Выбрать главу

Zrozumiałem, dlaczego nie mogłem wziąć udziału w walce. Nie tylko dlatego, że żołnierze Sił Specjalnych przewyższali mnie pod względem siły i szybkości reakcji. Oni stosowali strategie, które wynikały z innego rozumienia pojęcia dopuszczalnej straty. Zwykły żołnierz nie poświęciłby kończyny, tak, jak zrobiła to Aquinas; siedemdziesiąt lat przekonania, że strata kończyny jest nieodwracalna i może nawet doprowadzić do śmierci robiło swoje. Żołnierze Sił Specjalnych nie mieli tego problemu — nigdy nie mieli kończyn, które nie mogłyby odrosnąć. Zdawali sobie sprawę z tego, że ich ciała mogą tolerować poważne uszkodzenia — przeciętny żołnierz nie miał tej świadomości. Nie jest tak, żeby żołnierze Sił Specjalnych nie odczuwali strachu. Odczuwają strach tak jak wszyscy, z tym, że dopada ich później.

Dałem znak do rozpoczęcia walki sierżantowi Hawkingowi i jego Consu. Dla odmiany ten Consu nie rozłożył swoich ramion tnących; najzwyczajniej w świecie wyszedł na środek areny i czekał na swojego przeciwnika. Hawking zbliżał się do niego pochylony do przodu, ostrożnie stawiał krok za krokiem, czekając na właściwy moment do rozpoczęcia ataku. W czasie, kiedy stawiał jeden z tych czujnych, powolnych kroków Consu wystrzelił w jego stronę jak olbrzymi pasikonik, momentalnie nadział go na ostrza obu ramion tnących i podniósł ciało Hawkinga do góry. Obracał go w powietrzu, tnąc i szlachtując od wewnątrz ciało bezbronnego już sierżanta; po chwili odciął mu głowę i przeciął tułów na wysokości bioder. Korpus z rękami i nogi poleciały w różne strony, głowa upadła naprzeciwko Consu. Wojownik przez chwilę trwał w bezruchu, po czym nadział odciętą głowę na ostrze jednego z ramion tnących i rzucił ją w kierunku ludzi. Z okropnym mlaśnięciem odbiła się od ziemi i przeleciała im nad głowami, ochlapując ich mózgiem i SprytnąKrwią.

W czasie wszystkich dotychczas odbytych pojedynków Jane niecierpliwie stała w szeregu, podrzucając swoje noże jakby w nerwowym odruchu. Teraz wystąpiła krok do przodu gotowa zacząć walkę, podobnie zrobił jej przeciwnik, ostatni z pięciu Consu. Dałem im sygnał rozpoczęcia walki. Consu wykonał jeszcze jeden agresywny krok do przodu, rozłożył szeroko swoje ramiona tnące i wydał z siebie bitewny krzyk, który brzmiał tak przeraźliwie, jakby za chwilę miał rozsadzić czaszę kopuły i posłać nas wszystkich w przestrzeń kosmiczną. Kiedy tak wrzeszczał, otworzył szeroko swoje wielkie szczękoczułki. Jane zmrużyła oczy i z odległości trzydziestu metrów z całą siłą cisnęła w jego stronę jeden ze swoich noży. Ostrze wbiło się między otwarte owadzie szczęki z taką siłą, że jego końcówka przebiła na wylot głowę krzyczącego wojownika; rękojeść noża zatrzymała się dopiero na skraju pokrywy czaszkowej tłustego robala. Wstrząsający kopułą wrzask zmienił się nagle w odgłos krztuszenia się własną krwią i sporym, metalowym szpikulcem. Consu sięgnął, żeby wyjąć wbity w paszczę rożen, ale zamarł w pół ruchu, przechylił się do przodu i upadł na ziemię z nieprzyjemnym chrzęstem.

Podszedłem do Jane.

— Nie sadzę, żeby można było używać noży w ten sposób — powiedziałem.

— Nikt przecież nie powiedział, że nie można ich tak używać — odpowiedziała.

Ambasador zbliżył się w do mnie, obchodząc dookoła ciało powalonego Consu.

— Wygraliście prawo czterech pytań — powiedział. — Możesz zadać je teraz.

Cztery pytania to więcej, niż się spodziewaliśmy. Mieliśmy nadzieję zadać trzy, a prawdę mówiąc planowaliśmy zadać dwa pytania. Wydawało nam się, że Consu okażą się trudniejszymi przeciwnikami. Jeden poległy żołnierz i parę brakujących części ciała nie były co prawda oznakami jakiegoś wielkiego zwycięstwa. Jednak bierze się to, co się dostaje. Cztery pytania powinny nam w zupełności wystarczyć.

— Czy Consu zaopatrzyli Rraeyów w technologię pozwalającą wykrywać użycie napędu skokowego? — zapytałem.

— Tak — odparł ambasador, nie dodając nic więcej. To wystarczyło; nie oczekiwaliśmy, że Consu powiedzą nam coś więcej, niż to, do czego byli zobowiązani. Ale udzielona przez ambasadora odpowiedź wyjaśniała też wiele innych kwestii. Ponieważ Rraeyowie otrzymali technologię od Consu, to raczej na pewno nie wiedzieli jak działa na podstawowym poziomie; nie musieliśmy martwić się o to, że zaczną ją rozpowszechniać czy sprzedawać innym rasom.

— Jak dużo urządzeń wykrywających napęd skokowy jest w posiadaniu Rraeyów? — Pierwotnie chcieliśmy zapytać o to, jak dużo tych urządzeń Consu dostarczyli Rraeyom, ale postanowiliśmy, że lepiej będzie zadawać ogólniej sformułowane pytania.

— Jedno — powiedział ambasador.

— Jak wiele innych ras oprócz rasy ludzkiej wie o możliwości wykrywania napędu skokowego? — To było trzecie z naszych głównych pytań. Zakładaliśmy, że Consu znają inne rasy, o których my nie mieliśmy pojęcia, więc bardziej ogólne pytanie o to, ile ras dysponuje tą technologią nie miałoby sensu; podobnie jak pytanie o to, komu innemu jeszcze przekazali tę technologię, ponieważ jakaś rasa mogła opracować tę technologię na własną rękę. We wszechświecie nie wszystkie nowe technologie otrzymuje się w prezencie od bardziej rozwiniętych gatunków istot inteligentnych. Czasami wymyśla się nowe rzeczy bez pomocy z zewnątrz.

— Ani jedna — odpowiedział ambasador. Kolejny punkt dla nas. Wiadomo było, że mamy dość czasu, żeby poradzić sobie z bieżącymi kłopotami.

— Możesz zadać jeszcze jedno pytanie — powiedziała Jane i wskazała w stronę ambasadora, który stał i czekał, aż zadam ostatnie pytanie. A niech tam, pomyślałem sobie.

— Consu mogą bez trudu zlikwidować większość ras w tej części wszechświata — powiedziałem. — Dlaczego tego nie zrobicie?

— Ponieważ was kochamy — odparł ambasador.

— Słucham? — powiedziałem. Technicznie rzecz biorąc, moje ostatnie słowo mogło zostać uznane za piąte pytanie, na które Consu nie musiałby udzielać odpowiedzi. Mimo to odpowiedział na nie.

— Miłujemy każde życie, które ma potencjał na Ungkat… — to ostanie słowo brzmiało, jakby błotnik szorował o ceglany mur — … który jest udziałem w wielkim cyklu ponownych narodzin — powiedział ambasador. — Pielęgnujemy was, pielęgnujemy wszystkie wasze pomniejsze rasy, uświęcając wasze planety, by wszyscy, co na nich przebywają mogli odrodzić się w cyklu. Czujemy, że naszą służbą jest uczestniczyć w waszym wzroście. Rraeyowie sądzą, że dostarczyliśmy im technologii o którą pytacie ponieważ zaoferowali nam jedną ze swoich planet, ale nie jest tak. Zobaczyliśmy szansę, żeby przemieścić obie wasze rasy dalej na drodze do doskonałości, i radośnie to nam się udało.

Ambasador rozłożył swoje tnące ramiona, i zobaczyliśmy jego drugą parę rąk, z otwartymi jakby w błagalnym geście dłońmi.

— Czas, w którym wasz lud będzie godzien przyłączyć się do nas będzie o tyle dzisiaj bliższy. Dzisiaj jesteście nieczyści i trzeba wam urągać, chociaż jesteście przez nas kochani. Ale cieszcie się z wiedzy, że pewnego dnia wyzwolenie będzie na wyciągnięcie rąk. Ja idę teraz do mojej śmierci, nieczysty przez to, że mówiłem do was językiem waszych ust, ale mam znowu zapewnione miejsce w cyklu, ponieważ przemieściłem wasz lud w stronę jego miejsca w wielkim obrocie. Gardzę wami i was kocham, bo naraz jesteście moim przekleństwem i zbawieniem. Odejdźcie teraz, tak byśmy zniszczyć mogli to miejsce, i świętować wasz postęp. Idźcie.

* * *

— To mi się nie podoba — powiedział porucznik Tagore na naszej kolejnej odprawie, kiedy zdaliśmy relację z naszego spotkania z Consu. — To mi się w ogóle nie podoba. Consu dali Rraeyom tę technologię specjalnie po to, żeby mogli sobie z nami pogrywać. Ten cholerny robal przecież sam to powiedział. Tańczymy jak nam zagrają. Być może teraz mówią Rraeyom, że niedługo mogą się nas spodziewać.