Newman i Javna spojrzeli na siebie znacząco.
— Zbaczamy z tematu — powiedział Newman.
— Ja chcę tylko przesłać wiadomość — powiedziałem.
— Zobaczymy, co da się zrobić — powiedziała Javna tonem, który mówił, że nie zrobią nic.
Westchnąłem i prawdopodobnie po raz dwudziesty powiedziałem im, dlaczego dałem pozwolenie na awaryjne otwarcie bramy przystani wahadłowców na „Modesto”.
— Jak pańska szczęka? — zapytał doktor Fiorina.
— W pełni sprawna i gotowa, żeby coś przeżuć — powiedziałem. — Nie żebym nie lubił pić zupy przez słomkę, ale po jakimś czasie staje się to dosyć monotonne.
— Zgadzam się — powiedział Fiorina. — Teraz rzućmy okiem na nogę.
Odkryłem nogę i pozwoliłem mu na nią spojrzeć — pierścień był już w połowie długości łydki.
— Świetnie — powiedział. — Chcę, żeby zaczął pan na tym chodzić. Nieprzekształcona część utrzyma pański ciężar a trzeba będzie tę nogę trochę rozćwiczyć. Dam panu laskę, której będzie pan używał przez kilka najbliższych dni. Zauważyłem, że odwiedzają pana przyjaciele. Dlaczego nie zabiorą pana na przykład na lunch?
— Nie trzeba mi tego dwa razy powtarzać — powiedziałem i rozprostowałem trochę nową nogę. — Jak nowa.
— Nawet lepsza — powiedział Fiorina. — Dokonaliśmy paru udoskonaleń w stosunku do struktury ciała nadanej przez KSO w początkowym stadium. Zostały one włączone do wnętrza pańskiej nogi, ale reszta ciała także odczuje zmianę na lepsze.
— Nie zastanawia pana, dlaczego KSO nie poszło tą drogą aż do końca? — zapytałem. — Dlaczego nie zamienili ciała na coś, co byłoby przeznaczone jedynie do walki?
Fiorina spojrzał na mnie znad ekranu swojego notatnika:
— Ma pan zieloną skórę, kocie oczy i komputer we wnętrzu głowy. Chciałby pan być jeszcze mniej ludzki?
— Słuszna uwaga — stwierdziłem.
— To prawda — powiedział Fiorina. — Każę sanitariuszowi przynieść laskę. — Wstukał rozkaz w swój notatnik.
— Doktorze — powiedziałem. — Czy leczył pan kogokolwiek innego, kto zszedł z pokładu „Krogulca”?
— Nie — powiedział. — Pan, kapralu, doprawdy stanowił dla mnie wystarczające wyzwanie.
— Więc nikogo z załogi „Krogulca”?
Fiorina uśmiechnął się krzywo:
— Och, nie. To przecież Siły Specjalne.
— Więc?
— Powiedzmy, że mają specjalne potrzeby — powiedział Fiorina, kiedy wszedł sanitariusz z moją laską w ręku.
— Wiesz, co można znaleźć na temat Brygad Duchów? Oficjalnie, oczywiście — spytał Harry.
— Domyślam się, że niezbyt wiele — powiedziałem.
— Niezbyt wiele to za dużo powiedziane — powiedział Harry. — Nic nie można znaleźć, dosłownie nic.
Harry, Jesse i ja jedliśmy lunch w jednej z kantyn stacji kosmicznej. Po raz pierwszy wyszedłem na zewnątrz i zasugerowałem, żebyśmy odeszli tak daleko od modułu medycznego, jak to tylko możliwe. Ta kantyna znajdowała się na drugiej stronie stacji. Widok z kantyny nie był może najciekawszy (za oknami widać było małą stocznię remontową), ale znana była na całej stacji ze swoich hamburgerów — ta reputacja miała swoje uzasadnienie; szef kuchni, w poprzednim życiu, prowadził sieć restauracji specjalizujących się właśnie w hamburgerach. Małe wnętrze kantyny było zawsze zatłoczone. Jednak moje i Harry’ego hamburgery stygły na talerzach, ponieważ rozmawialiśmy o Brygadach Duchów.
— Spytałem Javnę i Newmana o to, czy mogę wysłać wiadomość na „Krogulca” i zaczęli wymigiwać się od jednoznacznej odpowiedzi.
— Nie dziwi mnie to — powiedział Harry. — Co prawda oficjalnie „Krogulec” istnieje, ale to wszystko, czego się można na jego temat dowiedzieć. Nie można się dowiedzieć niczego na temat jego załogi, rozmiarów, uzbrojenia i aktualnego położenia. Po prostu nie ma tych informacji w systemie. Poszukiwania na temat Sił Specjalnych czy „Brygad Duchów” w wewnętrznym systemie danych KSO także nie dają żadnych rezultatów.
— Więc niczego, chłopaki, nie znaleźliście — orzekła Jesse.
— Tego nie powiedziałem — powiedział Harry z uśmiechem. — Niczego nie można znaleźć oficjalnie, ale można się dużo dowiedzieć nieoficjalnie.
— A jak ci się udało dotrzeć do tych nieoficjalnych informacji? — zapytała Jesse.
— No wiesz — odparł Harry. — Moja szampańska osobowość czyni cuda.
— Proszę cię — powiedziała Jesse. — Ja tu jem. Czego nie można powiedzieć o was dwóch.
— Więc czego się dowiedziałeś? — zapytałem i ugryzłem pierwszy kęs swojego hamburgera. Był rewelacyjny.
— Pamiętajcie tylko, że to wszystko plotki i insynuacje — ostrzegł Harry.
— Co oznacza, że może to być bliższe prawdy niż wszystko, czego dowiedzielibyśmy się oficjalnie — powiedziałem.
— Może tak być — przyznał Harry. — Najważniejsza wiadomość to ta, że nie bez powodu nazywają ich „Brygadami Duchów”. To nie jest oficjalne określenie. To przydomek. Plotka, którą słyszałem w wielu miejscach głosi, że członkowie Sił Specjalnych to zmarli ludzie.
— Słucham? — powiedziałem. Jesse podniosła głowę znad swojego hamburgera.
— Nie zmarli dosłownie, oczywiście — powiedział Harry. — To nie są zombie. Ale wiele osób zaciągnęło się do służby w KSO i nie dożyło swoich siedemdziesiątych piątych urodzin. Wynika z tego, że w takich wypadkach KSO wcale nie wyrzuca na śmietnik twojego materiału genetycznego. Używają go do stworzenia członków Sił Specjalnych.
Nagle coś mi się przypomniało.
— Jesse, przypominasz sobie jak umarł Leon Deak? Pamiętasz, co powiedział człowiek ze służby medycznej? „W ostatniej chwili załapał się do Brygad Duchów”. Wtedy myślałem, że to jakiś chory żart.
— Jak oni mogą to robić? — zapytała Jesse. — To jest nieetyczne. — Nieetyczne? — powiedział Harry. — Kiedy się zaciągasz, dajesz KSO prawo użycia wszystkich środków koniecznych do podniesienia twojej sprawności bojowej, a nie możesz mieć żadnej sprawności bojowej, jeśli jesteś martwy. Nawet jeśli jest to nieetyczne, to nie jest nielegalne.
— Tak, ale jest różnica między wykorzystaniem mojego DNA do stworzenia nowego ciała, którego ja będę używała, a używaniem mojego nowego ciała, w którym mnie nie będzie — powiedziała Jesse.
— To szczegóły, szczegóły — stwierdził Harry.
— Nie podoba mi się pomysł, żeby moje ciało biegało sobie samopas — powiedziała Jesse. — I nie uważam, żeby KSO miało do tego moralne prawo.
— Oni robią różne rzeczy — powiedział Harry. — Wiecie, że te nasze nowe ciała są mocno zmodyfikowane pod względem genetycznym. Najwyraźniej ciała członków Sił Specjalnych są nawet jeszcze bardziej zmodyfikowane od naszych. Żołnierze Sił Specjalnych są królikami doświadczalnymi dla nowych udoskonaleń i zdolności, które wypróbowuje się na nich, zanim zacznie się je stosować na szerszą skalę. Krążą plotki, że niektóre z tych modyfikacji są naprawdę radykalne — ich ciała są zmodyfikowane do tego stopnia, że nie wyglądają już na ludzkie.
— Mój doktor powiedział coś o tym, że żołnierze Sił Specjalnych mają specjalne potrzeby — powiedziałem. — Ale nawet jeśli miałem halucynacje, to ludzie, którzy mnie uratowali, wyglądali wystarczająco ludzko.