Выбрать главу

Susan podeszła do Alana i objęła go jedną ręką. Harry spojrzał na swój OKP.

— Już pora — powiedział, i zaczął odliczanie. Kiedy wymówił słowo „jeden”, wszyscy spojrzeliśmy za okna.

Przeskok nie odbył się w jakiś szczególnie dramatyczny sposób. W jednej sekundzie patrzyliśmy na jeden, pełen gwiazd nieboskłon. W następnej patrzyliśmy już na inny. Gdybyś w tym momencie mrugnął, mógłbyś to przeoczyć. Na pierwszy rzut oka widać było, że to zupełnie obce niebo. Nie wszyscy z naszej siódemki mieli astronomiczną wiedzę Alana, ale większość spośród nas umiała na niebie odnaleźć Oriona i Wielką Niedźwiedzicę. Teraz nigdzie nie było ich widać; ich nieobecność, choć z pozoru tak subtelnej natury, miała w sobie jednak coś ostatecznego i bardzo znaczącego. Spojrzałem na Alana. Stał jak słup, trzymając Susan za rękę.

— Skręcamy — powiedział Thomas. Patrzyliśmy, jak „Henry Hudson” zmienia kurs, podczas gdy gwiazdy przesuwają się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Nagle zawisł nad nami olbrzymi, błękitny łuk planety Feniks. A nad nim (albo pod nim, z naszego punktu widzenia) widać było stację kosmiczną. Była tak olbrzymia, tak masywna, i tak zatłoczona, że przez chwilę mogliśmy tylko gapić się na nią w milczeniu.

W końcu ktoś się odezwał. Ku zaskoczeniu wszystkich, była to Maggie.

— Spójrzcie tylko na to — powiedziała.

Wszyscy obróciliśmy się i spojrzeliśmy na nią. Wyglądała na zirytowaną.

— Nie jestem niemową — dodała. — Po prostu nie mówię zbyt wiele. To zasługuje na jakiś komentarz.

— No coś ty — powiedział Thomas, z powrotem odwracając się do okna. — Po takim komentarzu Stacja Kolonialna zaczyna przypominać stosik wymiocin.

— Ile statków widzisz? — Jesse zwróciła się do mnie.

— Nie wiem — odpowiedziałem. — Bardzo dużo. Może nawet setki. Nie wiedziałem, że w ogóle istnieje tyle statków kosmicznych.

— Gdyby ktokolwiek z nas wciąż uważał, że Ziemia stanowi centrum ludzkiego wszechświata — powiedział Harry. — To teraz miałby doskonałą okazję, żeby zmienić zdanie.

Staliśmy tak wszyscy i długo patrzyliśmy na widoczny za oknami nowy świat.

* * *

Mój OKP obudził mnie o 05:45, chociaż sam nastawiłem budzenie na 06:00. Ekran był podświetlony; widać było na nim ikonkę wiadomości z napisem PILNE. Kliknąłem na nią.

ZAWIADOMIENIE:

Między 06:00 a 12:00 wszyscy rekruci zostaną poddani procedurze ostatecznego fizycznego udoskonalenia. W celu zapewnienia porządku wszyscy rekruci są zobowiązani pozostać w swoich kabinach do czasu przybycia przedstawicieli UK, którzy będą eskortować ich na miejsce przeprowadzania procedury. Żeby zapewnić płynność tego procesu, drzwi poszczególnych kabin będą strzeżone począwszy od godziny 06:00. Pozostały czas proszę wykorzystać na załatwienie swoich osobistych spraw, takich jak korzystanie z toalet czy innych przestrzeni poza kabiną. Jeśli po godzinie 06:00 zajdzie potrzeba użycia toalety, proszę skontaktować się z pełniącym dyżur na pokładzie urzędnikiem UK za pomocą OKP.

Każdy zostanie zawiadomiony o dokładnej porze odbycia procedury z piętnastominutowym wyprzedzeniem; w oznaczonym czasie należy być ubranym i gotowym do wyjścia. Śniadanie nie zostanie dzisiaj podane; pozostałe posiłki zostaną podane o zwykłych porach.

W moim wieku nie trzeba mi dwa razy powtarzać, żebym się wysikał. Poszedłem do toalety, żeby to załatwić. Miałem nadzieję, że wezwą mnie raczej wcześniej niż później; żebym tylko nie musiał prosić o pozwolenie na ponowne wysikanie się.

Mój czas nadszedł ani nie za późno, ani nie za wcześnie. O 09:00 mój OKP zawiadomił mnie o tym fakcie, o 09:15 ktoś mocno zastukał w drzwi i męski głos wywołał mnie po nazwisku. Za drzwiami czekało na mnie dwóch Kolonialnych, dostałem pozwolenie na krótką wizytę w toalecie i poszedłem za nimi do znajomej poczekalni. Czekałem krótką chwilkę i poproszono mnie do gabinetu doktora Russella.

— Dobrze pana znów widzieć, panie Perry — powiedział, wyciągając rękę. Kolonialni, którzy mi towarzyszyli, wyszli przez któreś z drzwi.

— Proszę wejść do wnętrza urządzenia — zaordynował doktor Russell.

— Kiedy ostatnio to zrobiłem, wbił mi pan młotem do głowy tysiące kawałków metalu — powiedziałem — Chyba rozumie pan, że nie jestem specjalnie entuzjastycznie nastawiony do tego, żeby znowu wejść tam do środka.

— To zrozumiałe — powiedział doktor Russell. — Jednak dzisiaj wszystko odbędzie się bez bólu. Czas nas trochę nagli, więc, jeśli by pan mógł… — Wskazał na golemiczny posąg z pokrywą. Niechętnie wszedłem do środka.

— Jeśli poczuję choćby ukłucie, zamierzam pana uderzyć — ostrzegłem.

— Niech tak będzie — zgodził się i zamknął pokrywę urządzenia. Zauważyłem, że tym razem przykręcił ją do korpusu; w czasie pierwszej sesji tego nie zrobił. Może wziął na poważnie moje groźby?

— Panie Perry, proszę mi powiedzieć — spytał, kiedy już skończył przykręcać wieko. — Co pan myśli na temat tych paru ostatnich dni?

— To wszystko było niejasne i irytujące — powiedziałem. — Gdybym wiedział, że będzie się mnie tu traktować jak przedszkolaka, to prawdopodobnie wcale bym się nie zaciągnął.

— Bardzo wielu rekrutów tak mówi — powiedział doktor Russell. — Więc, jeśli pan pozwoli, mniej więcej wyjaśnię panu co chcieliśmy w ten sposób osiągnąć. Użyliśmy szeregu czujników z dwóch powodów. Po pierwsze, jak pan pewnie sam odgadł, monitorowaliśmy dzięki nim pracę pańskiego mózgu, podczas gdy posługiwał się pan jego podstawowymi funkcjami i doświadczał pewnych elementarnych emocji. Każdy ludzki mózg przetwarza informacje i doświadczenie mniej więcej w ten sam sposób, ale jednocześnie każda osoba używa w tym celu unikalnych, właściwych tylko jej ścieżek neuronowych; więc mózg działa w jej tylko właściwy sposób. Podobnie każda zdrowa ludzka dłoń ma pięć palców, ale każdy człowiek z osobna ma tylko sobie właściwe odciski palców. Można powiedzieć, że próbowaliśmy uzyskać właśnie coś w rodzaju „odcisków palców” pańskiego umysłu. Rozumie pan?

Przytaknąłem.

— To dobrze. Więc rozumie pan też, dlaczego przez ostatnie dwa dni kazaliśmy panu robić wszystkie te śmieszne i głupie rzeczy.

— Na przykład rozmawiać z nagą kobietą na temat mojego siódmego przyjęcia urodzinowego — powiedziałem.

— Dzięki tej rozmowie uzyskaliśmy wiele naprawdę użytecznych informacji — powiedział doktor Russell.

— Nie bardzo wyobrażam sobie jakich — powiedziałem.

— Informacji natury ściśle technicznej — zapewnił mnie doktor Russell. — W każdym razie ostatnie dwa dni pozwoliły nam dowiedzieć się, jakimi szlakami pański mózg przesyła bodźce nerwowe i przetwarza wszystko, co go stymuluje. I tę wiedzę będziemy mogli wykorzystać jako matrycę.

Nie zdążyłem zapytać, o jakiej matrycy mówił, bo doktor Russell kontynuował:

— Po drugie, szereg czujników nie tylko rejestrował pracę pańskiego mózgu. Jest on również w stanie na bieżąco transmitować przedstawienia aktywności w pańskim mózgu. Można także ująć to w inny sposób; ten szereg czujników może na pewną odległość przesłać pańską świadomość. To ważne, ponieważ w przeciwieństwie do innych procesów psychicznych, świadomość nie może zostać zarejestrowana. Musi się odbyć coś, co można nazwać przekazem na żywo.