— Doskonale to rozumiem — powiedziała Jesse. — Ja też tęsknię za mężem.
Spojrzałem na nią zdziwiony.
— Myślałem, że zostawił cię dla młodszej kobiety, a potem zatruł się jedzeniem?
— Tak było, zasłużył sobie na to, żeby zwymiotować własne flaki — powiedziała Jesse. — Nie tęsknię za tym konkretnym mężczyzną, tęsknię za mężem jako takim. Miło jest mieć kogoś, z kim się jest i będzie. Miło jest być zamężną.
— Miło jest być żonatym — potwierdziłem.
Jesse przytuliła się do mnie i objęła ramieniem moją pierś.
— To też jest miłe, oczywiście. Od pewnego czasu tego nie robiłam.
— Nie leżałaś na podłodze?
— Nie. — Teraz to ona szturchnęła mnie w głowę. — Chociaż, właściwie też. Nie leżałam tak z kimś po seksie. Ani nie uprawiałam seksu. Nawet nie chcesz wiedzieć od jak dawna tego nie robiłam.
— Pewnie, że chcę.
— Drań. Od ośmiu lat.
— Nic dziwnego, że skoczyłaś na mnie ledwo mnie zobaczyłaś — powiedziałem.
— A żebyś wiedział — odparowała Jesse. — Wszystko przez to, że masz taką wygodną kabinę.
— Najważniejsze jest miejsce, jak mawiała moja matka.
— Miałeś dziwną matkę — powiedziała Jesse. — Ej, suko, która jest teraz godzina?
— Co?! — zapytałem.
— Mówiłam do tego głosu w mojej głowie — wytłumaczyła.
— Niezłe mu nadałaś imię — stwierdziłem.
— A jak nazwałeś swój głos?
— Dupek.
Jesse pokiwała głową.
— Może mu pasować. Suka mówi mi, że właśnie minęła szesnasta. Do kolacji mamy jeszcze dwie godziny. Wiesz, co to znaczy?
— Nie wiem. Myślę, że cztery razy to moja górna granica, nawet kiedy jestem młody i super udoskonalony.
— Uspokój się, chodziło mi o to, że mamy dość czasu na drzemkę.
— Mam przynieść koc?
— Nie bądź głupi. Nie będę spała na dywanie tylko dlatego, że przedtem uprawiałam na nim seks. Masz świetną koję. Zamierzam spać na niej.
— Więc będę musiał się zdrzemnąć sam?
— Wynagrodzę ci to — powiedziała Jesse. — Przypomnij mi o tym, kiedy się obudzę.
Przypomniałem jej. A właściwie to ona mi przypomniała.
— Cholera jasna — powiedział Thomas siadając do stołu z tacą tak wypełnioną jedzeniem, że cudem udało mu się ją donieść bez wypadku. — Wszyscy wyglądamy zbyt dobrze, by mogły to oddać słowa.
Miał rację. Stare Pierdziele po transferze przeszły zadziwiającą przemianę. Thomas, Harry i Alan wyglądali jak męscy modele; z naszej czwórki ja byłem najbrzydszy, a wyglądałem — no cóż, wyglądałem dobrze. Jeśli chodzi o kobiety, Jesse wyglądała powalająco, Susan nawet bardziej, a Maggie, szczerze mówiąc, wyglądała jak jakaś bogini. Patrzenie na nią aż sprawiało ból.
Patrzenie na nas wszystkich mogło sprawiać ból. W tym dobrym, związanym z miłymi zawrotami głowy i pełnym podniecenia oszołomieniu sensie. Parę dobrych minut spędziliśmy po prostu wpatrując się w siebie nawzajem. Nie tylko my tak robiliśmy. Kiedy rozejrzałem się po mesie, nie dostrzegłem w niej ani jednego brzydkiego człowieka. Było to jednocześnie przyjemne i drażniące.
— To niemożliwe — ni stąd, ni zowąd Harry zwrócił się do mnie. — Też się rozejrzałem i myślę, że za cholerę nie ma takiej możliwości, żeby ci wszyscy ludzie wyglądali tak dobrze, kiedy po raz pierwszy byli w tym wieku.
— Mów za siebie, Harry — powiedział Thomas. — Niezależnie od wszystkiego uważam, że teraz jestem odrobiną mniej atrakcyjny, niż kiedy byłem żółtodziobem.
— Teraz znowu jesteś żółtodziobem, i to na dodatek zielonoskórym — powiedział Harry. — I nawet jeśli pominiemy Thomasa Wątpliwego…
— Codziennie będę płakał przed lustrem — zapowiedział Thomas.
— … to trzeba uznać za prawie niemożliwe to, żebyśmy wszyscy byli kiedyś tacy doskonali. Zapewniam was, że nie wyglądałem tak dobrze w wieku dwudziestu lat. Byłem gruby. Miałem straszny trądzik. I zaczynałem już łysieć.
— Przestań — powiedziała Susan. — Zaczynam się podniecać.
— A ja próbuję jeść — powiedział Thomas.
— Teraz mogę się z tego śmiać, bo teraz wyglądam tak — powiedział Harry, przesuwając dłońmi po ciele, jakby prezentował tegoroczny model. — Ale powiem wam, że ten nowy ja ma niewiele wspólnego z tym poprzednim mną.
— Mówisz o tym tak, jakby cię to martwiło — powiedział Alan.
— Bo trochę mnie to martwi — przyznał Harry. — No wiecie przecież, nie będę się zapierał rękami i nogami. Ale kiedy ktoś daje mi w prezencie konia, to zwykle zaglądam mu w zęby. Dlaczego wszyscy wyglądamy tak dobrze?
— Mamy dobre geny — stwierdził Alan.
— Pewnie — przyznał Harry. — Ale czyje? Nasze? Czy jakiś zlepek genów wytworzony w jakimś laboratorium?
— Po prostu wszyscy jesteśmy teraz w świetnej formie — powiedziała Jesse. — Sama mówiłam przedtem Johnowi, że to ciało wygląda dużo lepiej, niż moje prawdziwe ciało wyglądało kiedykolwiek.
Nagle odezwała się Maggie:
— Też tak uważam. Mówiąc „moje prawdziwe ciało” mam na myśli „moje stare ciało”. Bo czuję się tak, jakby to ciało nie było naprawdę moje.
— Jest twoje, siostro — powiedziała Susan. — Przecież wciąż musisz nim sikać.
— I to mówi kobieta, która krytykowała mnie za zbytnią wylewność — powiedział Thomas.
— Z tą świetną formą chodzi mi o to, że podczas gdy wzmacniali nasze mięśnie i sprawność, poświęcili też trochę czasu na wzmocnienie innych walorów.
— Zgoda — powiedział Harry. — Ale to nie tłumaczy tego, dlaczego to zrobili.
— Żeby nas ze sobą związać — powiedziała Maggie.
Wszyscy spojrzeli na nią, jakby mówili: Patrzcie kto wychodzi ze skorupy!
— Uszczypnij mnie, Susan — powiedziała Maggie a Susan wyszczerzyła zęby w uśmiechu. — Słuchajcie, to jedna z prostszych zasad psychologii człowieka: bardziej skłonni jesteśmy lubić ludzi, których uważamy za atrakcyjnych. Na dodatek wszyscy w tym pomieszczeniu są dla siebie obcymi ludźmi, nawet my. I nie ma zbyt wielu sposobów, żeby nas ze sobą powiązać. Tworząc nas atrakcyjnymi dla siebie nawzajem, chciano nas ze sobą powiązać; już teraz, albo dopiero w czasie szkolenia.
— Nie bardzo widzę, w jaki sposób miałoby to pomóc armii, jeśli będziemy zbyt zajęci ukradkowym posyłaniem sobie miłosnych spojrzeń, by móc walczyć — powiedział Thomas.
— Nie w tym rzecz — stwierdziła Maggie. — Atrakcyjność seksualna ma tu drugorzędne znaczenie. Chodzi raczej o szybkie wytworzenie więzi zaufania i oddania. Ludzie instynktownie ufają i chcą pomóc tym, których uważają za atrakcyjnych; niezależnie od seksualnego pożądania. Dlatego właśnie prezenterzy telewizyjni są zawsze atrakcyjni. Dlatego atrakcyjni ludzie mają zawsze lżej w szkole.
— Ale teraz wszyscy jesteśmy atrakcyjni — powiedziałem. — W kraju zamieszkałym przez niezwykle atrakcyjnych ludzi, ktoś zaledwie dobrze wyglądający mógłby mieć ciężkie życie.
— Zresztą nawet teraz niektórzy z nas wyglądają lepiej od pozostałych — powiedział Thomas. — Za każdym razem kiedy patrzę na Maggie, czuję jakby ktoś wysysał cały tlen z pomieszczenia, w którym się znajdujemy. Bez obrazy, Maggie.
— Nie zamierzam się obrażać — powiedziała Maggie. — Podstawą takiego rozumowania jest założenie, że w przyszłości nie będziemy myśleć o tym, jacy w danej chwili dla siebie jesteśmy, tylko o tym, jacy byliśmy dla siebie wcześniej. Wszystko to przy założeniu, że trzeba nas powiązać ze sobą w krótkim czasie, a właśnie chyba o to w tym wszystkim chodzi.