— Znowu nas rozłączą — powiedziała Jesse. — To, co zostało z naszego plutonu też zamierzają rozdzielić. Nasi koledzy dostają przydziały na inne okręty. My wciąż czekamy na nasze przydziały.
— Kto wie, John — powiedział Harry. — Być może wrócimy z tobą na Koral.
— Nie, nie wrócicie — powiedziałem. — Poprosiłem generała Keegana, żeby zwolnił was ze służby w piechocie, a on się zgodził. Wasz pierwszy okres służby się skończył. Oboje dostaliście nowe przydziały.
— O czym ty mówisz? — zapytał Harry.
— Oboje dostaliście przydziały do Działu Badań Wojskowych KSO — powiedziałem. — Harry, oni wiedzą o tym, że dużo węszyłeś na stacji. Przekonałem ich, że w ten sposób wyrządzisz mniej szkody sobie i innym. Będziesz pracował nad tym, co przywieziemy z Koralu.
— Nie poradzę sobie — powiedział Harry. — Nie znam wystarczająco matematyki.
— Jestem pewien, że to cię nie powstrzyma — powiedziałem. — Jesse, ty także dostałaś przydział do DBW; z tym, że do służb pomocniczych. Tylko tyle mogłem ci w tym momencie załatwić. To nie będzie zbyt interesujące, ale kiedy już tam będziesz, możesz się nauczyć czegoś nowego. I oboje będziecie poza linią ognia.
— To nie w porządku, John — powiedziała Jesse. — Nie odsłużyliśmy wymaganego czasu. Nasi koledzy z plutonu wrócą do walki, podczas gdy my będziemy siedzieć tutaj dzięki czemuś, czego nie zrobiliśmy. Ty sam tam wracasz. To mi się nie podoba. Powinnam odsłużyć swoje — powiedziała, a Harry jej przytaknął.
— Jesse, Harry, proszę — powiedziałem. — Posłuchajcie. Alan nie żyje. Susan i Thomas nie żyją. Maggie nie żyje. Wszyscy z mojego oddziału i plutonu też zginęli. Wszyscy ważni dla mnie tutaj ludzie, oprócz was dwojga, nie żyją. Dostałem szansę zachowania was przy życiu i skorzystałem z niej. Nie mogłem zrobić niczego więcej dla nikogo innego. Mogłem zrobić coś dla was. Chcę, żebyście żyli. Tutaj mam tylko was.
— Masz też Jane — powiedziała Jesse.
— Sam jeszcze nie wiem, czym Jane jest dla mnie — powiedziałem. — Ale wiem, czym wy dla mnie jesteście. Teraz jesteście moją rodziną. Jesse, Harry. Jesteście moją rodziną. Nie bądźcie na mnie źli, ja po prostu chciałem wam zapewnić bezpieczeństwo. Nic wam się nie może stać. Zróbcie to dla mnie. Proszę.
Piętnasty
„Krogulec” był cichym okrętem. Przeciętny okręt jest pełen odgłosów ludzi, którzy rozmawiają, śmieją się, wrzeszczą i wydają wszystkie te dźwięki, które wydają zwykli, żywi ludzie. Żołnierze Sił Specjalnych nie robili żadnej z tych bzdur.
Głównodowodzący „Krogulca” wyjaśnił mi to, kiedy wszedłem na pokład.
— Proszę nie oczekiwać, że ludzie będą się do pana odzywać — powiedział major Crick, kiedy mu się przedstawiłem.
— Sir? — zapytałem.
— Żołnierze Sił Specjalnych — powiedział. — To nic osobistego, my po prostu za dużo nie mówimy. Między sobą komunikujemy się prawie wyłącznie za pomocą MózGościów. To jest szybsze i przez to nie mamy skłonności do mówienia, jaką ma pan. Urodziliśmy się z MózGościami. Od początku mówiono do nas za ich pomocą. Więc przez większość czasu rozmawiamy ze sobą właśnie w ten sposób. Proszę więc nie czuć się urażonym. W każdym razie rozkazałem żołnierzom, żeby mówili do pana, kiedy będą musieli panu coś przekazać.
— To nie jest konieczne, sir — powiedziałem. — Mogę korzystać ze swojego MózGościa.
— Nie mógłby pan za nami nadążyć — powiedział major Crick. — Pański mózg komunikuje się z pewną prędkością, nasz z inną. Mówienie do naprawdę urodzonego jest jak mówienie o połowę wolniej. Gdyby porozmawiał pan z jednym z nas przez dłuższy czas, być może uznałby go pan za pochopnego i szorstkiego w obejściu. To uboczny efekt odczucia, jakby mówił pan do opóźnionego w rozwoju dziecka. Bez obrazy.
— Nie obraża mnie to, sir — powiedziałem. — Z panem rozmawia mi się normalnie.
— No cóż, jako głównodowodzący spędzam dużo czasu z ludźmi spoza Sił Specjalnych — powiedział Crick. — Poza tym jestem dużo starszy niż większość spośród moich żołnierzy. Zdążyłem nabrać trochę dobrych manier.
— Ile ma pan lat? — zapytałem.
— W przyszłym tygodniu skończę czternaście — odpowiedział.
— A teraz do rzeczy, jutro o 6:00 odbędzie się u mnie spotkanie z moimi ludźmi, do tej pory proszę się wygodnie rozgościć, załatwić sobie jakieś żarcie i trochę odpocząć. Porozmawiamy jutro rano. — Zasalutował i zostałem odprawiony.
Jane czekała na mnie w mojej kabinie.
— To znowu ty — powiedziałem z uśmiechem.
— Znowu ja — powiedziała po prostu. — Chciałam się dowiedzieć, jak sobie dajesz radę.
— Radzę sobie nieźle — odparłem. — Biorąc pod uwagę fakt, że jestem na okręcie od piętnastu minut.
— Wszyscy o tobie rozmawiamy — powiedziała Jane.
— Tak, cały okręt aż kipi od rozmów — powiedziałem. Jane otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale uniosłem rękę do góry. — To był żart — powiedziałem. — Major Crick powiedział mi o tym, że używacie MózGościów.
— Właśnie dlatego lubię z tobą rozmawiać w ten sposób — powiedziała Jane. — Nie rozmawiam tak z nikim innym.
— O ile pamiętam, kiedy mnie ratowaliście, chyba mówiliście do siebie? — zapytałem.
— Wtedy nie chcieliśmy, żeby nas namierzyli — odparła Jane.
— Mówienie było bezpieczniejsze. Mówimy też na głos, kiedy jesteśmy w miejscach publicznych. Nie lubimy bez potrzeby zwracać na siebie uwagi.
— Dlaczego to zaaranżowałaś? — zapytałem. — Przeniesienie mnie na „Krogulca”.
— Bo możesz się nam przydać — powiedziała Jane. — Masz doświadczenie, które może okazać się pomocne; zarówno to z Koralu, jak i z innych miejsc, w których służyłeś.
— To znaczy? — spytałem.
— Major Crick będzie o tym mówił na jutrzejszej odprawie — powiedziała Jane. — Ja też tam będę. Dowodzę plutonem i wykonuję robotę wywiadowczą.
— Czy to jedyny powód? — zapytałem. — To, że jestem użyteczny?
— Nie — odpowiedziała. — Nie, ale to właśnie z tego powodu stacjonujesz na „Krogulcu”. Posłuchaj, nie będę z tobą spędzać dużo czasu. Czeka mnie zbyt dużo przygotowań w związku z naszą misją. Ale chcę się o niej dowiedzieć jak najwięcej. O Kathy. Kim była. Jaka była. Chcę, żebyś mi to powiedział.
— Opowiem ci o niej — powiedziałem. — Pod jednym warunkiem.
— Jakim? — spytała Jane.
— Będziesz musiała opowiedzieć mi o sobie — powiedziałem.
— Dlaczego?
— Ponieważ przez dziewięć lat żyłem ze świadomością, że moja żona nie żyje, a teraz ty jesteś tutaj i to miesza mi w głowie — powiedziałem. — Im więcej dowiem się o tobie, tym bardziej przywyknę do myśli, że nie jesteś nią.
— Nie jestem aż tak interesująca — powiedziała. — Mam tylko sześć lat. Nie miałam zbyt dużo czasu, żeby czegoś dokonać.
— Ja dokonałem więcej w ciągu ostatniego roku, niż w ciągu wszystkich lat, które go poprzedzały — powiedziałem. — Zaufaj mi. Sześć lat to wystarczająco dużo.
— Nie będzie panu przeszkadzać towarzystwo, sir? — spytał miły, młody (prawdopodobnie czteroletni) żołnierz Sił Specjalnych. Podobnie jak jego czterej koledzy stał na baczność, z tacą pełną jedzenia w rękach.
— Przy tym stole jest dużo wolnych miejsc — powiedziałem.