odzyskał oddech, powiedział:

— Zatem koniec gadania o przerwaniu ciąży, dobrze?

— Dobrze.

Leżał cicho przez chwilę. Potem wymruczał:

— Ciekawe, czy w Bazie jest ktoś, kto ma prawo udzielić ślubu…

Doug siedział na brzegu stołu niedaleko wyjścia z kafeterii, dopóki Kadar nie opadł z sił. W Grocie została ledwie garstka ludzi. Większość odeszła dawno temu.

Edith stała przy minikamerach, nagrywając monolog Kadara. Kiedy wreszcie astronom zlazł ze stołu i ruszył w stronę dwuskrzydłowych drzwi, Doug podszedł do niej powoli.

— Ty to się lubisz poświęcać — powiedział, gdy wyłączyła obie kamery.

Uśmiechnęła się szeroko.

— Wydaje się, że występ przed kamerą sprawił mu przyjemność. Gadał przez pół godziny.

— Czy ten materiał na coś ci się przyda?

Zaczęła zdejmować kamery z trójnogów.

— Możliwe — rzuciła przez ramię. — Podłożyć ścieżkę dźwiękową, dodać grafikę…

— Artystyczną?

— Macie rysunki obiektu, prawda? Szkice wykonane przez architekta?

— Grafiki komputerowe.

— Świetnie. Idealnie.

Doug pomógł jej złożyć trójnogi, potem wziął je w rękę.

— Pożyczyłam je z waszego laboratorium fotograficznego — powiedziała Edith.

— Aha. A już myślałem, że przeszmuglowałaś do Bazy pod mundurem sił pokojowych.

Spojrzała na niego badawczo.

— Jak na faceta, który stoi w obliczu klęski, humor ci dopisuje.

— Pewnie przez towarzystwo.

Ruszyli do wyjścia. Oprócz nich w Grocie był tylko Bam Gor-dette, kręcący się przy drzwiach.

— W którą stronę do laboratorium fotograficznego? — zapytała Edith. — Nadal gubię się w tych tunelach.

— W korytarzach — poprawił Doug. — Nazywamy je korytarzami. Ja odniosę trójnogi. Nie ma potrzeby, żebyś nadkładała drogi. Laboratorium jest za twoim pokojem.

— Masz na myśli tę maciupeńką mnisią celę, którą mi przydzieliłeś?

— Przestronnością i luksusem dorównuje prawie wszystkim innym w Bazie Księżycowej.

— Założę się, że twoja kwatera jest większa.

Doug poczuł, że się rumieni.

— No tak, ale ja jestem stałym mieszkańcem…

— I wielką szychą.

— Twoja kwatera nie różni się od pokoi krótkoterminowych. W gruncie rzeczy jest lepsza od wielu innych.

— Poważnie?

Droczy się ze mną, pomyślał. A ja dobrze się bawię. Gordette przytrzymał drzwi, gdy wychodzili na korytarz.

— Dzięki, Bam — powiedział Doug.

Gordette bez słowa pokiwał głową. Doug z miejsca o nim zapomniał, idąc z Edith w kierunku jej pokoju.

— Powiedz mi o nanożukach — poprosiła.

Światła w korytarzu zostały przygaszone na noc. Nagie kamienne ściany wydawały się miękkie, mniej surowe.

— O tych, których użyliśmy do wystraszenia żołnierzy?

— Nie. O tych w twoim ciele.

Doug popatrzył w jej jasnozielone oczy. Jest reporterką, przypomniał sobie. Interesuje ją temat, nie ty.

— Jakieś osiem lat temu dostałem naprawdę potężną dawkę promieniowania. Zostałem zaskoczony na powierzchni podczas rozbłysku słonecznego. Moja matka sprowadziła profesora Zimmermana i Kris Cardenas. To Zimmennan wpompował we mnie nanomaszyny.

— Uratowały ci życie.

— Niejeden raz — przyznał.

— Nadal masz je w sobie?

Pokiwał głową.

— Zimmennan zrobił ze mnie królika doświadczalnego. Żuki, które mi wstrzyknął, są zaprogramowane na ochronę moich komórek przed infekcją i innymi rodzajami zniszczeń.

— I tak po prostu są w tobie? Rozmnażają się?

— Zimmerman twierdzi, że się naprawiają albo reprodukują, gdy zachodzi taka potrzeba.

— Czujesz je? — zapytała, krzywiąc się na samą myśl.

Roześmiał się.

— Nie bardziej niż ty swoje pęcherzyki płucne czy erytrocyty.

— Moje co?

— Czerwone ciałka krwi — wyjaśnił. — Twój pokój.

— Księżycowy Hilton.

— Naprawdę jest taki zły?

Wystukała kombinację na zamku elektronicznym.

— Sam zobacz — powiedziała, odsuwając drzwi i zamaszystym gestem zapraszając go do środka.

Doug postawił trójnogi pod ścianą na zewnątrz i wszedł do pokoju Edith. Był standardowy, mniej więcej dziesięć metrów kwadratowych, może trochę więcej. Koja z wbudowanymi szufladami, biurko i krzesło, siatkowe krzesło z lunarncgo plastiku, składany stolik z dwoma stołkami, pusta ścienna etażerka.

— Masz własną łazienkę — powiedział, wskazując uchylone drzwi. — Nie ma powodów do narzekań.

— Prysznic włącza się wtedy, kiedy odpoczywam.

Lekko wzruszył ramionami.

— Automat. Wody w zasadzie nam nie brakuje, ale nie lubimy jej marnować.

— A potem włączają się te dmuchawy.

— Suszarki. Elektryczność jest tania.

— Mimo wszystko to nie jest Ritz.

— Poczułabyś się lepiej, gdybyś miała z sobą jakieś osobiste drobiazgi.

Ze smutkiem pokiwała głową.

— Przybyłam z lekkim bagażem, prawda?

Doug podszedł do ściennego panelu przy wezgłowiu łóżka i włączył ekran. Na ścianie ukazała się dolina krateru. Edith wstrzymała oddech. — A niech to!

— Nikt ci nie powiedział o inteligentnych ścianach?

— Pewnie, powiedział, ale nie wiedziałam, że można wyglądać na zewnątrz. To coś w rodzaju okna, prawda?

Doug przysunął stołek do koi i nauczył ją obsługiwać elektroniczny wyświetlacz.

Edith siedziała na brzegu łóżka i oglądała martwe, surowe pejzaże Księżyca. Potem Doug pokazał jej pliki biblioteki Bazy: głównie programy edukacyjne, choć nie brakowało też rozrywkowych.

— Mamy również kursy uniwersyteckie. Niektóre wykłady są fascynujące. Wszystkie są multimedialne.