— Do Kopernika?
— Do bazy Yamagaty, Nippon Jeden. — Doug uznał, że taki jest plan Gordettc’a. — Wie o naszej sytuacji tyle, co każdy z nas, Edith. Może powiedzieć żołnierzom, jakie są nasze słabe punkty i czego się po nich spodziewamy.
— Ale powiedziałeś, że daleko nie zajedzie.
— Może umówił się, że po niego wyjadą. Mógł nadać sygnał przez L-1.
— Przecież L-1 nie pracuje, prawda?
— Dla nas nie, ale dla Yamagaty tak.
Pielęgniarka przyniosła tacę z podwójną kolacją. Doug podziękował jej i rzucił się na jedzenie jak wilk.
— Edith, zadzwoń do Jinny Anson. Zapytaj ją, czy można wyśledzić ciągnik Gordctte’a. Muszę wiedzieć, dokąd się kieruje.
— Po co?
— Żeby go zatrzymać.
Inoguchi i Zimmerman siedzieli przy małym stoliku w kącie Groty, sącząc sok owocowy. Wielka pieczara świeciła pustkami, jednak szeptali po cichu jak konspiratorzy, głowa przy głowie.
— Miał podcięte gardło? — Inoguchi już dawno przestał udawać obojętność. Jego oczy zdradzały zdumienie, a głos niedowierzanie zaprawione podziwem. — Jest pan pewien?
Zimmerman przełknął łyk soku i ściągnął brwi, patrząc na szklankę.
— Sądząc z ilości krwi w pokoju, została przecięta przynajmniej jedna tętnica szyjna.
— Przecież nic nie wskazuje na takie obrażenia.
— Maszyny pracują w czasie rzędu milisekund.
— Naturalne czynniki powodujące krzepnięcie krwi także, ale nic nie byłoby w stanie zahamować w porę krwawienia tętniczego.
— Być może maszyny uaktywniły mięśnie szyi i użyły ich do zaciśnięcia rany.
— Niemożliwe!
Profesor machnął pulchną ręką.
— Widział pan rezultat.
Inoguchi żałośnie pokręcił głową.
— Jestem dzieckiem. W porównaniu z pańskimi osiągnięciami moja praca w Kioto przypomina zajęcia w przedszkolu.
— Korzyści z cenzury i waszego ukochanego traktatu — syknął Zimmerman z jadem w głosie. — Pan pracuje nieświadomy tego, co zostało dokonane lata temu.
— Teraz rozumiem.
Zimmerman podniósł szklankę do ust, zmienił zdanie. Z trzaskiem postawił szklankę na stoliku.
— Jeśli można tak powiedzieć, ten młody człowiek jest moim długofalowym eksperymentem. Umierał z napromieniowania, kiedy wstrzyknąłem mu nanomaszyny, osiem lat temu…
— Osiem lat temu? — Inoguchi drgnął. — Był na biegunie południowym z Brennartem?
Zimmerman zamrugał.
— Tak. Brennart tam umarł.
— Ja też tam byłem. W pobliżu. Połamałem żebra podczas lądowania. Korporacje Mastersona i Yamagaty rywalizowały o zajęcie pól lodowych w południowym regionie polarnym.
— So. To wtedy wstrzyknąłem nanomaszyny Douglasowi Stavengerowi. Niektóre były wyspecjalizowane, inne zaprogramowane bardziej ogólnie.
— I ma je w sobie przez te wszystkie lata?
— Zawsze w nim będą. Tworzą układ symbiotyczny.
— Jak nieożywione maszyny mogą pozostawać w symbiozie z żywym organizmem? — zapytał Inoguchi wyzywająco.
— Widział pan, czego dokonały? Jak inaczej pan to nazwie?
— Ale prawdziwa symbioza…
Rozprawiali godzinami, nie podnosząc głosu, twardo broniąc swoich racji i zajadle atakując stanowisko oponenta. Zimmerman był ogromnie ubawiony tą dyskusją; od wyjazdu ze Szwajcarii doskwierał mu brak intelektualnej stymulacji.
— Szkoda, że musi pan wrócić do Kioto — powiedział w pewnej chwili.
— Może nie — odparł Inoguchi.
— Chce pan tu zostać? Chciałby pan ze mną pracować?
— Jak najbardziej.
Zimmerman błysnął uśmiechem.
— Doskonale! Może pan poprosić o azyl i…
— Obawiam się, że pan nie rozumie — powiedział Inoguchi, uśmiechając się uprzejmie.
— Czego nie rozumiem?
— Badania w Kioto, choć są w powijakach, muszą być prowadzone w najgłębszej tajemnicy, gdyż Japonia podpisała traktat i tym samym moja działalność jest sprzeczna z prawem.
— Proszę więc przenieść się do Bazy Księżycowej!
— Kiedy Yamagata Industries przejmie Bazę, przylecę tutaj i podejmę badania nanotechnologiczne bez dotychczasowych przeszkód. Proponuję panu pozostanie w Bazie nawet wtedy, gdy wszyscy inni będą musieli ją opuścić. Może pan tu zostać i kontynuować badania.
Zimmerman przetrawił jego słowa i wybuchnął:
— Łaskawie pozwala mi pan zostać w Bazie Księżycowej i pracować dla pana?
— Ze mną — poprawił Inoguchi.
— Ale dla Yamagaty?
— Tak, naturalnie.
Zimmerman zmiażdżył go wzrokiem.
— Mógłby pan kontynuować niczym nie ograniczone badania — kusił Inoguchi. — Nie musiałby pan wracać na Ziemię ani przerywać pracy.
Zimmennan rzekł lodowato:
— Zakłada pan, że Yamagata zajmie Bazę.
Z nieznacznym uśmiechem młodszy mężczyzna odparł:
— To nieuniknione, profesorze. Może smutne, ale nieuniknione. Baza Księżycowa nie oprze się połączonym siłom pokojowym i specjalnym.
— Nawet jeśli stanie się niewidzialna?
— Co? — Inoguchi z konsternacją ściągnął brwi. — Co pan mówi?
— Nieważne — odparł Zimmerman, kręcąc głową.
— Niewidzialna? Jak…?
— Powiem panu tylko tyle, młody człowieku. Wasze siły pokojowe i specjalne mogą zniszczyć Bazę Księżycową i zabić wszystkich mieszkańców, ale nigdy jej nie zajmą. Nie damy się podbić! Prędzej umrzemy, niż skapitulujemy! Moja w tym głowa.
— Nie mówi pan poważnie! Oferuję panu możliwość kontynuowania pracy, jakby nic się nie stało.
Parskając ze złości, Zimmerman dodał:
— Ma mnie pan za durnia? Myśli pan, że jestem amoralnym egocentrykiem pokroju waszego Georges’a Faure’a? A może renesansowym pacykarzem, chętnym sprzedać się każdemu panu, byle tylko płacił? Nie jestem von Braunem, nie będę pracować dla pierwszego lepszego reżimu, który pozwoli mi na realizację celu. Baza Księżycowa jest moim domem i będę go bronić do końca! Wolność albo śmierć!
Inoguchi nigdy w życiu nie był równie zaskoczony. Ten człowiek myśli jak samuraj, powiedział sobie.
Dzień czterdziesty trzeci
— Nie możesz za nim iść — powiedziała Edith. — Nie możesz nawet wstać z łóżka!
Doug uśmiechnął się do niej i wskazał kciukiem monitory nad głową.
— Popatrz na ekrany, Edith. Wszystko w normie, prawda?
Powiodła wzrokiem po ekranach i z powrotem spojrzała na niego.
— Doktor powiedział mi…
— Doktor ściśle trzyma siq przepisów. Zimmerman chce obserwować, jak sprawiają się nanożuki. Ale ja muszę znaleźć i zatrzymać Bama.
— Dlaczego ty? Dlaczego nie ochrona?
— Bam nie podda się bez walki. Nie chcą nikogo narażać.
— Po tym, jak próbował cię zabić?
— To moja sprawa, Edith — powiedział Doug spokojnie. — Mój obowiązek.
Pokręciła głową.
— Nie myśl, że pomogę ci nadstawiać karku.
— Muszę iść, Edith. Idź do naszego pokoju i przygotuj mi świeże ubranie.
— Nie!
— Możesz pójść ze mną — zaproponował, starając się ją przekonać. — Mówiłaś, że chcesz wyjść na zewnątrz.
— Zimmerman się nie zgodzi.
— Nie zdoła nas powstrzymać, jeśli nikt mu o tym nie powie.
— Doug, otarłeś się o śmierć!
— Ale już czuję się dobrze, naprawdę. Co mam zrobić, przelecieć cię, żeby udowodnić, że jestem w formie?