Выбрать главу

Doug stracił przytomność. Ręce zatrzepotały konwulsyjnie, całe ciało zadygotało, a potem znieruchomiało. Serce pracowało, wyrzucając krew przez przecięte arterie Wykrwawiał się.

Mijały cenne milisekundy. Setki milionów nanomaszyn zwijały się jak w ukropie. Jedne chwytały pojedyncze atomy i umieszczały je na właściwych miejscach z determinacją ludzi, którzy układają worki z piaskiem w przerwanym wale przeciwpowodziowym. Inne metodycznie rozrywały kropelki krwi wsączające się do płuc, rozkładały płyn na molekuły gazu. Doug zakaszlał i zwymiotował, gdy nanomaszyny gładko połączyły tętnice szyjne i zaczęły zamykać ranę w gardle.

Niemal polowa krwi wypłynęła na koję, ścianę, nawet sufit, nim nanomaszyny uszczelniły tętnice i zahamowały główny krwotok. Zamknięcie rany w gardle trwało dłużej — cale minuty.

Doug nie odzyskał przytomności, a wręcz pogrążył się w głębszej śpiączce, gdy nanomaszyny oczyszczały płuca i przyspieszały naturalny mechanizm produkcji czerwonych krwinek przez szpik. Mimo ich zabiegów ilość krwi w ustroju była niebezpiecznie niska. Organizm potrzebował osocza i płynów. Doug leżał, balansując między życiem a śmiercią, niezdolny do ruchu, niezdolny otworzyć oczu ani wyrwać się ze śpiączki.

Parę godzin później Edith wróciła do pokoju, zmęczona, a jednocześnie podekscytowana mistrzowskim przeprowadzeniem programu. O kurczę, jestem dobra, myślała, zasuwając drzwi i idąc do sypialni, żeby zobaczyć, co robi Doug.

Wrzasnęła, kiedy zobaczyła krew. Kolana się pod nią ugięły i czuła, że zaraz zemdleje.

Nie! — przywołała się do porządku. Sprowadź pomoc! Prędko!

Rzuciła się do telefonu i wezwała lekarza. Potem wróciła do Do-uga. Choć wokół było pełno krwi, nie dostrzegła ran, tylko czerwoną kreskę na szyi. Wyglądała jak skaleczenie kartką papieru. Ale przecież Doug dosłownie pływał w krwi — krew była na koi, na ścianie, na suficie. Był nieprzytomny. Ale oddychał. Naprawdę? Walcząc z narastającą paniką, Edith przyjrzała mu się uważnie. Oddychał powoli, głęboko, jak człowiek pogrążony w spokojnym śnie.

Zespół medyczny wpadł do pokoju: lekarz i dwóch sanitariuszy oderwanych od innych obowiązków.

— Do licha, co tu się stało? — Doktor Montana ponurym wzrokiem ogarnął scenę.

Gdy razem biegli za wózkiem do izby chorych, zasypywał ją pytaniami, na które nie umiała odpowiedzieć, Zimmerman i Kris Cardenas pochylali się nad łóżkiem w izbie chorych. Jinny Anson z bladą i roztrzęsioną Edith u boku patrzyła z niepokojem zza szyby okna obserwacyjnego. Towarzyszył im wysoki młody Japończyk; Doug pamiętał, że to jeden z inspektorów ONZ.

Kiedy wreszcie otworzył oczy, Zimmerman wpatrywał się w niego z takim natężeniem, jakby chciał go zbudzić czystą siłą woli. Wyglądał jeszcze bardziej niechlujnie niż zwykle, włosy miał rozczochrane, kamizelkę i marynarkę rozchyloną na wielkim brzuchu. Patrzył jednak łagodnie, jak dziadek na śpiącego wnuka.

— To się robi nudne — wyszeptał Doug. Głos miał ochrypły, zgrzytliwy.

Rysy Zimmermana natychmiast stwardniały, zastygając w zwykłym grymasie dezaprobaty.

— Soi Nawet kot ma tylko dziewięć żywotów — rzekł szorstko. — Ty swoje wykorzystujesz w zawrotnym tempie.

— Nie bez pomocy — wychrypiał Doug. Spostrzegł, że ma dojścia dożylne na obu rękach. Monitory popiskiwały cicho gdzieś za jego głową.

— Co się stało? — zapytał Zimmerman.

Doug zamrugał, rozpamiętując.

— Bam. Leroy Gordette. Próbował mnie zabić. — Chrapliwy głos wyrażał zdziwienie i żal z powodu zdrady Gordette’a.

— Gordette? — zapytała Cardenas, mrużąc niebieskie oczy. — Ten były żołnierz?

— Poderżnął mi gardło — powiedział Doug, obmacując szyję. Nie znalazł rany, nie poczuł bólu.

Edith wepchnęła się do ciasnej klitki, Anson za nią. Inoguchi został po drugiej stronie okna obserwacyjnego.

Edith rzuciła się na Douga i zalała łzami, które powstrzymywała od wielu godzin.

— Myślałam, że nie żyjesz!

Doug przytulił ją; czuł, jak szloch wstrząsa jej ciałem.

— Nic mi nie jest — wyszeptał w złote włosy. — Już dobrze.

— Boże, ależ się bałam — wychlipała. Pocałowała go w usta, wprawiając innych w lekkie zakłopotanie.

Gdy Doug wypuścił ją z objęć, Anson wysunęła przypuszczenie:

— To on musiał uszkodzić twój skafander.

— Tak. — Doug spróbował podnieść się na łokciach. Natychmiast opadł z powrotem na poduszkę, bo pokój zawirował jak szalony.

— Straciłeś dużo krwi — powiedział Zimmerman, patrząc na monitory nad łóżkiem. — Potrzebujesz czasu, żeby odrobić straty.

— Gdzie jest Bam? — wychrypiał Doug.

Anson wzruszyła ramionami.

— Każę ochronie go poszukać. — Wyszła z izby chorych.

— Naprawdę dobrze się czujesz? — zapytała Edith, wycierając oczy.

— Naprawdę. Ale jestem słaby.

— Transfuzja postawi cię na nogi — podsunęła Cardenas.

Doug zastanawiał się przez chwile.

— Ile mamy w zapasie? Jeśli zostaniemy zaatakowani, będziemy potrzebować dużo krwi.

— Żadnej transfuzji — Zimmerman sprzeciwił się stanowczo. — Chcę wiedzieć, ile czasu moje nanomaszynki potrzebują na odtworzenie krwi. Transfuzja zafałszowałaby wynik.

Edith zaczęła coś mówić, ale Doug złapał ją za rękę. Uśmiechnął się blado do starego profesora.

— Nadal jestem chodzącym laboratorium, co? Zimmerman skrzywił się gniewnie.

— Tylko że więcej czasu spędzasz na plecach niż na nogach.

— Proszę mi wierzyć, dla mnie to też nie jest zabawne. Doktor Montana wpadł do izby chorych i natarł na nich z autorytetem despotycznego kacyka.

— Skoro nie wolno robić mu transfuzji — warknął, łypiąc koso na Zimmermana — niech przynajmniej odpocznie.

— Jestem trochę śpiący — przyznał Doug. — I głodny.

— Moje nanomaszyny potrzebują energii — mruknął Zimmerman.

Montana musnął jedną z rurek.

— Jesteś karmiony dożylnie.

— Może zjeść coś konkretnego — powiedział Zimmerman.

Montana zrobił sceptyczną minę, ale nie skomentował.

Edith pocałowała Douga i wszyscy odeszli, doktor i Zimmerman pogrążeni w ożywionej, prowadzonej szeptem dyskusji, kto powinien podejmować decyzje dotyczące pacjenta. Parę minut później pielęgniarka przyniosła tacę zjedzeniem i pomogła mu usiąść. Doug zjadł szybko, a zaraz potem zasnął.

Kiedy się ocknął, zobaczył Edith siedzącą w małym pokoju obserwacyjnym po drugiej stronie szyby, wpatrzonąw skupieniu w ekran laptopa. Dojścia dożylne zniknęły. Czuł się na tyle dobrze, by usiąść o własnych siłach. Zakręciło mu się w głowie, ale zawroty szybko przeminęły. Przycisnął guzik, który podniósł wezgłowie łóżka i oparł się wygodnie.

Pielęgniarka wpadła do izby chorych. Na jej twarzy radość walczyła z irytacją.

— Nie powinieneś…

— Konam z głodu — powiedział. — Kiedy dostanę ćoś do jedzenia?

Dziewczyna omiotła wzrokiem monitory.

— Przyniosę ci następną porcję.

Edith wyłączyła laptop i minęła się z nią w drzwiach. Po szybkim pocałunku Doug zapytał:

— Znaleźli Gordctte’a?

— Nie — odparła. — Zabrał traktor i wyjechał zaraz po próbie zabójstwa.

— Ciągnik? — Umysł Douga pracował na najwyższych obrotach. — Traktorem nie pokona całej drogi do Kopernika.