Выбрать главу

Oczy małe, głęboko osadzone, ciemne i rozbiegane, stale śmigały tu i tam, obserwując, oceniając, sondując, osądzając. Wielu za jego plecami szeptało, że ma oczy oportunisty, karierowicza, politykiera. Faure wiedział, co o nim mówią: że jest człowiekiem mającym zbyt wysokie mniemanie o sobie, zżeranym przez wygórowane ambicje. Wcale nie, powtarzał sobie z uporem; napędzała go nie osobista ambicja, tylko wewnętrzne pragnienie, zapał, uświęcona misja: chcę ocalić świat przed nim samym, zaprowadzić porządek i zapewnić stabilizację ludzkości; chcę zapobiec tragedii chaosu i katastrofie zagrażającej błądzącym mieszkańcom Ziemi.

Dotarł do marmurowego podium. Podłoga z tyłu była lekko podniesiona w taki sposób, by nikt z audytorium nie widział, że tworzy platformę. Uśmiechając się do rzędów oczekujących twarzy, wsparł się o mównicę, odciążając bolącą stopę. Odczekał chwilę, pławiąc się w cieple niepodzielnej uwagi każdego delegata, żarze kamer i magnetofonów, podziwie publiczności. Pierwsza linijka przemówienia już widniała na elektronicznym prompterze; w dzbanku na mównicy stała jego ulubiona woda Evian. Wszystko na swoim miejscu.

Zagaił:

— Delegaci Zgromadzenia Ogólnego i Rady Bezpieczeństwa, przedstawiciele środków masowego przekazu, członkowie publiczności i obywatele świata — stoję przed wami z sercem przepełnionym smutkiem i nadzieją.

Przed siedmioma laty na mocy porozumienia wzajemnego państw członkowskich tej dostojnej organizacji wprowadzono mądry, dalekowzroczny zakaz prowadzenia wszelkich prac nanotech-nologicznych. Z przyjemnością informuję, że ostatni kraj na Ziemi, wzbraniający się przed podpisaniem traktatu i wyrażeniem zgody na zawarte w nim postanowienia, został jego sygnatariuszem. Kiribati dołączyło do wielkiej wspólnoty narodów!

Burza oklasków rozszalała się w ogromnym audytorium. Bystry obserwator zauważyłby, że zaczęła się w sekcji, gdzie siedzieli biurokraci ONZ: podwładni Faure’a.

Doug siedział przy stoliku w Grocie, starej kafeterii, obserwując Faure’a na ściennym ekranie. Przestronna Grota była pełna po brzegi; zgromadzili się tutaj wszyscy wolni od służby. Wszystkie miejsca przy długich stołach zostały zajęte i ludzie stali ramię w ramię w przejściach między stołami; jedynymi wolnymi miejscami były kwadraty wypielęgnowanej trawy na skalnej podłodze. Jak na rozbłysk-party, pomyślał Doug, choć nikt nie pił ani nie tańczył. Ani się nie śmiał.

Ogromna, powiększona twarz Faure’a wisiała nad nimi na szerokim oknościanie niczym oblicze elektronicznego bóstwa.

— Są jednak zbłąkane dusze — mówił sekretarz generalny, mimowolnie muskając palcem wąsy — które pytają, dlaczego nanotechnologia musi być zakazana. Są tacy, którzy kwestionują naszą politykę.

Podniósł głowę i uśmiechnął się machinalnie, mrużąc małe oczka.

— Parafrazując słowa amerykańskiego rewolucjonisty Jeffersona, z szacunku dla opinii publicznej winniśmy wyłuszczyć przyczyny, które skłoniły nas do podjęcia takiej decyzji.

Jinny Anson, siedząca obok Douga przy długim stole, syknęła:

— Powoływanie się na Jeffcrsona to czysta przesada.

Doug bez słowa pokiwał głową.

Faure mówił:

— Mówią nam, że nanotechnologia oferuje ogromne korzyści w dziedzinie medycyny. Entuzjaści twierdzą, że nanomaszyny wprowadzone do ludzkiego organizmu mogą przedłużać życie i zapewniać idealne zdrowie. Tak, to możliwe. Ale komu? Głodującym masom w Afryce czy Ameryce Łacińskiej? Tym, których zabija zaraza, bo nie stać ich na szczepienia i podstawową opiekę lekarską?

Nie! Nanotechnologia byłaby dostępna wyłącznie dla ludzi bardzo bogatych. Stałaby się kolejną metodą, za pomocą której bogaci odgradzają się od biednych. Nie wolno do tego dopuścić! Przepaść między bogatymi i biednymi jest jedną z najbardziej zgubnych i niebezpiecznych przyczyn niepokojów i niestabilności na świecie! Musimy wytężyć siły, żeby ją zawęzić, nie poszerzać!

— I w ten sposób wszyscy staną się jednakowo biedni — mruknęła Joanna, siedząca u boku syna.

— Co więcej — kontynuował Faure — nanotechnologia może stać się źródłem nowej podstępnej broni, bardziej zabójczej niż gazy bojowe, trudniejszej do wykrycia i zwalczenia niż broń biologiczna. W świecie balansującym na krawędzi katastrofy ostatnią rzeczą, jakiej pragniemy, jest nowa broń technologiczna. Przez ponad dziesięć lat pracowaliśmy nad przekonaniem narodów do zrezygnowania z sił zbrojnych i przekazania straży nad granicami oddziałom sił pokojowym. Zredukowaliśmy światowe arsenały nuklearne do garści pocisków. Opowiadamy się za rozbrojeniem i pokojem! Czy możemy pozwolić, by naukowcy w ich uświęconych laboratoriach opracowywali nowy perfidny oręż, z wykorzystaniem nanomaszyn?

— So — mruknął Zimmerman, siedzący przy tym samym stole — teraz jestem złym doktorem Frankcnstcincm.

Faure pociągnął łyk wody Evian, ostrożnie odstawił szklankę na mównicę i podjął:

— Jak powiedziałem, wszystkie państwa Ziemi wreszcie podpisały traktat o zakazie stosowania nanotechnologii. Nigdzie na Ziemi nie prowadzi się już prac nanotechnologicznych ani praktycznych, ani teoretycznych.

Kolejne owacje. Doug wiedział, co zaraz będzie: prawdziwy powód przemowy Faure’a.

— Jednakże jest miejsce, gdzie nanotechnologia jest stosowana każdego dnia, w każdej godzinie. Miejsce to nie leży na Ziemi.

Znajduje się na Księżycu, w prywatnym ośrodku zwanym Bazą Księżycową.

— Włączyć pompy, zaczyna się lanie wody — powiedział ktoś na tyle głośno, by echo odbiło się od skalnych ścian kafeterii. Nikt się nie roześmiał ani nawet nie obejrzał w jego stronę.

— Mieszkańcy Bazy Księżycowej nie zgodzili się na wstrzymanie prac nanotechnologicznych. Odmówili przerwania badań nad nowymi formami i zastosowaniami nanotechnologii. — Twarz Faure’a spochmurniała. — Prawda, zaproponowali, że pozwolą inspektorom Organizacji Narodów Zjednoczonych skontrolować ich zakłady i laboratoria, lecz zdecydowanie sprzeciwiają się podporządkowaniu wymogom traktatu.

Powiódł wzrokiem po audytorium.

— To niedopuszczalne! Nie możemy pozwolić na dalszy ukradkowy rozwój nanotechnologii, choćby nawet czterysta tysięcy kilometrów od naszego nadzoru!

Wąsik Faure’a najeżył się groźnie.

— Kto wie, nad jakimi śmiercionośnymi wynalazkami pracują w swoich tajnych laboratoriach? Kto wie, jakie mają zamiary?

Ludzie w Grocie zaczęli się podśmiewać.

— Skurczybyk wie, że potrzebujemy nanożuków do produkcji powietrza, którym oddychamy!

Faure odetchnął głęboko i podniósł ręce, jakby prosząc o szczególną uwagę.

— Dlatego wysłałem na Księżyc oddział sił pokojowych, który nakłoni rezydentów Bazy do respektowania postanowień traktatu. Żołnierze wylądują na Księżycu za niecałe pięć dni. Misja ma charakter pokojowy, ale oczywiście będą przygotowani do obrony, gdyby mieszkańcy Bazy Księżycowej stawili opór.

Faure poderwał głowę i spojrzał prosto w kamerę. Wydawało się, że unosi się w powietrzu nad ludźmi zebranymi w Grocie.

— Oto, co mam do powiedzenia buntownikom z Bazy Księżycowej: Opór jest daremny. Podlegacie tym samym prawom, co wszyscy inni na Ziemi. Posłużę się wszelkimi możliwymi środkami, żeby wprowadzić w życie postanowienia traktatu o zakazie stosowania nanotechnologii, czy na Ziemi, czy na Księżycu. Jeśli podejmiecie próbę przeciwstawienia się woli Narodów Zjednoczonych i mieszkańców Ziemi, jeśli użyjecie siły przeciwko żołnierzom sił pokojowych, srodze tego pożałujecie!