Выбрать главу

— Zostały zestrzelone — powiedziała Jesse. — Rraeyowie zestrzelili wszystko, co było większe od skrzynki do chleba. Nasz wahadłowiec ocalał tylko dlatego, że nie działały mu silniki. Prawdopodobnie nie chcieli marnować na nas pocisków.

— A ogółem ilu ludzi ocalało? — spytałem. — Przecież nie tylko ja i wasz wahadłowiec.

Jesse i Harry stali milcząc.

— To kurwa niemożliwe! — powiedziałem.

— To była zasadzka, John — powiedział Harry. — Każdy z dokonujących przeskoku okrętów został trafiony w momencie wynurzania się w przestrzeni Koralu. Nie wiemy, jak to zrobili, ale to zrobili. A potem na dodatek zniszczyli wszystkie wahadłowce, które udało im się znaleźć. Dlatego właśnie „Krogulec” ryzykował życie nas wszystkich, żeby cię odnaleźć — ponieważ oprócz nas, ty byłeś jedynym ocalałym. Twój wahadłowiec jako jedyny dotarł do powierzchni planety. Odnaleźli cię, śledząc drogę boi wahadłowca, którą wasz pilot wystrzelił tuż przed katastrofą.

Przypomniałem sobie Fionę. I Alana.

— Jak wielu ludzi zginęło? — zapytałem.

— Sześćdziesiąt dwa krążowniki o sile bojowej batalionu, z pełnymi załogami na pokładach — powiedziała Jesse. — Dziewięćdziesiąt dwa tysiące ludzi. Mniej więcej.

— Jest mi niedobrze — powiedziałem.

— To było to, co nazywa się starym, dobrym rozpiździelem — powiedział Harry. — Nie ma co do tego wątpliwości. Dlatego właśnie wciąż tu jesteśmy. Nie mamy się gdzie podziać.

— No i dlatego, że wciąż nas przesłuchują — powiedziała Jesse.

— Zupełnie, jakbyśmy coś wiedzieli. Byliśmy już w naszym wahadłowcu, kiedy okręt został trafiony.

— Umierają z niecierpliwości, czekając aż dojdziesz do siebie na tyle, żeby mogli z tobą porozmawiać — powiedział do mnie Harry.

— Oficerowie śledczy KSO wkrótce złożą ci wizytę, jak sądzę.

— Jacy oni są? — zapytałem.

— Pozbawieni poczucia humoru — powiedział Harry.

* * *

— Proszę nam wybaczyć, jeśli nie jesteśmy w nastroju do żartów, kapralu Perry — powiedział podpułkownik Newman. — Kiedy straci pan sześćdziesiąt okrętów i sto tysięcy ludzi, pański umysł jest nastrojony raczej poważnie.

Chodziło mu o to, że na jego pytania o moje samopoczucie, odpowiedziałem, że jestem „w kawałkach”. Pomyślałem, że trochę sarkastyczne rozpoznanie mojego stanu fizycznego było całkiem na miejscu. Chyba się myliłem.

— Przepraszam — powiedziałem. — Ale, prawdę mówiąc, wcale nie żartowałem. Jak panowie dobrze wiedzą, dużą część swojego ciała zostawiłem na Koralu.

— A w jaki sposób w ogóle dotarł pan na Koral? — zapytała major Javna, druga z prowadzących przesłuchanie.

— Chyba pamiętam, jak wzięliśmy wahadłowiec — powiedziałem. — Chociaż właściwie lepiej byłoby użyć pierwszej osoby liczby pojedynczej.

Javna spojrzała na Newmana jakby mówiąc: „Znowu zaczyna żartować”.

— Kapralu, w pańskim raporcie przeczytaliśmy, że wydał pan pilotowi wahadłowca pozwolenie na awaryjne otwarcie bramy przystani „Modesto”.

— To prawda — powiedziałem. Napisałem raport poprzedniego wieczora, wkrótce po tym, jak odwiedzili mnie Jesse i Harry.

— Z czyjego upoważnienia wydał pan to polecenie?

— Zrobiłem to na własną odpowiedzialność — powiedziałem. — W tym momencie „Modesto” był uszkodzony przez pociski wroga. Uznałem, że odrobina własnej inicjatywy w tym momencie nie zaszkodzi.

— Czy zdaje sobie pan sprawę z tego, ile wahadłowców opuściło okręty floty nad Koralem?

— Nie — powiedziałem. — Chociaż wydaje mi się, że niezbyt wiele.

— Mniej niż sto, włączając w to siedem wahadłowców z „Modesto” — powiedział Newman.

— A wie pan ile spośród nich dotarło do powierzchni Koralu? — spytała Javna.

— Z tego, co wiem, tylko mój dotarł tak daleko — powiedziałem.

— To prawda — powiedziała Javna.

— A więc? — zapytałem.

— A więc — powiedział Newman. — Wydaje się, że miał pan niezłe szczęście, wydając rozkaz otwarcia bramy we właściwym momencie; tak, że dotarł pan na powierzchnię Koralu żywy.

Uważnie spojrzałem na Newmana.

— Czy pan mnie o coś podejrzewa, sir? — zapytałem.

— Musi pan przyznać, że to interesujący zbieg okoliczności — powiedziała Javna.

— Do diabła, pewnie, że muszę przyznać — powiedziałem. — Wydałem ten rozkaz po tym, jak „Modesto” został trafiony. Mój pilot dysponował odpowiednim wyszkoleniem i wystarczającą trzeźwością umysłu, żeby doprowadzić nas do Koralu, na tyle blisko powierzchni planety, że udało mi się przeżyć. I jeśli państwo sobie przypominają — przeżyłem z ledwością; większa część mojego ciała została rozrzucona na powierzchni o rozmiarach Rhode Island. Miałem to szczęście, że odnaleziono mnie, zanim umarłem. Wszystko poza tym było kwestią sprawności albo inteligencji, mojej lub mojego pilota. Proszę nam wybaczyć, jeśli wyszkolono nas zbyt dobrze, sir.

Javna i Newman spojrzeli na siebie.

— My tylko rozwijamy wszystkie wątki dochodzenia — powiedział Newman pojednawczo.

— Chryste — powiedziałem. — Proszę pomyśleć. Jeśli naprawdę planowałbym zdradzić KSO i przeżyć, to raczej spróbowałbym to zrobić w taki sposób, by nie stracić przy okazji swojej własnej pieprzonej szczęki! — Zakładałem, że w moim stanie może mi ujść na sucho warczenie na starszych stopniem oficerów. Miałem rację.

— Idźmy dalej — powiedział Newman.

— Proszę bardzo — odparłem.

— Podobno widział pan, jak krążownik Rraeyów strzela do krążownika KSO, kiedy ten wskakiwał w przestrzeń Koralu.

— To prawda — powiedziałem.

— To ciekawe, że właśnie panu udało się to zobaczyć — stwierdziła Javna.

Westchnąłem.

— Zamierzacie to robić przez całą naszą rozmowę? — zapytałem. — Pójdzie nam o wiele szybciej, jeśli co chwilę nie będziecie zmuszać mnie do przyznania się, że jestem szpiegiem.

— Atak rakietowy, kapralu — powiedział Newman. — Pamięta pan, czy pociski zostały odpalone przed tym czy po tym jak okręt KSO wskoczył w przestrzeń Koralu?

— Moim zdaniem zostały odpalone tuż przed tym — powiedziałem. — Przynajmniej tak mi się wydawało. Wiedzieli kiedy i w którym miejscu ten okręt wyjdzie z przeskoku.

— Myśli pan, że w jaki sposób udało im się to przewidzieć? — zapytała Javna.

— Nie mam pojęcia — powiedziałem. — Do dnia poprzedzającego atak nie wiedziałem nawet, w jaki sposób działa napęd skokowy. Wiedząc to, co wiem teraz, nie wydaje mi się, żeby można było dowiedzieć się, że pojawi się jakiś okręt, który dokonuje przeskoku.

— Co pan ma myśli mówiąc „wiedząc to, co wiem teraz”? — zapytał Newman.

— Alan, dowódca innego oddziału… — nie chciałem wspominać o tym, że Alan był moim przyjacielem, ponieważ podejrzewałem, że to może im się wydać podejrzane — … powiedział, że napęd skokowy działa przemieszczając okręt do innego wszechświata, który jest prawie taki sam jak ten, który opuściłeś; przy czym zarówno zniknięcie w jednym, jak i pojawienie się w drugim są fenomenologicznie nieprawdopodobne. Jeśli tak jest rzeczywiście, to wydaje się niemożliwe, żeby można było przewidzieć kiedy i gdzie okręt się pojawi. On po prostu się pojawia.

— Więc co się tam stało, jak pan sądzi? — zapytała Javna.