Выбрать главу

— Mają w aktach próbki naszego DNA — powiedział Harry. — Mogą klonować części zamienne, czy coś w tym rodzaju.

— To prawda — przyznał Thomas. — Ale nawet jeśli użyją sklonowanych ciał, to transplantacja każdego organu, każdej kości, mięśnia i nerwu wymaga bardzo dużego nakładu pracy. A na dodatek musieliby uporać się z naszymi mózgami, których nie można przeszczepić. — Thomas rozejrzał się i w końcu zdał sobie sprawę z tego, że wprawia w depresję wszystkich siedzących przy stole. — Nie twierdzę, że nie będziemy znowu młodzi — powiedział po chwili. — Po prostu wszystko, co widziałem na tym okręcie przekonuje mnie, że Unia Kolonialna ma znacznie lepsze technologie od naszych ziemskich. Ale jako staremu lekarzowi trudno będzie mi patrzeć na to, jak odwrócą proces starzenia się w tak dramatyczny sposób, jak tego się wszyscy spodziewamy.

— Entropia to wredna suka — powiedział Alan. — Mamy teorie, które zakładają możliwość takiego odwrócenia.

— Jest jeden dowód, jedna rzecz, która sugeruje, że na sto procent nas usprawnią — powiedziałem.

— No mów, dalej — powiedział Harry. — Teoria Toma o galaktycznych armiach starych ludzi odbiera mi apetyt.

— Rzecz w tym — powiedziałem. — Że jeśli nie mogliby naprawić naszych ciał, to nie dawaliby nam jedzenia z taką zawartością tłuszczu, która w ciągu miesiąca może większość z nas wpędzić do grobu.

— To święta prawda — powiedziała Susan. — Dobrze, że to powiedziałeś, John. Od razu czuję się lepiej.

— To dobrze — powiedziałem. — Opierając się na tym dowodzie, mam taką wiarę w to, że Kolonialne Siły Obrony wyleczą wszystkie moje dolegliwości, że idę po dokładkę.

— Przynieś mi trochę naleśników, skoro już wstałeś — powiedział Thomas.

* * *

— Hej, Leon — powiedziałem, szturchając jego obwisłe cielsko. — Wstawaj. Dość już spania na dziś. O ósmej masz wizytę u lekarza.

Leon dalej leżał nieruchomo na swoim łóżku. Wywróciłem oczami, westchnąłem i szturchnąłem go mocniej. Wtedy zauważyłem, że ma sine usta.

O kurwa, pomyślałem, i mocno nim potrząsnąłem. Chwyciłem go wpół i ściągnąłem z koi na podłogę. Jakbym przemieszczał jakiś nieożywiony ciężar.

Chwyciłem mój OKP i wezwałem pomoc medyczną. Potem uklęknąłem i próbowałem robić mu sztuczne oddychanie i masaż serca, dopóki para kolonialnych pielęgniarzy nie odciągnęła mnie od niego.

W międzyczasie przy otwartych drzwiach zdążył zebrać się spory tłumek; zobaczyłem Jesse i wciągnąłem ją do środka. Zobaczyła Leona leżącego na podłodze i zasłoniła usta dłonią. Przytuliłem ją.

— Co z nim? — zapytałem jednego z Kolonialnych, który konsultował się ze swoim OKP.

— Nie żyje — odpowiedział. — Nie żyje już od jakiejś godziny. To wygląda na atak serca. — Schował OKP i wyprostował się, patrząc w dół na Leona — Biedny drań. Dotarł aż tutaj, i właśnie teraz pompa mu wysiadła.

— W ostatniej chwili załapał się do Brygad Duchów — powiedział drugi z Kolonialnych.

Posłałem mu twarde, niechętne spojrzenie. Poczułem, że żartowanie w tym momencie jest w złym tonie.

Czwarty

— Okay, co my tu mamy — powiedział lekarz, wpatrując się w swój raczej duży OKP, kiedy wszedłem do jego gabinetu. — Pan jest John Perry, prawda?

— Tak, to ja — potwierdziłem.

— Jestem doktor Russell — powiedział, i przyjrzał mi się uważnie. — Wygląda pan, jakby panu właśnie umarł pies.

— Właściwie — powiedziałem. — To umarł mój współlokator.

— Ach tak — powiedział, znowu wpatrując się w ekran OKP. — Leon Deak. Miałem nim się zająć tuż po panu. Wybrał zły moment. No cóż, trzeba go więc skreślić z listy. — Przez kilka sekund, z bladym uśmiechem na twarzy, stukał w ekran OKP. Czegoś mi brakowało w jego podejściu do ludzi.

— A teraz — powiedział, kiedy skończył. — Przyjrzymy się pańskiemu przypadkowi.

W gabinecie znajdował się doktor Russell, ja, fotel doktora, mały stół i dwa, przypominające toporne posągi, urządzenia. Posągi, trochę golemicznie wyglądające, miały wewnątrz obrys ludzkiego ciała i odchylane do boku przeźroczyste pokrywy. U szczytu każdego z nich znajdował się umocowany na ramieniu aparat, z przypominającą filiżankę końcówką. Ta „filiżanka” wyglądała na dość dużą, by zmieścić w sobie ludzką głowę. To sprawiło, mówiąc szczerze, że trochę zacząłem się denerwować.

— Proszę wejść tutaj, wygodnie się ustawić i rozluźnić, zaraz zaczynamy — powiedział doktor Russell, otwierając szeroko pokrywę bliższego z posągów.

— Czy mam się rozebrać? — zapytałem.

— Nie — odpowiedział. — Ale jeśli dzięki temu poczuje się pan lepiej, to proszę bardzo.

— Czy ludzie rozbierają się, jeśli nie muszą tego robić? — spytałem.

— Prawdę mówiąc, tak — odparł. — Jeśli przez długi czas mówi się komuś, że ma coś robić w pewien określony sposób, to potem trudno mu się pozbyć wyuczonego nawyku.

Nie zdjąłem ubrania. Położyłem mój OKP na stole, podszedłem do posągu, odwróciłem się i wsunąłem do środka. Doktor Russell zamknął pokrywę i zrobił krok do tyłu.

— Proszę chwilę poczekać, muszę dostroić urządzenie — powiedział, i zaczął stukać w ekran swojego OKP. Poczułem, że człekokształtne wgłębienie we wnętrzu posągu zaczyna się poruszać, a potem dostosowuje się do wymiarów mojego ciała.

— To było trochę przerażające — powiedziałem, a doktor Russell tylko się uśmiechnął.

— Teraz poczuje pan wokół siebie wibracje — powiedział, i mówił prawdę.

— Proszę mi powiedzieć — odezwałem się z drżącego wnętrza posągu. — Co się stało z tymi, którzy siedzieli ze mną w poczekalni i weszli przede mną? Którędy stąd wyszli?

— Przez te drzwi — machnął ręką za siebie, nie odrywając wzroku od ekranu OKP. — Przeszli do strefy regeneracji.

— Do strefy regeneracji?

— Proszę się nie obawiać — powiedział. — Przedstawiłem badanie gorzej, niż rzeczywiście wygląda. I właśnie zakończyliśmy skanowanie pańskiego ciała. — Dotknął ekranu swojego OKP i wibracje ustały.

— Co mam teraz robić? — spytałem.

— Proszę pozostać w tej pozycji — odparł doktor Russell. — Mamy jeszcze coś do zrobienia, a przedtem musimy przejrzeć wyniki pańskiego badania.

— A więc badanie jest już zakończone? — zapytałem.

— Współczesna medycyna jest cudowna, prawda? — powiedział i pokazał mi ekran swojego OKP. Komputer właśnie pobierał dane mojego skanowania. — Nie musi pan nawet mówić „Aaaaaa”.

— No tak, ale na ile takie badanie może być szczegółowe?

— Wystarczająco — odpowiedział. — Panie Perry, kiedy po raz ostatni poddał się pan ogólnemu badaniu lekarskiemu?

— Mniej więcej pół roku temu — odparłem.

— Co panu powiedział pański lekarz?

— Powiedział, że nic mi nie dolega, tylko ciśnienie tętnicze miałem trochę wyższe niż zwykle. Dlaczego pan pyta?

— W zasadzie miał rację — powiedział doktor Russell. — Pomijając fakt, że przeoczył raka jąder.

— Słucham? — powiedziałem głośno.

Doktor Russell znowu obrócił w moją stronę ekran swojego OKP; tym razem było widać na nim sztucznie podkolorowane przedstawienie moich genitaliów. Po raz pierwszy w życiu miałem przed oczami swój własny, zwisający zestaw.