Masterson Corporation była właścicielem Bazy Księżycowej i zarządzała nią od początków, gdy lunarna placówka składała się z garstki podpowierzchniowych schronów u stóp gór pierścieniowych olbrzymiego krateru Alfons.
Baza powstała i rozwijała się dzięki nanotechnologii.
Nanomaszyny wielkości wirusów przetrząsały regolit w dolinie krateru Alfons, wyłuskując tlen i o wiele rzadsze atomy wodoru nawiane przez wiatr słoneczny. Kiedy w rejonie bieguna południowego odkryto pola lodowe, nanomaszyny zbudowały i konserwowały rurociąg dostarczający wodę na odległość ponad tysiąca kilometrów. Z krzemu występującego w regolicie nanomaszyny skonstruowały ogniwa słoneczne, które zaopatrywały powiększającą się Bazę w coraz większe ilości energii elektrycznej. Nanomaszyny zbudowały katapultę elektromagnetyczną, która wystrzeliwała ładunki rud księżycowych do zakładów na orbicie Ziemi’.
I nanomaszyny wydobywały atomy węgla z asteroid przelatujących w pobliżu Ziemi, a następnie z czystego diamentu budowały klipry rakietowe, będące najnowszym produktem eksportowym Bazy i głównym źródłem zysków. Diamentowe klipry były nie tylko najlepszymi na świecie statkami kosmicznymi; zaczynały także dominować na ziemskim rynku transportu towarów i pasażerów na duże odległości.
ONZ-owski traktat o zakazie stosowania nanotechnologii zabraniał prowadzenia jakiejkolwiek działalności nanobadawczej i na-noedukacyjnej w krajach, które zostały jego sygnatariuszami. Siedem lat wcześniej, kiedy stało się jasne, że Stany Zjednoczone podpiszą traktat — to amerykańscy nanoluddyści byli autorami wstępnego projektu — Masterson Corporation utworzyła marionetkową firmę w wyspiarskim państewku Kiribati i na nią przeniosła prawa własności Bazy Księżycowej. Dopóki Kiribati nie sygnowało traktatu, pracownicy Bazy Księżycowej mogli legalnie używać nano-maszyn, niezbędnych do życia jak powietrze.
Ale w dzień po tym, jak Tamara Bonai, szefowa rządu Kiribati niechętnie złożyła swój podpis pod traktatem, sekretarz generalny ONZ — Georges Faure — osobiście zadzwonił do Joanny Sta-venger i poinformował ją, że Baza Księżycowa ma dwa tygodnie na zakończenie wszystkich operacji nanotechnologicznych, badawczych i edukacyjnych.
Dokładnie dwa tygodnie później, co do minuty, wszystkie łącza komunikacyjne Ziemi z Bazą Księżycową zostały odcięte. Z Korsyki wystartował statek kosmiczny z oddziałem sił pokojowych ONZ na pokładzie, rozpoczynając niespieszną pięciodniową podróż na Księżyc.
— Nie masz pojęcia, jak nas naciskali — powiedziała Bonai, robiąc smutną minę. — Posunęli się do tego, że zabronili turystom odwiedzać nasze ośrodki wypoczynkowe. To była blokada ekonomiczna. Wykończyliby nas.
— Nie mam do ciebie pretensji — odparł Doug. — Chciałem ci tylko powiedzieć, że ogłaszamy niepodległość. Jako niezawisłe państwo, które nie podpisało traktatu, będziemy mogli kontynuować prace nanotechnologiczne bez względu na Faure’a i jego żołnierzy.
Uśmiechnęła się nieznacznie.
— Czy będziecie honorować kontrakty z korporacją Kiribati?
Baza Księżycowa sprzedawała diamentowe klipry i inne produkty towarzystwom przewozowym za pośrednictwem Kiribati Corporation.
— Tak, oczywiście — zapewnił Doug. — Gdy tylko sytuacja się wyklaruje.
— Rozumiem. My z pewnością nie sprzeciwimy się waszej niepodległości.
Uśmiechnął się do niej.
— Dzięki, Tamaro. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Minęły trzy sekundy.
— Życzę szczęścia, Doug.
— Jeszcze raz dziękuję. Szczęście z pewnością się przyda.
Lądowanie minus 114 godzin
Wieści rozeszły się po korytarzach Bazy Księżycowej z prędkością dźwięku. W pracowniach i biurach, w kwaterach mieszkalnych i laboratoriach, w porcie kosmicznym, przy katapulcie, nawet na powierzchni, gdzie pracowała garstka ludzi w skafandrach, powtarzano te same słowa: Jesteśmy w stanie wojny. Żołnierze ONZ zmierzają do Bazy.
Najwyższy czas, pomyślał najemnik. Po latach opieprzania się, uników i prób zagadania problemu na śmierć, dyplomaci w szykownych garniturkach zarzucili tę wymijającą taktykę i wreszcie przystąpili do działania.
Na chwilę oderwał się od wykonywanej pracy, która zresztą sprawiała mu sporą satysfakcję. Nikt nie podejrzewał, że jest głęboko zakonspirowanym agentem, profesjonalnym zabójcą. Zainstalowany w Bazie prawie przed rokiem, wniknął w środowisko i czekał stosownej chwili. Gdy postawił stopę na Księżycu, stracił kontakt z mocodawcami i musiał działać na własną rękę.
Unieruchomić Bazę Księżycową. Taki był cel jego misji. Od’ wielu miesięcy badał wszystkie systemy i personel Bazy. Podpo-wierzchniowe korytarze były żałośnie bezbronne w przypadku sabotażu. Każdy haust powietrza, każda cząsteczka wody zależała od skomplikowanej maszynerii kierowanej przez wyrafinowane programy komputerowe. Najemnik wiedział, że w tym przypadku „wyrafinowane” oznacza mało odporne. Wirus komputerowy mógł rzucić Bazę Księżycową na kolana w ciągu paru godzin, może nawet minut.
Jego misja obejmowała jeszcze jedno zadanie. Usunąć kierownictwo. Jego zwierzchnicy używali słów takich jak „unieszkodliwić” i „zneutralizować”. Mieli jednak na myśli „zabić”.
Trochę szkoda, pomyślał najemnik. Ci ludzie są całkiem fajni, ci faceci, z którymi pracują. Kobitki też. Ale nie zrobią im krzywdy. Moim celem jest kierownictwo. Brudnojowie, Jinny Anson i chłopak Stavengera.
Kiwając głową, jakby na potwierdzenie słuszności swojej misji, wrócił do pracy. Rób, co do ciebie należy, powiedział sobie. Bez fuszerki. Żadnych niedociągnięć; żadnych błądów.
Lądowanie minus 113 godzin 22 minuty
Doug siedział sam w swoim pokoju, wpatrując się w pusty ekran ścienny. Proklamować niepodległość, myślał. Tak po prostu. Poinformować „doliniarzy”, że już nie podlegamy Kiribati Corporation ani żadnej innej firmie czy rządowi na Ziemi. Jak to wyrazić?
Jego kwatera, nie większa od biura, należała do nowych „apartamentów”, w których można było urządzić osobny salonik i sypialnią. Miała nawet prywatną łazienką.
Doug odchylił się w wygodnym fotelu z miękkiej pianki plastikowej i poprosił komputer o wczytanie amerykańskiej Deklaracji Niepodległości z programu historycznego. Zmniejszył dokument do mniej imponującego rozmiaru, potem studiował go przez kilka minut. Wreszcie pokręcił głową. To było dobre w 1776, powiedział sobie, ale my żyjemy prawie trzysta lat później. Wtedy wysławiali się okropnie koturnowo.
Poza tym, myślał, wszyscy poznaliby źródło. Zostałbym oskarżony o plagiat. Zły początek nowego państwa.
Wrócił myślami do swoich studiów historii wojennej. Ten amerykański generał, który dowodził wojskami sprzymierzonymi w Europie podczas II wojny światowej… jak on się nazywał? Ike jakoś tam.
Wystarczyło parę dotknięć wskaźnikiem laserowym, by pojawiła się multimedialna biografia Dwighta Eisenhowera. Doug ściszył dźwięk i powoli przewijał dokument, szukając zwięzłego oświadczenia, które Eisenhower przesłał do Waszyngtonu po kapitulacji nazistów. Jego adiutanci opowiadali się za napisaniem długiego, kwiecistego elaboratu, pełnego szumnych frazesów i przy-kadzania pod adresem różnych generałów. Eisenhower odrzucił ich sugestie i napisał… aha, jest: „Misja sił sprzymierzonych wypełniona o 02:41 czasu lokalnego, 7 maja 1945”.
O to chodzi, powiedział sobie Doug. Krótko i węzłowato.
Chrząknął i zawołał do komputera:
— Dyktafon. — Po chwili namysłu wolno i wyraźnie powiedział: — Baza Księżycowa niniejszym proklamuje niepodległość i zwraca się z prośbą o przyjęcie w poczet członków Organizacji Narodów Zjednoczonych.