— Proszę spocząć — rzekł Seigo Yamagata silnym, niskim głosem. — Przepraszam za spóźnienie. Zatrzymał mnie telefon z Kioto.
Był chudy jak szczapa, miał wysokie czoło i czarne włosy zaczesane do tyłu. Jego okrągłą i płaską twarz ożywiały ciemnobrązowe oczy, w których skrzyła się inteligencja i coś, co mogło być poczuciem humoru.
Yamagata przysiadł na piętach naprzeciwko Joanny, pokręcił głową i zrobił zasmuconą minę.
— Niezależnie jak starannie wybiera się asystentów i jak dobrze się ich wyszkoli, zawsze potrafią coś zepsuć. — Zaśmiał się gromko.
— Święta racja — przyznała Joanna. — Przez wiele lat szkoliłam Ibrahima al-Rashida, a teraz, gdy wspiął się na szczyt Masterson Corporation, próbuje zniszczyć to, na czym najbardziej mi zależy.
Brwi Yamagaty wzniosły się o parę milimetrów. Trzy młode kobiety w identycznych kimonach przyniosły sake. Przyklękły i postawiły tace na stole.
Yamagata wykorzystał tę chwilę na rozważenie słów Joanny.
— Tak, wiem, że nie zgadza się pani ze stanowiskiem Rashida. Mam nadzieję, że dzisiejsze zebranie wyjaśni ten problem.
Patrzył jej prosto w oczy, ignorując Lwa. Przynajmniej nie jest męskim szowinistą, pomyślała.
— Do niedawna nie zdawałam sobie sprawy — powiedziała — że Faure jest sterowany przez pana.
Yamagata szeroko otworzył oczy, potem zadarł głowę i roześmiał się na całe gardło.
— Sterowany? Przeze mnie? Kto podsunął pani taki pomysł?
— Chce, zasłaniając się traktatem antynanotechnologicznym, zająć Bazę Księżycową, a następnie przekazać ją pańskim ludziom i pozwolić im na korzystanie z nanomaszyn w dotychczasowy sposób.
Zamiast odpowiedzieć, Yamagata podniósł maleńką czarkę sake.
— Toast. Za lepsze zrozumienie.
Joanna stuknęła się z nim naczyńkiem, potem z Lwem. Yamagata, jakby po namyśle, trącił czarkę Brudnoja.
— Czyżbym błędnie zinterpretowała sytuację? — zapytała Joanna, gdy napiła się ciepłego ryżowego wina.
— To nie tyle kwestia błędnego pojmowania — odparł Yamagata — ile braku zrozumienia całokształtu.
— Proszę więc mnie oświecić.
— Z przyjemnością. Baza Księżycowa jest wiodącym ośrodkiem nanotechnologicznym, to prawda. Faure wykorzystuje traktat nanotech jako środek umożliwiający ONZ kontrolowanie wszystkich państw na Ziemi, co również jest prawdą. Dopóki Baza Księżycowa nie podporządkuje się postanowieniom traktatu, dopóty Faure będzie dokładał wszelkich starań, żeby wam przeszkodzić.
Joanna pokiwała głową.
— Tyle już wiem.
— Jednakże — Yamagata podniósł palec — kiedy siły ONZprzejmą kontrolę nad waszą Bazą, Faure przekaże ją Yamagata Industries.
— O tym też wiemy.
— Tak, naturalnie. Yamagata będzie korzystać z Bazy, ale pod kierunkiem i nadzorem inspektorów Narodów Zjednoczonych.
— Na ile wasza działalność będzie różnić się od naszej?
Yamagata wypił łyk sake i oblizał usta.
— Zasadnicza różnica polega na tym, że Yamagata Industries przestanie produkować klipry rakietowe i eksportować je na Ziemię.
— Przestanie budować klipry?
— Rynek za parę lat się nasyci. Wasze diamentowe statki są za dobre! Są tak niezawodne i trwałe, że zapotrzebowanie na nowe poważnie zmaleje.
— Ale jak utrzymacie Bazę? Pod względem ekonomicznym, rzecz jasna. Klipry są naszym głównym źródłem dochodów.
Po chwili wahania Yamagata ciszej powiedział:
— Baza Księżycowa zostanie zmniejszona, jej działalność ograniczona.
— Zredukowana?
— Do pewnego stopnia. Yamagata Industries będzie finansować prowadzone tam badania naukowe, terenowe i laboratoryjne.
— Ale nic produkcję kliprów.
— Nic, co ma kontakt z nanomaszynami, nie będzie eksportowane na Ziemię — oświadczył Yamagata stanowczo. — Z wyjątkiem helionu, naturalnie.
— Paliwa dla generatorów energii termojądrowej — dopowiedziała Joanna.
— Tak.
— A zatem mamy do czynienia za zwyczajnym przejęciem władzy. Tak jak myślałam, wykorzystuje pan Faure’a, żeby odebrać nam Bazę.
— Ależ skąd! Proponuję Masterson Corporation największą okazję od czasów odkrycia dobrodziejstw płynących z umiejętności rozpalania ognia: udział w przemyśle termojądrowym.
— To pomysł Rashida.
— Od wielu lat bezskutecznie próbował zainteresować wasz zarząd. Obecnie Yamagata Industries proponuje wam współuczestnictwo w tej nowej dziedzinie.
— Chcecie przejąć Masterson Corporation.
— Fuzja ma więcej sensu. Współpraca jest o wiele lepsza od rywalizacji.
Lew postanowił włączyć siej do rozmowy.
— Mogę coś powiedzieć?
Yamagata odwrócił głową w jego stronę.
— Skoro zyskacie kontrolę na Bazą Księżycową, po co wam partnerskie stosunki z korporacją Masterson? Przecież będziecie mieć nanotechnologię, żeby produkować paliwo termojądrowe na Księżycu. Tak?
Yamagata uśmiechnął się uprzejmie.
— Zgadza się. Ale czemu nie okazać wspaniałomyślności pokonanemu rywalowi? Masterson może sprzedawać reaktory termojądrowe na półkuli zachodniej, a Yamagata na wschodniej.
Nieświadomie drapiąc się po głowie, Lew podjął:
— A kiedy znów zacznie się zbyt na klipry, będziecie mogli podjąć produkcję mimo obowiązującego traktatu nanotech. Tak?
Yamagata energicznie pokręcił głową.
— Nie. Wykluczone. Ta sprawa jest jasna. Siły stowarzyszone przeciwko nanotechnologii nie pozwolą na sprowadzanie kliprów na Ziemię. Nie w dającej się przewidzieć przyszłości.
Lew ściągnął brwi, zaintrygowany.
— Z pewnością zdaje pani sobie sprawę — powiedział Yamagata do Joanny — że nawet ja nic mogę otwarcie lekceważyć Faure’a i nanoluddystów. Helion są w stanie zaakceptować, ale diamentowe klipry stanowią zbyt oczywisty symbol nanotechnologii, by mogli je tolerować.
Joanna uważnie przyglądała się jego twarzy. Choć Yamagata przybrał maskę obojętności, nie zdradzającą żadnych emocji, była pewna, że coś się w nim dzieje. Nie wyjawia nam swoich prawdziwych motywów.
— Zachowacie laboratoria nanotechnologiczne? — zapytała.
Tym razem Yamagata nie spojrzał jej w oczy.
— Tak, chyba tak. Choć będziemy musieli pracować dyskretnie, żeby nie podsycić lęków nanoluddystów.
— Łącznie z laboratoriami medycznymi.
— Naturalnie.
— Ale co wam po badaniach, skoro ich osiągnięć nie będzie można wykorzystać na Ziemi?
Wzruszył ramionami.
— Uważam, że badania należy przeprowadzać niezależnie od okoliczności.
— Nawet jeśli wyniki nie znajdą zastosowania w praktyce?
Czyżby Yamagata lekko opuścił brodę?
— Albo jeśli będą wykorzystywane wyłącznie na Księżycu — dodała Joanna.
Zamarł, jak zwierzątko pochwycone w snop świateł nadjeżdżającego samochodu. Joanna dostrzegła błysk w jego oczach. Błysk strachu?
Wreszcie Yamagata odparł:
— Tak, nawet jeśli rezultaty badań będą wykorzystywane wyłącznie na Księżycu.
Tknięta nagłym przeczuciem, Joanna zapytała:
— Panie Yamagata, czy zamierza pan kiedyś zamieszkać w Bazie Księżycowej?
Yamagata, który dotąd siedział sztywno jakby kij połknął, teraz wyraźnie się przygarbił. Spojrzał uważnie na Lwa, potem przeniósł spojrzenie na Joannę.
— Może — powiedział niemal szeptem. — Może na emeryturze.