Выбрать главу

Faure wyglądał jak z żurnala: gołębioszary garnitur z kamizelką w kolorze nieba, krawat w tym samym odcieniu błękitu i nieskazitelnie biała koszula — kolory ONZ. Joanna, świadoma, że będzie musiała konkurować z jego elegancją, założyła klasyczną białą sukienkę z rękawem trzy czwarte i dekoltem na tyle głębokim, by przyciągnąć kamery, a do tego złoty naszyjnik, bransoletkę i kolczyki stylizowane na inkaskic słońca.

Weszli do sali drzwiami umieszczonymi naprzeciwko siebie i przez chwilę stali razem przed długim stołem okrytym suknem, gdy fotoreporterzy robili zdjęcia. Nic spoglądali na siebie, tylko na wprost, jakby rozdzielał ich niewidzialny mur.

Kamery szumiały cicho, gdy asystent Faure’a przyniósł dokument w skórzanych okładkach i rozłożył go na stole. Dopiero wtedy Joanna i Faure usiedli na krzesłach z wysokimi oparciami.

Patrząc na rzędy kamer, Faure wziął ze stołu jedno z wielu piór.

— Podpisanie niniejszego porozumienia nada bieg misji miłosierdzia do zbuntowanej Bazy Księżycowej, umożliwiając ratunek sześćdziesięciu pięciu osobom, które zostały uwięzione na Księżycu przez godny pożałowania upór tamtejszego kierownictwa.

Pochylił głowę i wykaligrafował swoje nazwisko w dolnej części dokumentu. Potem z promiennym uśmiechem wyciągnął pióro w stronę Joanny.

Ignorując jego gest, Joanna wzięła inne pióro. Ona też patrzyła w obiektywy kamer.

— Lot ewakuacyjny jest koniecznością wynikającą z bezprecedensowych posunięć Organizacji Narodów Zjednoczonych przeciwko Bazie Księżycowej, której mieszkańcy proklamowali polityczną niezależność i powinni być traktowani jako równoprawni członkowie ONZ.

Złożyła zamaszysty podpis, starając się, żeby był większy od drobnych, zbitych liter sygnatury Faure’a.

Zgromadzona za nimi grupka dygnitarzy i pracowników ONZ zaklaskała zdawkowo. Faure zgarnął pióra i zaczął rozdawać je widzom.

— Panie Faure! Pani Brudnoj! — zawołali reporterzy.

Faure podniósł ręce jakby w geście kapitulacji, ale powiedział:

— Przykro mi, z uwagi na brak czasu nie będziemy odpowiadać na pytania. Mam napięty harmonogram. — Podniósł się z krzesła.

Joanna z uśmiechem powiedziała:

— Ja mam dużo czasu. Proszę zadawać pytania.

— Co się dzieje w Bazie Księżycowej?

— Kiedy pani zdaniem Trybunał Sprawiedliwości rozpatrzy waszą sprawę?

— Dlaczego Baza Księżycowa nie może się zgodzić na zamknięcie operacji nanotechnologicznych?

— Jak pani się czuje, uczestnicząc w buncie przeciwko całemu światu?

— Po kolei! — poprosiła Joanna. — Po jednym na raz, proszę.

Faure poczerwieniał i opadł z powrotem na krzesło.

— Jak długo Baza Księżycowa może opierać się siłom pokojowym?

Joanna zerknęła na Faure’a, potem na reporterów.

— Baza Księżycowa jest fizycznie samowystarczalna. Wytwarza dość żywności na własne potrzeby, a ogniwa słoneczne zbudowane z lunarnego regolitu pokrywają zapotrzebowanie na energię elektryczną…

— Zbudowane przez nanomaszyny?

— Tak. Nanomaszyny są podstawą życia w Bazie Księżycowej. Wytwarzają powietrze, którym oddychamy i oczyszczają wodę, którą pijemy. Używamy ich do powiększania i konserwacji naszych farm energii słonecznej i, oczywiście, do budowy kliprów rakietowych, które sprzedajemy liniom aerokosmicznym na całym świecie.

— Mówi więc pani, że Baza Księżycowa może opierać się w nieskończoność?

— Tak, naturalnie, chyba że zostanie zaatakowana przez przytłaczające siły militarne, które zabiją większość mieszkańców.

— Panie Faure, czy ONZ zaatakuje Bazę Księżycową?

Wyraźnie walcząc o zachowanie panowania, Faure odparł:

— Narody Zjednoczone mają obowiązek dopilnować przestrzegania prawa międzynarodowego. Traktat o zakazie stosowania nanotechnologii zabrania korzystania z nanomaszyn, jednak, jak przed chwilą słyszeliście z ust pani Brudnoj, Baza Księżycowa z uporem kontynuuje swoje ukradkowe praktyki.

— W tym nie ma nic ukradkowego — zaznaczyła Joanna. — Działamy najzupełniej jawnie.

— Traktat o zakazie stosowania nanotechnologii sformułowany jest jednoznacznie! — warknął Faure. — I odnosi się do wszystkich państw na Ziemi!

Joanna chłodno oświadczyła:

— Baza Księżycowa nie leży na Ziemi, a nanomaszyny, których tam używamy, nigdy nie opuszczą Księżyca. Nie stanowią żadnego zagrożenia dla nikogo na Ziemi.

— Prawo jest prawem! — Wąsy Faure’a lekko zadrżały.

— A prawo mówi, że każde państwo, które nie ratyfikuje traktatu nanotech, nic podlega jego postanowieniom.

— Ale Kiribati sygnowało traktat.

— A Baza Księżycowa ogłosiła polityczną niezależność.

— Czy Baza Księżycowa może przetrwać bez nanomaszyn? — zapytał jeden z reporterów.

— Nie — odparła Joanna stanowczo.

— A widzicie? — Faure lekceważąco wzruszył ramionami. — Odmawiają przestrzegania prawa.

— Nie stanowimy zagrożenia dla nikogo na Ziemi — powtórzyła Joanna.

— Skąd ta pewność? — zapytał Faure. — Skąd mamy wiedzieć, co wasi naukowcy robią czterysta tysięcy kilometrów stąd?

— Proszą przysłać inspektorów do Bazy Księżycowej. Zaproponowaliśmy, że pokażemy inspektorom ONZ wszystko, co tylko sobie życzą. Propozycja nadal jest aktualna.

Reporter z tylnych rzędów zawołał:

— Mówi pani, że pozwolicie inspektorom ONZ przyjrzeć się wszystkim waszym operacjom nanotcchnologicznym?

— Oczywiście — odparła Joanna. — Wysunęliśmy tę propozycją na samym początku. Nadal jest aktualna, jeśli pan Faure chciałby z niej skorzystać.

— Co pan zrobi, panie sekretarzu generalny?

Faure czubkiem palca musnął wąsik.

— Oczywiście, mamy w planach wysłanie inspektorów do Bazy Księżycowej. Kilku weźmie udział w misji miłosierdzia, ale ten fakt nie zmienia zasadniczej sytuacji. Baza Księżycowa musi podporządkować się prawu!

Joanna szybko powiedziała:

— Ale jeśli — lub raczej kiedy — Trybunał Sprawiedliwości uzna niepodległość Bazy Księżycowej, wtedy operacje nanotechnologiczne będą kontynuowane zgodnie z prawem.

Reporterzy nie byli zainteresowani prawnymi subtelnościami. Podchwycili nowy temat.

— Wysyłacie inspektorów do Bazy Księżycowej?

— Kogo?

— Jak się nazywają? Z jakich krajów pochodzą?

Faure wzniósł ręce, by uciszyć pytania. Z lekkim uśmiechem satysfakcji, że uwaga znów skupia się na nim, powiedział:

— Proszę państwa! W obecnej chwili nie mogą ujawnić wszystkich szczegółów.

Joanna pomyślała: Jasne, że nie, ty kłamliwy mały pierdoło.

Postanowiłeś wysłać inspektorów minutę temu, wymyśliłeś to na poczekaniu.

Ale uznała, że nie warto go zawstydzać. Wizyta inspektorów może być krokiem ku niepodległości Bazy Księżycowej, a nie chciała robić nic, co mogłoby temu przeszkodzić.

Masz swoje małe zwycięstwo, pomyślała. Ciesz się nim. Na razie.

— To dobre wieści — powiedziała Jinny Anson. — Mam rację?

Doug poprosił ją i Kris Cardenas o spotkanie w Grocie, żeby przy kolacji omówić najświeższe wiadomości z Ziemi. Sam przyszedł z Edith i teraz oboje siedzieli naprzeciwko dwóch kobiet. Pochylając się nad swoją tacą, Doug odparł:

— Dobre z politycznego punktu widzenia, jak sądzę.