Prawnik wzniósł brew.
— Nielegalnie. Możemy zażądać miliardów odszkodowania.
McGrath patrzył na niego przez kilka długich sekund.
— To dopiero byłby temat, prawda? — zapytał retorycznie. — Global News Network podaje państwo Kiribati do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, ponieważ banda na wpół nagich wyspiarzy miała dość oleju w głowie, by nadać materiał jednego z reporterów działu informacyjnego Global, podczas gdy dział informacyjny Global wolał siedzieć z założonymi rękami!!!
— Wykonywali pańskie rozkazy — zaznaczył prawnik łagodnie.
— To prawda, szefie — dodał szef programowy. — Nie może pan winić wydziału informacyjnego za trzymanie się pańskich zaleceń.
McGrath skrzyżował mięsiste ramiona na piersi.
— Cholera, wyszliśmy na dupków — warknął po chwili.
— O ile mi wiadomo — zaczął szef biura prawnego — Edie Elgin przysłała nam swój materiał. Zgodnie z pańskim poleceniem nie odpowiadaliśmy na telefony z Księżyca — poza tym spodziewaliśmy się, że wróci z żołnierzami.
— No dobra, zgadza się — mruknął McGrath — powiedziałem, żeby nie puszczać niczego, co napłynie z Bazy Księżycowej. Ale to przecież nasza reporterka, do cholery! Pokazuje światu, że Faure łże jak pies. I że Baza proklamowała niepodległość. Czy tutaj nikt nie potrafi samodzielnie myśleć?
Zapadła krępująca cisza.
Prawnik powiedział pojednawczym tonem:
— Najwyraźniej Elgin albo ktoś inny z Bazy rozesłał materiał do kilku stacji na świecie. Może próbowała skontaktować się z jednym z naszych biur, żeby uzyskać potwierdzenie odbioru.
— Nie mamy biura w Kiribati — warknął McGrath.
— To prawda. Ale te wyspy są rozrzucone na znacznej części Pacyfiku. Ktoś musiał przechwycić materiał i nadać go piracko.
— Co możemy zrobić, w myśl przepisów prawa?
— Pozwać ich, oczywiście.
— McGrath pokręcił głową.
— Nie zamierzam chwalić się przed całym światem, że wyszliśmy na durniów.
— Coś musimy zrobić — upierał się prawnik — choćby tylko dla ochrony naszych praw autorskich.
McGrath pienił sią przez chwilę w milczeniu.
— Porozmawiam z ludźmi, którzy tam rządzą. Spróbuję załatwić sprawę po cichu.
Szef programowy wtrącił:
— Jak teraz będzie z Bazą Księżycową?
— Edie Elgin nadal tam jest?
Wiceprezesi pokiwali głowami.
— W takim razie, cholera, puszczajcie jej materiały. Jako jedyni mamy reportera w Bazie Księżycowej. Wykorzystajmy to do maksimum!
— A pańska umowa z Faure’em…?
— Pieprzyć go! Myślicie, że Organizacja Narodów Zjednoczonych jest ważniejsza od Global News Network?
Ibrahim al-Rashid nie był uszczęśliwiony, kiedy asystentka — gibka Jamajka o ciemnych, migdałowych oczach, mówiąca z rozkosznym zaśpiewem — poinformowała go, że z Bazy Księżycowej nadano kolejny program. Rashid w ponurym milczeniu obejrzał reportaż z farmy. Serce mu zamarło, gdy Edie Elgin powiedziała, że Baza Księżycowa może utrzymywać się sama i nie potrzebuje zaopatrzenia z Ziemi.
Program jeszcze się nie skończył, gdy zabrzęczał cicho inter-kom. Rashid zerknął na ekran: GEORGES FAURE, ORGANIZACJA NARODÓW ZJEDNOCZONYCH, NOWY JORK.
Z westchnieniem wyciszył dźwięk i włączył widcofon. Twarz Faure’a nawet na małym ekranie wyglądała ponuro.
— Widział pan najnowsze doniesienia? — zapytał Faure bez wstępów.
— Właśnie oglądam.
— Sytuacja pogarsza się z każdą chwilą. Teraz cały świat wie, że Baza Księżycowa chce być niepodległa.
— Myślałem, że stacja Global News zgodziła się na blokadę.
— W istocie. Ale gdy Kiribati ją przerwało, Global i inne sieci wycofały się z umowy.
Rashid zgarbił się w fotelu. Kiribati. To znaczy, że Tamara Bonai mnie zdradziła. A Joanna już tu jest i nastawia innych członków zarządu przeciwko mnie.
— Byłem przekonany — Faure niemal warczał — że Kiribati Corporation jest pod pańską kontrolą.
— Ja też tak sądziłem. Najwidoczniej obaj popełniliśmy błąd.
— Trzeba coś zrobić, żeby go naprawić!
— Co pan proponuje?
Faure zrobił groźną minę. Na małym ekranie wyglądał niemal komicznie, jak rozzłoszczony krasnal.
— Mogę zadać panu to samo pytanie.
— Wezwę osobę odpowiedzialną za zaistniały stan rzeczy. Dopilnuję, żeby sytuacja już się nie powtórzyła.
— Za późno — warknął Faure. — Szydło wyszło z worka, nie zdołamy wepchnąć go z powrotem. Wszystkie agencje informacyjne oblegają moje biuro prasowe, prosząc o pozwolenie na wysłanie reporterów do Bazy Księżycowej.
— Nie musi pan się godzić — odparł Rashid.
— Oczywiście! Ale agencje i tak będą rozpowszechniać wszelkie materiały propagandowe nadawane z Bazy Księżycowej!
Rashid po chwili namysłu z niechęcią przyznał mu rację.
— W takim wypadku — powiedział do wściekłego sekretarza generalnego — pozostaje nam tylko skontrowanie ich propagandy naszą.
— Tak, a w tym czasie Trybunał Haski zadecyduje, czy Baza Księżycowa może być uznana za niepodległe państwo.
— Z pewnością może pan opóźnić posiedzenie.
— Tylko do pewnego stopnia.
— Wystarczy czasu na wysłanie silniejszego kontyngentu żołnierzy do Bazy Księżycowej?
Faure lekko skinął głową.
— Tak, chyba tak.
Przez jakiś czas po rozmowie z Faure’em Rashid siedział za biurkiem, z palcami złączonymi przed twarzą, kołysząc się lekko do przodu i do tyłu. Zastanawiał się, co zrobić z Tamarą Bonai. Transmisja programu z Bazy Księżycowej musiała być jej sprawką. Sprzeciwiała się wszystkiemu, nad osiągnięciem czego tak długo pracował.
Wiedział, że niebawem dojdzie do ostatecznej rozgrywki z Joanną. Joanna kaptuje członków zarządu, by zyskać przewagą na sesji nadzwyczajnej. Bonai niewątpliwie stanie po jej stronie, chyba że ją powstrzymam.
Problem polegał na tym, ze Bonai była nie tylko marionetkowym prezesem dętej Kiribati Corporation. Była również szefem rządu Kiribati i praktycznie głową państwa.
Trzeba będzie postępować bardzo ostrożnie, pomyślał. Ale muszę sobie z nią poradzić, w taki czy inny sposób.
Uśmiechnął się lubieżnie. Bonai jest bardzo piękna. Kontakty mogą okazać się owocne — w taki czy inny sposób.
Dzień piętnasty
Zbudził go telefon od Joanny. Mało brakowało, a włączyłby obraz, ale Edith poruszyła się i wymamrotała sennie:
— O co chodzi?
— Nic takiego — szepnął, całując jej nagie ramię. — Śpij dalej.
Wyśliznął się z łóżka i podreptał do biurka po drugiej stronie ścianki działowej. Telefon brzęczał cicho, uparcie.
Krzesło ziębiło go w nagie pośladki. Podniósł staroświecką słuchawkę i cicho powiedział:
— Stavenger, słucham.
Opóźnienie świadczyło, że to rozmowa z Ziemi. Matka zapytała cierpko:
— Gdzie jesteś? Czemu nie ma obrazu?
Doug uśmiechnął się lekko.
— Bo tutaj jest prawie czwarta nad ranem, mamo i nie jestem ubrany. — Wcisnął guzik na konsoli telefonu. Na ścianie naprzeciwko biurka ukazała się twarz matki, nieco większa niż w rzeczywistości.
— Co u ciebie? — zapytał i prawie w tej samej chwili usłyszał to samo pytanie.
— Odbyłam długą rozmowę z Rashidem. Przyznał się, że pracuje nad fuzją z Yamagatą.