— Skoro już o nich mówimy — zacząłem, po czym opowiedziałem Harry’emu o moim spotkaniu z Jane poprzedniej nocy. Opowiadałem o tym, aż do chwili, kiedy Jesse i Harry wstali od stołu.
— Wygląda na to, że przynajmniej nie zamierza cię zabić — stwierdził Harry, kiedy skończyłem.
— Musiało ci się dziwnie z nią rozmawiać — powiedziała Jesse. — Chociaż wiesz, że tak naprawdę nie jest twoją żoną.
— Nie wspominając o tym, że ma tylko sześć lat. Człowieku, to jest dopiero dziwne — powiedział Harry.
— To zresztą po niej widać — powiedziałem. — To, że jest sześciolatką. Nie ma w sobie emocjonalnej dorosłości. Nie wie, co robić z emocjami, kiedy już je odczuwa. Rzuciła mną przez całą kantynę, ponieważ nie wiedziała, co innego mogłaby zrobić z tym, co wtedy poczuła.
— No cóż, ona wie tylko jak walczyć i zabijać — powiedział Harry. — My mamy za sobą całe życie wspomnień i doświadczeń, które mogą nas ustabilizować. Nawet młodsi żołnierze w zwykłych armiach mają dwadzieścia lat życiowych doświadczeń. W gruncie rzeczy ci żołnierze Sił Specjalnych to dziecięcy wojownicy. Etycznie rzecz biorąc jest to dość wątpliwe.
— Nie chciałabym rozdrapywać żadnych starych ran — powiedziała Jesse. — Ale czy widzisz w niej coś z Kathy?
Przez chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią.
— Oczywiście wygląda jak Kathy — powiedziałem. — Myślę, że zobaczyłem w niej odrobinę poczucia humoru Kathy, i trochę jej temperamentu. Kathy bywała bardzo impulsywna.
— Czy zdarzało jej się rzucać tobą po pokoju? — z uśmiechem zapytał Harry.
Też się do niego wyszczerzyłem i powiedziałem:
— Na pewno parę razy zrobiłaby to, gdyby mogła.
— Jeden zero dla genetyków — stwierdził Harry.
Nagle aktywował się mój Dupek. Dostałem wiadomość: Kapralu Perry, proszę stawić się na odprawę z generałem Keeganem o 10:00 w Głównej Kwaterze Operacyjnej w Module Eisenhowera Stacji Feniks. Proszę przybyć punktualnie. Potwierdziłem odbiór wiadomości i powiedziałem o wezwaniu Harry’emu i Jesse.
— Myślałem, że to ja mam przyjaciół w interesujących miejscach — powiedział Harry. — A ty pozwalałeś nam ściskać swoją dłoń.
— Nie mam pojęcia o co chodzi — powiedziałem. — Nigdy nie spotkałem Keegana osobiście.
— To tylko głównodowodzący Drugą Armią KSO — powiedział Harry. — Na pewno nie chodzi o nic ważnego.
— Bardzo śmieszne — powiedziałem.
— Jest już 09:15, John — powiedziała Jesse. — Musisz już iść. Chcesz, żebyśmy poszli z tobą?
— Nie, skończcie jeść śniadanie — powiedziałem. — Dobrze mi zrobi, jak się trochę przejdę. Moduł Eisenhowera jest tylko parę kilometrów stąd; wystarczy iść dookoła stacji. Bez trudu zdążę na czas. — Wstałem, chwyciłem pączek na drogę, dałem Jesse przyjacielskiego całusa w policzek i ruszyłem w drogę.
Prawdę mówiąc Moduł Eisenhowera był w większej odległości od naszej mesy, niż myślałem, ale moja noga w końcu odrosła i chciałem ją rozćwiczyć. Doktor Fiorina miał rację — nowa noga była lepsza od starej. Na dodatek czułem się, jakby przybyło mi energii. Co prawda mogło to wynikać z tego, że jeszcze niedawno byłem w bardzo ciężkim stanie — tak ciężkim, że cudem z niego wyszedłem. Po czymś takim każdy odczułby przypływ świeżej energii.
— Nie odwracaj się. — Prosto do mojego ucha powiedziała Jane, stojąc tuż za mną. Prawie udławiłem się kawałkiem pączka.
— Wolałbym, żebyś się tak do mnie nie podkradała — powiedziałem po chwili, nie odwracając się w jej stronę.
— Przepraszam — powiedziała. — Nie chciałam cię przestraszyć. Ale muszę z tobą porozmawiać. Chodzi mi o tę odprawę, na którą właśnie idziesz.
— Jak się o niej dowiedziałaś? — zapytałem.
— To nieważne. Ważne jest, żebyś zgodził się na to, o co cię poproszą. Zrób to. Dzięki temu będziesz bezpieczny, kiedy to się stanie. Na tyle bezpieczny, na ile to możliwe.
— Kiedy co się stanie? — zapytałem.
— Wkrótce sam się dowiesz — odpowiedziała.
— Co z moimi przyjaciółmi — zapytałem. — Co z Harrym i Jesse? Czy oni też będą mieli kłopoty?
— Wszyscy będziemy mieli kłopoty — powiedziała Jane. — Nie mogę nic dla nich zrobić. Mogę tylko prosić cię, żebyś się zgodził. Zgódź się. To ważne. — Lekko dotknęła dłonią mojego ramienia i po chwili już jej za mną nie było.
— Spocznij, kapralu Perry — powiedział generał Keegan, salutując mi w odpowiedzi.
Zostałem wprowadzony do sali konferencyjnej, w której znajdowało się więcej wyższych stopniem oficerów niż na osiemnastowiecznym szkunerze. Byłem z pewnością najniższym stopniem żołnierzem w pomieszczeniu; następny w kolejności najniższy stopień miał podpułkownik Newman, mój szanowny interlokutor. Poczułem się trochę niewyraźnie.
— Wyglądasz na trochę zagubionego, synu. — Zwrócił się do mnie generał Keegan. Wyglądał, jak wszyscy w Sali konferencyjnej, jak wszyscy żołnierze KSO, na dwudziestokilkulatka.
— Rzeczywiście, czuję się trochę zagubiony, sir — przyznałem.
— Cóż, to zrozumiałe — powiedział Keegan. — Usiądź, proszę. — Wskazał na stojące przy stole puste krzesło, na którym posłusznie usiadłem. — Wiele o tobie słyszałem, Perry.
— Tak jest, sir — powiedziałem, starając się nie patrzeć na Newmana.
— Za bardzo to was nie poruszyło, kapralu — powiedział.
— Nie staram się niczym wyróżniać, sir — powiedziałem. — Po prostu staram się robić swoje.
— Ale tak się złożyło, że zostałeś zauważony — powiedział Keegan. — Nad Koralem swoje przystanie opuściło sto wahadłowców, ale tylko twój dotarł do powierzchni planety, w dużej mierze dzięki twojemu rozkazowi awaryjnego otwarcia bramy przystani, który pozwolił wam się stamtąd zmyć na czas. — Wskazał kciukiem Newmana. — Newman mi wszystko opowiedział. Uważa, że powinniśmy ci za to dać medal.
Gdyby Keegan powiedział: Newman uważa, że powinieneś wystąpić w głównej roli w corocznym wojskowym przedstawieniu „Jeziora Łabędziego”, mniej by mnie to zdziwiło. Keegan zauważył wyraz mojej twarzy i wyszczerzył się do mnie:
— Wiem, o czym myślisz. Newman ma najbardziej poważną i nieprzyjemną twarz w całej armii, dlatego właśnie robi to, co robi. Więc jak, kapralu? Waszym zdaniem zasługujecie na ten medal?
— Z całym szacunkiem nie zasługuję, sir — powiedziałem. — Rozbiliśmy się i nie ocalał nikt oprócz mnie. To niezbyt chwalebne osiągnięcie. Poza tym, wszystkie pochwały za dotarcie na powierzchnię Koralu należą się mojemu pilotowi, Fionie Eaton.
— Fiona Eaton została już pośmiertnie odznaczona — powiedział generał Keegan. — To dla niej niewielkie pocieszenie, ponieważ już nie żyje, ale dla KSO ważne jest, żeby w ogóle takie akcje doceniać. I pomimo waszej skromności, kapralu, wy także zostaniecie odznaczeni. Bitwę o Koral przeżyli także inni żołnierze, ale wyłącznie przez szczęśliwy przypadek. Wy wzięliście inicjatywę w swoje ręce i okazaliście zdolności przywódcze w niesprzyjających okolicznościach. Przedtem także wykazywaliście zdolność do samodzielnego myślenia. Tamto znalezienie sposobu prowadzenia ognia w czasie bitwy z Consu. Wasze skuteczne dowodzenie plutonem szkoleniowym. Starszy sierżant Ruiz złożył osobny raport na temat waszego sposobu wykorzystania MózGościa w czasie kończącej szkolenie gry wojennej. Służyłem z tym sukinsynem, kapralu. Ruiz nie pochwaliłby swojej własnej matki za to, że wydała go na świat, jeśli wiecie o co mi chodzi.