— Nauczycie się, jak używać tej broni. Ona ocali wam życie. Amerykańscy Marines to pieprzone matoły, ale mieli jedną dobrą rzecz — swoje Kredo Karabinu Marines. To kredo, między innymi, mówi: „To jest mój karabin. Jest wiele takich karabinów, ale ten jest mój. Mój karabin jest moim najlepszym przyjacielem. Jest moim życiem. Muszę nad nim panować, tak jak muszę panować nad swoim życiem. Mój karabin, beze mnie, jest bezużyteczny. Bez mojego karabinu, ja jestem bezużyteczny. Muszę używać mojego karabinu precyzyjnie. Muszę strzelać celniej od mojego wroga, który próbuje mnie zabić. Muszę go zastrzelić, zanim on zastrzeli mnie. I tak też zrobię.”
— Panie i panowie, weźcie sobie to kredo do serca. To jest wasz karabin. Podnieście go i aktywujcie.
Uklęknąłem i odwinąłem z karabinu plastikową taśmę. Pomimo pełnych podziwu słów uznania dla tej broni jakie padły z ust Ruiza, WZ-35 nie sprawiał szczególnego wrażenia. Miał swoją wagę, ale nie był nieporęczny, był dobrze wyważony, a odpowiedni rozmiar ułatwiał manewrowanie nim. Na kolbie karabinu była naklejka z napisem: „ŻEBY UTWORZYĆ LINK Z MOZGOSCIEM; uruchom MózGościa i powiedz: Aktywuj WZ-35, numer seryjny ASD-324-DDD-4E3C1.”
— Hej, Dupku — powiedziałem. — Aktywuj WZ-35, numer seryjny ASD-324-DDD-4E3C1.
WZ-3 ASD-324-DDD-4E3CI został aktywowany dla rekruta KSO Johna Perry, odpowiedział Dupek. Proszę załaduj teraz amunicję. W kącie mojego pola widzenia pojawił się malutki diagram pokazujący, w jaki sposób załadować mój karabin. Sięgnąłem w dół po prostopadłościenny blok, który był moją amunicją — i prawie straciłem równowagę, usiłując go podnieść. Jego ciężar robił wrażenie; kawałki o „dużej gęstości” nie były powiedziane dla żartu. Zgodnie z instrukcją wcisnąłem go w odpowiednie miejsce mojego karabinu. Kiedy to zrobiłem, z mojego pola widzenia znikł diagram pokazujący jak załadować karabin, a zamiast niego pojawił się krótki spis:
Dostępne Opcje Prowadzenia Ognia
Uwaga: Użycie jednego typu nabojów zmniejsza możliwość użycia pozostałych typów
Naboje Karabinowe: 200
Ładunki Wybuchowe: 80
Granaty: 40
Pociski Rakietowe: 35
Miotacz Ognia: 10 Minut
Mikrofale: 10 Minut
Obecnie Wybrane Naboje: Karabinowe
— Wybierz ładunki wybuchowe — powiedziałem.
Wybrano ładunki wybuchowe, odparł Dupek.
— Wybierz pociski rakietowe — powiedziałem.
Wybrano pociski rakietowe, odparł Dupek. Proszę wybrać cel. Nagle wokół każdego z członków plutonu pojawiła się jasnozielona obwódka celownika; dłuższe wpatrywanie się w każdego z nich powodowało migotanie zielonej otoczki. Co u diabła, pomyślałem, i wziąłem na cel rekruta z oddziału Martina o nazwisku Toshima.
Cel wybrany. Możesz strzelać, anulować, albo wybrać drugi cel — oznajmił Dupek.
— Stop — powiedziałem, anulowałem wybór celu i spojrzałem na mój WZ-35. Obróciłem się do Alana, który stał obok mnie.
— Boję się swojej własnej broni — powiedziałem.
— No co ty — odpowiedział Alan. — Ja dwie sekundy temu o mało co nie rozwaliłem cię granatem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć na to szokujące wyznanie, bo przy drugim końcu dwuszeregu Ruiz wydarł się jednemu z rekrutów prosto w twarz:
— Co powiedziałeś przed chwilą, rekrucie?
Wszyscy umilkli i odwrócili się w tamtą stronę, żeby zobaczyć kto wzbudził gniew Ruiza.
Tym rekrutem był Sam McCain; przypomniałem sobie, że w czasie jednego z naszych spotkań w czasie lunchu, Sarah O’Connell opisała go jako kogoś, kto więcej mówi, niż myśli. Nic dziwnego, przez większą część życia był sprzedawcą. Nawet w tej chwili, kiedy Ruiz prawie dotykał nosem jego nosa, McCain wyglądał na zadowolonego z siebie; no, może wyglądał na trochę zaskoczonego, zadowolonego z siebie człowieka — ale zawsze. Najwyraźniej nie miał pojęcia, czym tak wkurzył Ruiza — ale cokolwiek to było, zamierzał wyjść z tej sytuacji bez szwanku.
— Po prostu podziwiałem swoją broń, starszy sierżancie — powiedział, unosząc karabin do góry. — I powiedziałem do tego tutaj rekruta Floresa, że prawie mi żal tych biednych drani, z którymi będziemy walczyć…
McCain nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ Ruiz wyjął karabin z jego dłoni i jednym, zaskakująco zrelaksowanym ruchem uderzył McCaina dolną częścią kolby w skroń. McCain upadł na ziemię jak kupa szmat: Ruiz spokojnie wyciągnął nogę i postawił stopę na jego gardle. Potem obrócił karabin kolbą w swoją stronę; teraz przerażony McCain patrzył w lufę swojego własnego karabinu.
— Już nie jesteś taki zadowolony z siebie, prawda, gnojku? — powiedział Ruiz. — Wyobraź sobie, że jestem twoim wrogiem. Czy już prawie jest ci mnie żal? Właśnie rozbroiłem cię w czasie jednego kurwa wdechu. Tam, w górze, ci „biedni dranie” poruszają się szybciej, niż możesz sobie wyobrazić. Rozsmarują sobie twoją pieprzoną wątrobę na krakersach i zjedzą je, zanim zdążysz w ogóle ich dostrzec. Więc niech ci nigdy, przenigdy nie będzie żal tych „biednych drani”. Oni nie potrzebują twojego współczucia. Zapamiętasz to, co powiedziałem, rekrucie?
— Tak, starszy sierżancie! — wykrztusił spod buta McCain. Wyglądało na to, że zaraz zacznie łkać.
— Upewnijmy się — powiedział Ruiz, przyciskając lufę do skóry między oczami McCaina. Pociągnął za spust, i rozległo się suche kliknięcie. Wszyscy członkowie plutonu wzdrygnęli się z przejęcia; McCain się zmoczył.
— Dureń — powiedział Ruiz, kiedy McCain zorientował się, że jednak wciąż żyje. — Nie słuchałeś tego, co mówiłem wcześniej. Na terenie bazy z danego WZ-35 może strzelać tylko jego właściciel. To znaczy ty, dupku! — Wyprostował się, pogardliwie rzucił karabin w stronę McCaina, i spojrzał na resztę plutonu.
— Wy rekruci, jesteście nawet głupsi, niż myślałem — oznajmił Ruiz. — Posłuchajcie tego, co wam teraz powiem. W całej historii ludzkości nie było ani jednej armii, która wyruszałaby na wojnę uzbrojona lepiej, niż to było potrzebne. Wojny są kosztowne. Płaci się za nie pieniędzmi i płaci się za nie ludzkim życiem; a żadna cywilizacja nie ma w nadmiarze obu tych rzeczy. Więc oszczędzajcie w czasie walki. Używajcie tylko tego, czego musicie użyć, niczego więcej. — Spojrzał na nas groźnie. — Czy coś z tego do was dotarło? Czy którekolwiek z was rozumie, co właśnie staram się wam powiedzieć? Nie macie tych lśniących nowych ciał i całkiem nowej broni dlatego, bo my chcemy wam dać nieuczciwe fory. Macie te ciała i tę broń, bo jest to minimum, które pozwoli wam tam walczyć i przetrwać. My nie chcieliśmy wam dać tych ciał, gnojki jedne. Po prostu gdybyśmy wam ich nie dali, ludzka rasa już dawno zostałaby wytępiona.
— Rozumiecie mnie teraz? Czy w końcu zaczynacie mieć pojęcie o tym, z czym przyjdzie się wam zmierzyć?
Nie wszystkie zajęcia odbywały się na świeżym powietrzu. Nie były to tylko ćwiczenia w zabijaniu dla dobra ludzkości. Czasami miewaliśmy też „zwykłe” lekcje.
— W czasie szkolenia waszej fizyczności, uczyliście się jak przełamywać zahamowania i obalać wcześniej przyjęte założenia, biorąc pod uwagę zdolności waszych nowych ciał. — Porucznik Oglethorpe zwrócił się do plutonów 60, 61, 62 i 63, zebranych w Sali wykładowej bazy Delta. — Teraz zrobimy to samo z waszymi umysłami. Nadeszła pora, żeby uwolnić głęboko w was skrywane z góry przyjęte osądy i uprzedzenia, których po części nawet nie jesteście świadomi.