— Co znaczy, że stracimy szansę na unieszkodliwienie nadlatującej bomby.
— Muszę go powstrzymać.
— Bądź realistą! Ma sześć godzin przewagi.
— Mimo wszystko muszę spróbować. Czy ludzie Wixa są przy wyrzutni?
— Od dziesięciu dni nikogo tam nie ma. Wszyscy siedzą w środku, pracując nad sprzętem.
— Czy możemy jakoś znaleźć jego ciągnik, Jinny?
Parsknęła.
— Kryształową kulą? Kartami do tarota… — Nagle jej głos poweselał. — Słuchaj, a satelita geodezyjny Kadara?
— Nadal jest czynny?
— Możemy się przekonać. Sprawdzę, kiedy będzie przelatywać nad Alfonsem.
— Dobrze. Powiadom mnie, gdy tylko będziesz wiedziała.
— W porządku, szefie.
Edith zapytała:
— My jeszcze nie jesteśmy za horyzontem Bazy?
— Będziemy za piętnaście minut — odparł Doug.
— Jak wtedy porozmawiasz z Jinny? Albo z kimkolwiek innym?
— Przez anteny na górze Yeager — wyjaśnił. — Pokrywają ponad połowę doliny krateru i spory kawał Marę Nubium.
— Czemu więc nie mogą znaleźć ciągnika Gordette’a?
— To anteny komunikacyjne, nie radary.
— Aha.
— Znajdziemy go.
Edith bała się, że Doug ma rację.
Doug zwolnił, żeby jej pokazać, jak się kieruje ciągnikiem. Sztuka nie była trudniejsza od prowadzenia samochodu.
— Ruch jest niewielki — powiedział — ale trzeba wypatrywać kraterów i głazów. Trzymać się płaskiego, najmniej zaśmieconego gruntu.
— Jak ty.
— Właśnie.
— Wiesz, dokąd jechać? Przecież nie wiesz, gdzie jest Gordette.
Doug wskazał palcem nad maską ciągnika. — Podążam jego tropem.
— Jego tropem?
— Patrz. Odciski gąsienic.
Zobaczyła labirynt śladów biegnących mniej więcej w tym samym kierunku: do wyrzutni elektromagnetycznej, jak przypuszczała.
— Jego są najjaśniejsze — wyjaśnił Doug. — Nikt tu nie był od dziesięciu dni, więc ślady ciągnika Bama są najnowsze. Pył na powierzchni jest przyciemniony przez ultrafiolet. Świeże ślady butów czy kół odkrywająjaśniejsze podłoże.
— Lone Ranger i jego wierny indiański towarzysz[3] — mruknęła.
— Co?
Taki mądry, pomyślała Edith, a nie wie tylu rzeczy. Usiadła wygodniej, żeby patrzeć na krajobraz przesuwający się w nużącym tempie trzydziestu kilometrów na godzinę.
— Naprawdę uważasz, że te kupy skał są piękne? — zapytała.
— Ty nie?
— Są takie jałowe! Puste i martwe. Tu nie ma nawet powietrza.
Odpowiedział po długiej chwili:
— Wszystko wygląda znacznie lepiej, gdy Ziemia jest w pełni, pięćdziesiąt razy jaśniejsza od Księżyca. Zapiera dech w piersi. Wszystko jarzy się jak ze srebra. I można patrzeć na Ziemię, na oceany i chmury, które stale się zmieniają.
— Teraz widać tylko skrawek — powiedziała, spoglądając na wąski sierp na rozgwieżdżonym niebie.
— Przyjrzyj się uważnie. Patrz przez parę minut.
Ani trochę lepiej, pomyślała Edith. Patrzyła na jasny sierp Ziemi, smukłą jak kosa krzywiznę jasnego błękitu z białymi plamkami. Raptem zobaczyła, że błękitna poświata sięga za krawędź sierpa. Atmosfera Ziemi lśniła, chwytając światło i ciepło Słońca.
— Popatrz na ciemną stronę — powiedział Doug. — Skup oczy na lewo od wklęśnięcia półksiężyca.
Posłuchała, ale zobaczyła tylko ciemność. Nocna strona Ziemi, pomyślała. Ciemna i…
Tam błyszczały światła! Z początku nie była pewna, czy naprawdę je widzi, ale im dłużej się wpatrywała, tym więcej ich dostrzegała. Rzęsiście oświetlone miasta. I łączące je cienkie, mrugające nitki autostrad.
— Na świętą krowę! — zawołała.
— Widzisz miasta?
— To jak rysunek z połączonych kropek — powiedziała z podnieceniem. — Widzę Florydę… przynajmniej tak mi się wydaje… nic! To Włochy! A tam musi być Paryż. O rany!
— I spójrz na to… — Ostry sygnał przeszkodził Dougowi. — Zaczekaj. Mam wiadomość. Odezwała się Anson.
— Podziękuj Kadarowi. Jego ptaszek zaćwierkał w odpowiedzi na nasze zapytanie. Jest w perylunie nad Alfonsem, więc będzie zasuwać w największym tempie.
— Kiedy, Jinny? — zapytał Doug.
— Za pięć minut. Nie, cztery pięćdziesiąt. Wycisnę dane i prześlę ci najwyżej za pół godziny.
— Dobrze.
Trwało dłużej. Doug pozwolił Edith kierować ciągnikiem, a sam zajrzał do skrzyni z prowiantem. W skafandrach nic mogli zjeść nic konkretnego, ale przez rurkę w hełmie wessał litr mleka i trzy pojemniki soku.
— Mleko i sok pomarańczowy? — Edith skrzywiła się. — Jedno zaraz po drugim?
— Ostatni był buraczkowy — odparł Doug. — Dzięki niech będą Lwu: lubi barszcz.
Anson znowu go wezwała.
— Mam go! Jest kawał drogi za katapultą, za szczytami na środku krateru. Nadal jedzie na północ.
Doug zastanawiał się przez chwilę.
— Jinny, skoro jest tak daleko, nie mógł na długo zatrzymać się przy wyrzutni, prawda?
— Raczej nie. Wątpię, czy w ogóle się zatrzymał. Założę się, że przejechał obok.
— A więc nie próbował uszkodzić magnesów.
Po chwili wahania odparła:
— Chyba że podłożył bombę z zapalnikiem czasowym.
Doug chciał zapytać, skąd Gordette wziąłby materiały wybuchowe, ale uświadomił sobie, że facet z głową na karku mógł zrobić bombę z paliwa rakietowego.
— Satelita przeleci ponownie za sześćdziesiąt trzy minuty — powiedziała Anson. — Wtedy przekażę aktualne dane.
Minęli wyrzutnię. Wyglądała na nienaruszoną, ale Doug za-konotował sobie w pamięci, żeby na wszelki wypadek wysłać zespół, który rozejrzy się za pułapkami.
Edith siedziała w milczeniu, z nieszczęśliwą miną sącząc wi-taminizowany sok. Smak przywodził na myśl kredę i przepocone skarpetki.
— Cieszę się, że to Bam.
Edith nie była pewna, czy dobrze zrozumiała stłumione słowa.
— Cieszysz się? — zapytała po chwili.
— Cóż, w zasadzie nie, ale… — Jego głos ucichł.
Te cholerne skafandry nie pozwalają zobaczyć mimiki i mowy ciała, pomyślała. Mogła opierać się tylko na głosie w słuchawkach. Nie widziała twarzy, oczu.
— Widzisz — zaczął Doug powoli, gdy ciągnik jechał przez jałową dolinę krateru — nie mieliśmy problemów z sabotażem ani próbami zabójstwa do czasu… do twojego przylotu do Bazy.
To nią wstrząsnęło.
— Myślałeś, że to ja chciałam cię zabić?
— Nie, ale istniała taka możliwość. Nie podobała mi się, ani trochę.
— Nigdy… przecież spaliśmy z sobą! Jak mogłeś…
— Musiałem wziąć to pod uwagę — powiedział żałośnie. — Nigdy tak naprawdę nie pomyślałem, że to ty majstrowałaś przy moim skafandrze, ale musiałem rozważyć taką możliwość. I fakt, że mogę myśleć niezbyt jasno, bo cię kocham.
— Kochasz mnie?
— Trzeba było poderżnąć mi gardło, żebym wreszcie to zrozumiał. Po ataku Bama zdążyłem jeszcze się ucieszyć, że to nie ty.
Edith zamrugała parę razy.
— Douglasie Stavenger, to najmniej romantyczne wyznanie, jakie kiedykolwiek mężczyzna uczynił kobiecie!
Przez chwilę słyszała tylko własny oddech, przesadnie głośny w hełmie. Potem Doug wybuchnął śmiechem.
3
The Lone Ranger — bohater amerykańskiego serialu radiowego, następnie z powieści, komiksów, filmów kinowych i telewizyjnych; zamaskowany jeździec z wiernym Indianinem Tonto, wymierzał sprawiedliwość na Dzikim Zachodzie; metaforycznie o kimś, kto działa na własną ręką.