Выбрать главу

— Witam, panie McGrath — powiedziała, zdumiona pokornym brzmieniem własnego głosu.

Trzy sekundy później usłyszała:

— Czołem, Edie. Chciałem ci powiedzieć, że wykonujesz świetną robotą. Pierwszorzędną robotę! Jestem z ciebie dumny.

Zamrugała ze zdziwienia. Szef nie przerywałby blokady ONZ tylko dlatego, żeby pochwalić reporterkę, pomyślała, choć teraz jestem jego gwiazdą numer jeden.

— Dziękuję — powiedziała, znowu uniżenie.

McGrath nic czekał na jej odpowiedź. Mówił:

— Gdy sprawa zostanie zamknięta i wrócisz na Ziemię, osobiście dopilnuję, żebyś dostała okienko w porze największej oglądalności. Sama, niejako współgospodarz programu. Nakręcimy też pełnometrażowy dokument z twoich doświadczeń na Księżycu. I pomyślimy o książce. Jesteś jedynym reporterem w Bazie Księżycowej. Jestem ci to winien, skarbie. Jesteś najlepsza.

Ten „skarb” przełamał czar. Czegoś chce, uświadomiła sobie Edith. Jasne jak słońce! Nie zadawałby sobie trudu nawiązywania tajnej łączności ot tak sobie.

— Cieszę się, że podobają się panu moje dokonania — powiedziała. — Z jakiego powodu pan dzwoni?

Kiedy usłyszał jej słowa, podniósł brwi. Potem uśmiechnął się chłopięco.

— Nie dałaś się nabrać, co? — powiedział, muskając wąsy. Edith pomyślała, że posiwiały od ostatniego razu, kiedy go widziała. Powinien je farbować.

— Zbliża się atak — mówił. — Jak wynika z uzyskanych informacji, siły pokojowe uderzą za parę dni. Najdalej za tydzień.

Urwał, czekając na jej odpowiedź. Edith pokiwała głową.

— Na to się zanosi.

— W porządku — powiedział po przerwie. — Oto moja prośba. Możesz relacjonować przebieg walki?

— Przebieg walki?

Tym razem nie czekał. Mówił:

— Wiem, że jesteś sama, Edie, ale pomyślałem, że może zorganizujesz sobie pomocnika do obsługi kamer i dasz nam szczegółową relację naocznego świadka wydarzeń. Jak Ed Murrow w czasie Blitzu.[5] Edith wiedziała, kim był Edward R. Murrow, ale nie miała pojęcia, co to takiego ten Blitz. Nie przejmowała się tym. McGrath chce mieć relację na żywo! Muszę powiedzieć Dougowi. To nieprawdopodobna reklama dla Bazy, ukazująca dzielnych, nieuzbrojonych lunonautów desperacko próbujących powstrzymać siły pokojowe ONZ z ich rakietami, pistoletami i całą resztą. O rany!

— Dasz radę? — zapytał McGrath niemal proszącym tonem.

— Panie McGrath — powiedziała powoli, czując wzbierającą w sobie siłę — czy zdaje pan sobie sprawę, że jeśli pokażemy bitwę na żywo, skompromitujemy Faure’a i ONZ? Wyjdą na potworów, atakujących bezbronnych ludzi.

Teraz trzy sekundy były torturą. Wreszcie McGrath pokiwał głową ponuro.

— Zgadza się. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Popełniłem błąd, popierając Faure’a przeciwko Bazie Księżycowej. Może jest za późno na uratowanie Bazy, ale widzowie Global muszą zobaczyć, co wyprawia ten mały drań. Chcę, żeby zobaczył to cały świat!

— W porządku! — zawołała Edith z radością. — Załatwione!

Uśmiechnął się szeroko, kiedy usłyszał jej odpowiedź.

— Dasz radę? Co będziesz mogła pokazać?

Z uśmiechem odparła:

— Baza Księżycowa ma kamery przemysłowe w każdym korytarzu, laboratorium i pracowni. Na zewnątrz też. Obejmują fragment doliny krateru i nawet Marę Nubium po drugiej stronie gór pierścieniowych. Nie ma obawy, będzie wszystko.

Minęły trzy sekundy.

— Doskonale! — powiedział McGrath. — Zrób to. Nie przejmuj się kosztami.

Rozłączyła się, niemal pijana z radości. Ale gdy spieszyła korytarzami, chcąc znaleźć Douga i powiedzieć mu, że Global News jest po jego stronie, uświadomiła sobie, co pokaże światu: zwycięskich żołnierzy, którzy albo przyjmą kapitulację Bazy, albo ją zniszczą.

Biuro dyrektora Bazy

— Rzuć okiem — powiedziała Jinny Anson.

Dotknęła klawiatury i na ekranie ukazał się satelitarny widok spektakularnego krateru Kopernik.

Doug jednakże nie poświęcił nawet jednej myśli pięknu symetrycznego krateru. Patrzył na rząd traktorów i innych pojazdów zaparkowanych na równinie Marę Imbrium, niedaleko bazy Yama-gaty, Nippon Jeden.

— Nic dziwnego, że nie lecą na lobowcach — mruknęła Anson. — Na całym Księżycu nie ma dość rakiet, by unieść taką masę sprzętu.

Oddech uwiązł mu w gardle.

— Można by przetransportować tysiąc żołnierzy.

Bam Gordette, siedzący po drugiej stronie stołu, który przylegał do biurka, powiedział cicho:

— Nie aż tylu. Ponad połowa tych pojazdów będzie wiozła żywność, wodę, powietrze, amunicję, pociski — zabezpieczenie materiałowe.

Doug opadł na krzesło.

— Jak myślisz, ilu żołnierzy?

Gordette machnął ręką.

— Trzystu, najwyżej trzystu pięćdziesięciu.

— Wystarczy, żeby wykonać robotę — powiedziała Anson do Douga. Nawet nie spojrzała na Gordette’a.

Patrząc na pojazdy stojące na Morzu Chmur, Doug mruknął:

— Przydałby się porządny rozbłysk, żeby je unieszkodliwić.

— To tylko odroczyłoby nieuchronne — powiedziała Anson.

Doug popatrzył na nią.

— Jinny, zwykle byłaś weselsza. Stajesz się ponurakiem.

— Tak, też to zauważyłam — odparła z powagą. — Ciekawe, dlaczego?

— Jak stary jest ten przekaz? — zapytał, wskazując na ekran.

— Idzie w czasie rzeczywistym. Z czwartego przelotu ptaszka nad tym regionem.

— Nie próbowali go zagłuszyć albo strącić?

— Po co robić sobie fatygę? — powiedział Gordette. — Gdybym ja kierował operacją, chciałbym, żebyście wiedzieli, ile mam sprzętu.

— Fakt, to trochę dołujące — przyznała Anson, rozmyślnie nie patrząc w jego stronę.

— Kto jeszcze to widział? — zapytał Doug.

— Nikt — odparła. — Informacje są przekazywane z satelity do naszego komputera i prosto do mojego biura. Dlatego poprosiłam cię o przyjście. Nawet Harry Clemens nie dostaje tych danych.

— To dobrze. Są przygnębiające.

— Trzystu żołnierzy — mruknęła Anson. — Z pociskami i całą resztą.

— Przynajmniej wiemy, że nadal są w Koperniku — powiedział Doug, starając się poprawić nastrój. — Jeszcze nie ruszyli w drogę.

— Jazda zajmie im jakieś dwa dni? — zapytał Gordette.

— Mniej więcej — odparł Doug.

— Dwa dni ziemskie — sprecyzowała Anson. — Czterdzieści osiem godzin. Może trochę mniej, jeśli dadzą gazu.

Składając ręce jak do modlitwy, Gordette powiedział:

— Jeśli zamierzają strącić satelitę, zrobią to przed wymarszem.

— Dlaczego?

— Standardowa procedura operacyjna. Żaden dowódca nie chce, żeby nieprzyjaciel śledził ruchy jego wojsk, jeśli może temu zapobiec.

Anson przeniosła spojrzenie z Gordette’a na ścienny ekran i z powrotem.

— Więc jeśli nasz ptaszek przestanie nadawać…

— To będzie znaczyć, że ruszają — dokończył Doug.

Jakby na dany znak, obraz pocięły chaotyczne postrzępione pasy, a potem ekran ściemniał.

Gdy zyskali pewność, że brak łączności nie jest wynikiem jakiejś usterki, tylko zniszczenia satelity, popędzili we trójkę do centrum kontroli.

— Chcesz wystrzelić następnego szpiega? — zapytała Anson, gdy spieszyli korytarzem, mijając zaskoczonych ludzi.

вернуться

5

Blitz — ang. nazwa nalotów Luftwaffe na Anglię od sierpnia 1940 do maja 1941; Ed Murrow — amerykański reporter zwany „ojcem dziennikarstwa telewizyjnego”, słynny z reportaży z bombardowanego Londynu (przyp. tłum.)