— Myślę, że wiem, sir — powiedziałem.
— Tak właśnie myślałem. Więc Brązowa Gwiazda dla ciebie, synu. Gratulacje.
— Tak jest, sir — powiedziałem. — Dziękuję, sir.
— Ale nie kazałem ci tu przyjść tylko z tego powodu — powiedział generał Keegan i wskazał na jednego z mężczyzn siedzących przy stole. — Nie sądzę, żebyś znał generała Szilarda, który dowodzi naszymi Siłami Specjalnymi. Spocznij, nie ma potrzeby salutować.
— Sir — powiedziałem, skinąwszy jedynie głową w jego stronę.
— Kapralu — powiedział Szilard. — Proszę mi powiedzieć, co słyszeliście o sytuacji na Koralu?
— Niezbyt dużo, sir — powiedziałem. — Po prostu parę razy rozmawiałem o tym z przyjaciółmi.
— Doprawdy? — oschle zapytał Szilard. — Wydawało mi się, że wasz przyjaciel, szeregowy Wilson, do tej pory zdążył już wyczerpująco przedstawić wam sytuację na planecie.
Zdałem sobie sprawę z tego, że moja pokerowa twarz tego dnia sprawdza się jeszcze gorzej niż zwykle.
— Tak, oczywiście wiemy o szeregowym Wilsonie — powiedział Szilard. — Możecie mu powtórzyć, że jego węszenie nie było tak subtelne, jak mu się wydawało.
— Harry będzie zdziwiony, kiedy to usłyszy — powiedziałem.
— Nie wątpię — odparł Szilard. — Nie wątpię też, że zdążył objaśnić wam naturę żołnierzy Sił Specjalnych. Zresztą, instytucjonalnie rzecz biorąc, to nie jest tajemnicą, chociaż informacji na temat Sił Specjalnych nie ma w ogólnej bazie danych. Większość naszego czasu spędzamy na misjach, które wymagają zachowania ścisłej tajemnicy. Bardzo rzadko mamy możliwość spędzenia większej ilości czasu z pozostałymi żołnierzami KSO. Zresztą za bardzo nas to nie pociąga.
— Generał Szilard i Siły Specjalne przejmują dowodzenie nad naszym kontratakiem przeciwko Rraeyom na Koralu — powiedział generał Keegan. — Co prawda chcemy odebrać im planetę, ale naszym głównym celem jest przejęcie ich aparatu wykrywającego tachyony, w miarę możliwości odłączenie go bez dokonania zniszczeń, a w razie konieczności zniszczenie go. Pułkownik Golden… — Keegan wskazał na ponuro wyglądającego mężczyznę, siedzącego obok Newmana — … sądzi, że wie, gdzie ten aparat się znajduje. Pułkowniku…
— Będę mówił bardzo skrótowo, kapralu — powiedział Golden. — Przed pierwszym atakiem na Koral nasze służby wywiadowcze doniosły, że Rraeyowie rozmieszczają szeregi małych satelitów na orbitach dookoła Koralu. Najpierw myśleliśmy, że są to satelity szpiegowskie, które mają pomóc Rraeyom zidentyfikować nasze siły i kontrolować ilość żołnierzy sprowadzanych na planetę. Teraz jednak myślimy, że te satelity służą namierzaniu wzorów tachyonów. Sądzimy, że stacja namierzająca, która zbiera i przetwarza dane z satelitów, znajduje się na powierzchni planety i wylądowała tam w czasie pierwszej fali ataku.
— Uważamy, że stacja znajduje się na planecie, ponieważ Rraeyowie sądzą, że tam będzie najbezpieczniejsza — powiedział generał Szilard. — Gdyby znajdowała się na pokładzie okrętu, atakująca go jednostka KSO mogłaby w nią trafić, nawet przez przypadek. A jak wiecie, żaden okręt oprócz waszego wahadłowca nie dotarł w pobliże powierzchni Koralu. Więc prawie na pewno właśnie tam ją umieścili.
— Mogę o coś spytać, sir? — zwróciłem się do Keegana.
— Proszę bardzo — odpowiedział Keegan.
— Dlaczego panowie mi o tym mówicie? — spytałem. — Jestem kapralem, który nie ma własnego oddziału, plutonu ani batalionu. Nie widzę powodu, dlaczego miałbym to wszystko wiedzieć.
— Powinieneś to wiedzieć, ponieważ jako jeden z nielicznych przeżyłeś bitwę o Koral, a jako jedyny przeżyłeś dzięki czemuś więcej niż zwykły przypadek — powiedział Keegan. — Generał Szilard i jego ludzie uważają, z czym się zgadzam, że ich kontratak będzie miał większe szanse powodzenia, jeśli obserwował go będzie i doradzał im ktoś, kto przeżył pierwszy atak; to znaczy ty, synu.
— Z całym należnym szacunkiem, sir — powiedziałem. — Mój udział w tym ataku był minimalny i katastrofalny w skutkach.
— Mniej katastrofalny niż udział większości pozostałych — powiedział Keegan. — Kapralu, nie będę was okłamywał, sam wolałbym zobaczyć w tej roli kogoś innego. Jednak, w obecnych warunkach, nikogo innego nie mamy. I chociaż długość waszej służby, a co za tym idzie wasza wiedza, są minimalne, to jest to jednak lepsze niż nic. Poza tym, wykazaliście zdolność do improwizacji i szybkiego działania w sytuacjach bojowych. Teraz będziecie mogli te zdolności wykorzystać.
— Co miałbym robić? — zapytałem. Keegan spojrzał na Szilarda.
— Będziecie stacjonować na „Krogulcu” — powiedział Szilard. — Na którym stacjonują Siły Specjalne z największym doświadczeniem w tej sytuacji bojowej. Waszym zadaniem będzie doradzać starszym stopniem oficerom „Krogulca”, korzystając z waszego doświadczenia zebranego na Koralu. Będziecie też musieli obserwować rozwój sytuacji i działać jako łącznik pomiędzy regularnymi siłami KSO a Siłami Specjalnymi.
— Czy będę uczestniczył w walce? — spytałem.
— Będziecie żołnierzem nadliczbowym — odparł Szilard. — Najprawdopodobniej nie będziecie uczestniczyć w działaniach wojennych.
— Rozumiesz chyba, synu, że jest to niezwykle wyjątkowy przydział — powiedział Keegan. — W praktyce, z powodu różnych celów misji i rodzajów żołnierzy, siły regularne KSO prawie nigdy nie działają razem z Siłami Specjalnymi. Nawet w czasie bitew, w których udział biorą obie te formacje, zarówno jedni, jak i drudzy starają się działać osobno, wykonując zadania o odmiennym charakterze.
— Rozumiem — powiedziałem. Rozumiałem więcej niż mogli wiedzieć. Jane stacjonowała na „Krogulcu”.
Jak gdyby śledząc ciąg moich myśli, Szilard powiedział:
— Kapralu, wiem, że doszło do jakiegoś incydentu z jednym z moich ludzi — z kobietą, która stacjonuje na „Krogulcu”. Muszę mieć pewność, że więcej do takich incydentów nie dojdzie.
— Tak jest, sir — powiedziałem. — Ten incydent był wynikiem zwykłego nieporozumienia. Przypadek niewłaściwie rozpoznanej tożsamości. To się więcej nie powtórzy.
Szilard skinął głową w stronę Keegana.
— Bardzo dobrze — powiedział Keegan. — Kapralu, biorąc pod uwagę wasze nowe zadanie, myślę, że wasza obecna ranga jest niewystarczająca. Niniejszym, z efektem natychmiastowym, otrzymuje pan stopień porucznika. O 15:00 stawi się pan przed majorem Crickiem, głównodowodzącym „Krogulcem”. Powinno panu wystarczyć czasu na uporządkowanie swoich spraw i pożegnania. Jakieś pytania?
— Nie, sir — powiedziałem. — Ale mam jedną prośbę.
— To niezwykła prośba — powiedział Keegan po tym, jak mu ją przedstawiłem. — W innych warunkach, odmówiłbym w obu przypadkach.
— Rozumiem, sir — powiedziałem.
— Niemniej, da się to zrobić. Być może wyniknie z tego coś dobrego. Bardzo dobrze, poruczniku. Jest pan wolny.
Przesłałem wiadomość Harry’emu i Jesse, i spotkałem się z nimi tak szybko, jak to było możliwe. Powiedziałem im o swoim nowym przydziale i promocji na stopień porucznika.
— Myślisz, że Jane to wszystko zaaranżowała? — spytał Harry.
— Wiem, że to zrobiła — powiedziałem. — Zresztą sama mi o tym powiedziała. Wynika z tego, że mogę im być do czegoś potrzebny. Ale jestem pewien, że musiała umieścić komuś pluskwę w uchu. Mam się tam przenieść za parę godzin.