Wskoczyliśmy, i, wedle rozkazu, opadliśmy prosto na dno, które znajdowało się trzy metry pod powierzchnią wody. Niemal natychmiast zacząłem panikować. Kiedy byłem dzieckiem, wpadłem do przykrytego folią basenu, i spędziłem pod wodą parę pełnych chaotycznego przerażenia minut, usiłując wydostać się na powierzchnię. Byłem pod wodą na tyle długo, że zaczynałem już się topić, i na tyle długo, że nabawiłem się trwającej do końca życia awersji do zanurzania głowy pod powierzchnię wody. Po około trzydziestu sekundach, poczułem, że bezwzględnie potrzebuję dużego łyku świeżego powietrza. Nie było mowy o tym, żebym wytrzymał całą minutę, nie mówiąc o sześciu.
Poczułem nagłe szarpnięcie. Obróciłem się trochę zbyt nerwowo i zobaczyłem Alana, który zanurkował obok mnie. Przez mętną, ciemną wodę basenu dostrzegłem, że stuka się dłonią w głowę i wskazuje palcem na mnie. W tym momencie mój MózGość zawiadomił mnie, że Alan prosi o połączenie. Bezgłośnie wyraziłem zgodę, po czym usłyszałem w głowie pobawione emocji simulacrum głosu Alana:
— Coś nie taki — zapytał Alan.
— Fobia — odpowiedziałem nie wydobywając z siebie dźwięku.
— Nie panikuj — odpowiedział Alan. — Zapomnij o tym, że jesteś pod wodą.
— Nie ma kurwa sposobu — odparłem.
— Więc udawaj — odpowiedział Alan. — Sprawdź, czy w pozostałych oddziałach ludzie nie mają takich samych problemów i pomóż im.
Upiornie spokojny, komputerowo symulowany głos Alana pomógł mi się opanować. Połączyłem się ze swoim dowódcami oddziałów, żeby sprawdzić, czy wszystko u nich w porządku, i rozkazałem im zrobić to samo z podległymi im ludźmi. W każdym z oddziałów znalazł się jeden czy dwóch rekrutów na krawędzi paniki. Zaczęli rozmawiać z nimi, próbując rozładować ich lęk. Obok mnie Alan komunikował się z członkami naszego własnego oddziału.
Minęły trzy minuty. Potem cztery. Jeden z rekrutów z oddziału Martina zaczął się poddawać — rzucał swoim ciałem w przód i w tył, a worek piasku w jego rękach działał jak kotwica. Martin zostawił swój własny worek, podpłynął do tamtego, chwycił go mocno za ramiona i zmusił go do spojrzenia mu w oczy. Wszedłem do MózGościa Martina i usłyszałem, jak mówi do swojego rekruta — Spójrz na mnie spójrz mi w oczy. To chyba pomogło, rekrut przestał się rzucać i zaczął się uspokajać.
Po pięciu minutach stało się jasne, że pomimo wzmożonego przepływu tlenu, wszyscy zaczęli czuć w płucach narastające kłucie. Ludzie zaczęli przestępować z jednej nogi na drugą, podskakiwać w miejscu, albo wymachiwać swoimi workami. W kącie basenu zobaczyłem kobietę, która waliła czołem w swój worek z piaskiem. Część mnie zaśmiała się na ten widok; pozostała część chciała zrobić to samo.
Pięć minut czterdzieści trzy sekundy. Jeden z rekrutów oddziału Marka rzucił swój worek i zaczął płynąć ku powierzchni. Mark odrzucił swój balast, rzucił się do góry, złapał rekruta za kostkę i zaczął ściągać go w dół siłą własnego ciężaru. Pomyślałem, że mógłby mu pomóc jego zastępca, ale MózGość poinformował mnie, że to właśnie jego zastępca zaczął się wynurzać.
Minęło sześć minut. Czterdzieścioro rekrutów rzuciło swoje worki i wystrzeliło w górę. Mark puścił kostkę swojego zastępcy i popchnął go jeszcze od dołu — chciał upewnić się, że pierwszy wynurzy się na powierzchnię, i dostanie służbę w kiblu, którą chciał załatwić dla całego plutonu. Właśnie przygotowywałem się do odrzucenia mojego worka, kiedy kątem oka dostrzegłem, że Alan kręci głową.
— Dowódca plutonu powinien wytrzymać do końca — stwierdził.
— Pocałuj mnie w dupę — odparłem.
— Nie jesteś w moim typie — odpowiedział.
Wytrzymałem siedem minut trzydzieści jeden sekund i wynurzyłem się na powierzchnię święcie przekonany o tym, że moje płuca za chwilę wybuchną. Ale udało mi się przejść przez moją chwilę zwątpienia. Uwierzyłem. Byłem czymś więcej, niż tylko człowiekiem.
W drugim tygodniu szkolenia przedstawiono nam naszą broń.
— To standardowy sprzęt bojowy KSO, karabin piechoty WZ-35 — powiedział Ruiz podnosząc do góry swój karabin; podczas gdy nasze, wciąż owinięte ochronną taśmą, stały u naszych stóp, na piachu placu apelowego bazy Delta. — Litery WZ są skrótem od słowa „wielozadaniowy”. W zależności od naszych potrzeb może wystrzelić sześć różnych wiązek promieni albo pocisków. Strzela pociskami karabinowymi, ładunkami wybuchowymi lub zwykłymi, które mogą być wystrzeliwane półautomatycznie bądź automatycznie, granatami bliskiego zasięgu, zdalnie sterowanymi rakietami bliskiego zasięgu, silnie łatwopalnym płynem pod wysokim ciśnieniem, i wiązkami promieni mikrofalowych. Jest to możliwe dzięki użyciu amunicji mikrorobotycznej o dużej gęstości… — Ruiz podniósł do góry coś, co wyglądało jak duży blok ciemnego metalu o tłustym połysku; taki sam blok znajdował się u moich stóp obok karabinu. — … która dokonuje samomontażu tuż przed wystrzałem. Daje to tej broni maksymalną możliwość dostosowania funkcji bojowych przy minimalnym szkoleniu, który to fakt powinniście docenić, wy smutne bryły białka przywiezione prosto z laboratorium.
— Ci z was, którzy mają za sobą jakieś wojskowe doświadczenie na pewno pamiętają, że kazano wam często rozkładać, czyścić i składać z powrotem waszą broń. Nie będziecie tego robić z WZ-35. WZ-35 jest niezwykle skomplikowanym urządzeniem, a wy moglibyście coś w nim spieprzyć! Ten sprzęt ma zdolność samodiagnozy i autonaprawy. Ma również możliwość powiadomienia waszego MózGościa o pojawiających się problemach; jeśli by takie wystąpiły, a nie wystąpią. Od trzydziestu lat nie zanotowano wypadku wadliwego funkcjonowania karabinu WZ-35. Dzieje się tak dlatego, bo my — w przeciwieństwie do waszych zafajdanych ziemskich naukowców — potrafimy konstruować broń, która działa! Waszym zadaniem jest nie pogrywać z waszą bronią i nie przeszkadzać jej; macie po prostu z niej strzelać. Zaufajcie swojej broni, jest prawie na pewno mądrzejsza od was. Pamiętajcie o tym, to być może uda wam się jeszcze trochę pożyć.
— Możecie momentalnie aktywować wasz WZ-35 przez zerwanie taśmy ochronnej, i utworzenie linku z waszym MózGościem. Kiedy to zrobicie, wasz WZ-35 stanie się naprawdę waszą bronią. Dopóki jesteście na terenie tej bazy, tylko wy będziecie mogli strzelać z waszego WZ-35; i to tylko wtedy, kiedy otrzymacie pozwolenie od dowódcy waszego oddziału albo plutonu, którzy z kolei muszą otrzymać pozwolenie od któregoś z instruktorów. W rzeczywistych warunkach bojowych jedynie wyposażeni w MózGościów żołnierze KSO będą mogli używać waszego WZ-35. Więc dopóki nie wkurzycie swoich współtowarzyszy walki aż do granic możliwości, nie będziecie się musieli obawiać, że ktoś użyje waszej broni przeciw wam.
— Od tej chwili będziecie mieli swoje WZ-35 zawsze przy sobie, dokądkolwiek pójdziecie. Będziecie go brać ze sobą, kiedy będziecie szli się wysrać. Będziecie go brać ze sobą, kiedy będziecie szli wziąć prysznic — nie martwcie się, że się zamoczy, natychmiast wypluje wszystko, co uzna za obcą substancję. Będziecie chodzić z bronią na posiłki. Będziecie z nią spać. Jeśli w jakiś sposób uda wam się wykroić trochę czasu na pieprzenie się, to lepiej miejcie oko na swój karabin.