Выбрать главу

Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Dobrze wiedział, o czym myśli. Czy będzie chciała pokazać się w towarzystwie czarnego?

— Dobra — powiedziała z rezerwą. — W Grocie o siódmej.

Dopiero po chwili dotarło do niego, że się zgodziła.

— A więc do zobaczenia — powiedział z niekłamaną radością.

I odszedł wzdłuż długiego szeregu pustych skafandrów, wiszących pod hełmami jak średniowieczne zbroje. Zadecydował, że wróci tu po kolacji i skończy robotę.

Stavenger prędzej czy później wyjdzie na powierzchnię, a wtedy usterka w skafandrze zabije go.

Później tego samego dnia Doug siedział w biurze Jinny An-son, rozmawiając z nią oraz szefami działu wydobywczego, transportu i badawczego.

Anson przestawiła meble i teraz podłużny stół konferencyjny stykał się z biurkiem jak pionowa laska z daszkiem litery T.

Kris Cardenas siedziała przy stole, naprzeciwko Zoltana Kadara, astronoma. Nikt nie zaprosił Węgra na zebranie strategiczne; zjawił się wraz z innymi i zajął krzesło, zanim ktokolwiek zdążył mu zwrócić uwagę. Jego bezcenny satelita geodezyjny został wystrzelony poprzedniego dnia, więc Doug zastanawiał się, czego chce teraz.

Na kanapie pod ścianą siedział Bam Gordette, patrząc i przysłuchując się w milczeniu. Stał się moim cieniem, pomyślał Doug. Wszędzie za mną chodzi. Nic nie mówi, tylko omiata wszystko tymi ciemnobrązowymi oczami jak detektyw na scenie przestępstwa. Potem nowa myśl spadła mu do głowy: A może Bam uważa się za mojego ochroniarza? Bo zachowuje się jak ochroniarz. Uśmiechnął się do siebie. Tutaj nie potrzebuję ochrony, nie w Bazie Księżycowej. Ale był mu niemal wdzięczny za troskę.

Doug zajął miejsce przy końcu stołu, naprzeciwko Anson, która siedziała za biurkiem.

— Zaprosiłam was tutaj… większość z was — dodał, uśmiechając się krzywo do Kadara — żeby omówić możliwości obrony przez następnym atakiem żołnierzy sił pokojowych.

— Myślisz więc, że wrócą — powiedziała Deborah Paine, szefowa działu badawczego. Miała kędzierzawe jasne włosy i sylwetkę klepsydry, doprowadzającą wielu mężczyzn do szaleństwa. Tak się składało, że była bardzo poważnym biologiem, pierwszorzędnym administratorem naukowym i zadowoloną z życia lesbijką.

— Wrócą — przyznał Doug. — Faure opóźnia negocjacje, jak tylko może. Będzie chciał rozwiązać sytuację siłą, żeby nie doszło do jakiegoś kompromisu.

— My też nie chcemy kompromisu — warknęła Anson. — Niepodległość albo wojna.

Harry Clemens, szef transportu, oburącz złapał się za łysą głowę i mocno przechylił z krzesłem do tyłu. Doug pomyślał, że zaraz się przewróci.

— A zatem musimy przygotować się do obrony?

— Zgadza się — odparł Doug.

— Przed czym?

— Żołnierzami sił pokojowych — odezwał się Vince Falcone, kierownik działu wydobywczego.

— Gorzej — powiedział Clemens swoim miłym, łagodnym głosem.

— To znaczy? — zapytał Falcone.

— Jedna skromna głowica jądrowa zdetonowana paręset metrów nad dnem krateru załatwi wszystkie nasze farmy solarne.

— Ale mamy zapasowy reaktor jądrowy. Jest pogrzebany… — zaczął Doug.

— Druga głowica wybuchnie na powierzchni i rozwali nasz generator.

Falcone poważnie pokiwał głową.

— Nawet nie będzie musiała być jądrowa. Wystarczy konwencjonalna, jeśli precyzyjnie namierzą cel.

— Dobra — powiedział Doug, patrząc na nich po kolei. — Najpierw musimy ustalić, czym mogą nas zaatakować. Następnie trzeba się zastanowić, jak obronić się przed każdym możliwym zagrożeniem.

— Powodzenia — mruknął Falcone. Był zbudowany jak hydrant, miał krótkie grube ręce i smagłą twarz z wiecznym grymasem niezadowolenia. Zamiast zwykłego kombinezonu wolał nosić ciemny golf i wygodne, luźne dżinsy, które utykał w cholewkach starych kowbojskich butów.

— Może jest sposób obrony przed pociskiem atomowym — powiedziała Deborah Paine.

Doug poczuł, jak brwi podjeżdżają mu do połowy czoła.

— Fizycy używali magnesów katapulty do zasilania akceleratora cząstek — mówiła Paine. — Gdyby skupić wiązkę na nadlatującym pocisku, można by zniszczyć zapalnik.

— Jesteś pewna? — zapytał Doug.

— To stare rozwiązanie z obrony antyrakietowej, którą siły pokojowe mają na orbicie Ziemi.

— Z bomby robi niewypał? — zapytał Falcone.

— Tak. Głowica uderzy w dno krateru, ale nie wybuchnie.

— I tak zniszczy cześć paneli słonecznych — zauważył Clemens.

— Tak, ale niewiele — powiedział Falcone.

— Możemy w ten sposób skupić wiązkę cząstek? — zapytał Doug.

Paine wzruszyła ramionami. Wszyscy mężczyźni uznali, że zrobiła to z dużym wdziękiem, choć wiedzieli, iż wcale nie chce im się przypodobać.

— Muszę zapytać fizyków — odparła. — Będzie mnóstwo czasu na wycelowanie wiązki, jeśli wystrzelą pocisk z Ziemi. Kilka dni.

— Załóżmy, że zajmą L-1 i zrobią ze stacji bazę wypadową. Mogą strzelić stamtąd.

Paine pokiwała głową.

— I tak będziemy mieć parę godzin, może więcej.

— Może mniej — powiedziała Anson — jeśli zaprogramują rakietę na pełen ciąg.

— Może.

Doug zwrócił się do Cardenas:

— Kris, nad czym pracujecie z Zimmermanem? Macie coś pożytecznego?

Westchnęła.

— Willi nabił sobie głowę wykorzystaniem nanomaszyn do uczynienia człowieka niewidzialnym. Miałam nadzieję, że przy okazji wyniknie coś praktycznego, ale jak na razie nic nie osiągnął.

— A twoja praca?

— Możemy służyć pomocą medyczną, naturalnie. Co do broni, nie wymyśliłam nic z wyjątkiem pożeraczy. Możemy zaprogramować je na zjadanie metalu, jeśli chcesz.

— Nie możemy rozrzucić pożeraczy na dnie krateru — zaoponował Doug.

— Czemu nie? — zapytała Anson. — Tylko na krótko.

Doug zaczął odliczać na palcach.

— Po pierwsze, najprawdopodobniej wylądują w dzień…

— Można zaprogramować pożeracze do działania w świetle Słońca, prawda? — Anson zwróciła się do Cardenas.

— To trudniejsze, ale wykonalne. Martwiłabym się o dezaktywację.

— Po drugie — podjął Doug — co powstrzyma pożeracze od zniszczenia farm solarnych i sprzętu wokół lądowisk, a nawet katapulty?

Anson ściągnęła usta. Potem uśmiechnęła się szeroko.

— Tak, to byłoby jak strzelenie sobie w nogę, prawda?

— W głowę — poprawił Clemens z zaskakującym ferworem.

Doug zrozumiał, że nie podoba mu się myśl o nanomaszynach, które zjadają metal. Odwracając się na krześle, żeby spojrzeć na Gordettc’a, zapytał:

— Bam, gdybyś dowodził żołnierzami, jak zabrałbyś się do zajęcia Bazy?

Gordette potrząsnął głową.

— Nie byłem oficerem tylko szeregowcem.

— Wśród nas jesteś generałem — powiedziała Anson.

— Jak myślisz, co zrobią? — nacisnął Doug.

— Powoli, niechętnie, Gordette podniósł się z kanapy. Oczy wszystkich skupiły się na nim.

— Cóż, na początek zgadzam się z panem Clemensem. Zaczną od zbombardowania, żeby pozbawić nas prądu.

— Głowicami jądrowymi?

— Najprawdopodobniej. Ale mogą użyć pocisków konwencjonalnych, żeby rozwalić generator, jeśli dokładnie określą lokalizację.

— Mają te same mapy co my — burknął Falcone.

— Co potem? — zapytał Doug.