Выбрать главу

Poczułem wibracje. Kula mojej osłony zaczęła przeorywać górną warstwę atmosfery Koralu; Dupek zawiadomił mnie, że zaraz zacznę odczuwać turbulencje. Zaczęło mną trząść w mojej małej kuli, pole izolujące trzymało mnie w miejscu nie tak mocno, jakbym chciał. Kiedy powierzchnia kuli może przesłać gorąco o temperaturze paru tysięcy stopni wprost do wnętrza twojego ciała, każdy ruch w jej stronę, nieważne jak nieznaczny, jest powodem do obaw.

Gdyby ktoś w tej chwili spojrzał w górę z powierzchni Koralu, zobaczyłby setki meteorytów nagle przecinających nocne niebo; wszystkie podejrzenia co do zawartości tych meteorytów, złagodzone byłyby wiedzą, że były to najprawdopodobniej szczątki ludzkiego statku kosmicznego, zestrzelonego właśnie przez okręty Rraeyów. Z odległości wielu kilometrów spadający z nieba żołnierz wygląda tak samo, jak kawałek kadłuba okrętu.

Opór gęstniejącej atmosfery zrobił swoje i spowolnił upadek mojej kuli; w parę sekund po tym, jak przestała jarzyć się od gorąca, nagle rozpadła się i wyskoczyłem z niej jak pisklę wystrzelone procą ze skorupki jajka. Zamiast czarnej ściany zbudowanej z mikrorobotów widziałem teraz przed sobą ciemny przestwór wciąż pogrążonej w mroku planety, rozświetlony gdzieniegdzie przez emitujące światło algi, odznaczające mdłe kontury raf koralowych, a później przez bardziej jaskrawe światła rraeyskich obozowisk i dawnych ludzkich siedzib. Zmierzaliśmy w stronę tych jaśniejszych świateł.

— Dyscyplinowanie szyku za pomocą MózGościów przesłał major Crick; zdziwiłem się, że nie zginął na pokładzie „Krogulca”.

— Zidentyfikować dowódców plutonów; żołnierze formują szyk wokół dowódców plutonów.

Mniej więcej w odległości kilometra na wschód ode mnie, kilkaset metrów wyżej, nagle rozświetliła się sylwetka Jane. W rzeczywistości oczywiście nie pomalowała całego ciała fluoroscencyjnymi farbami, co byłoby wręcz prośbą o zestrzelenie do znajdujących się na powierzchni planety żołnierzy. W ten sposób mój MózGość pokazywał mi po prostu jej aktualną pozycję. Naokoło, w bliższej i dalszej odległości, zaczęły jarzyć się w ciemności sylwetki innych żołnierzy; to pozostali członkowie mojego nowego plutonu pokazywali, gdzie się w tym momencie znajdują. Obróciliśmy się w powietrzu i zaczęliśmy dryfować w swoją stronę. Kiedy się przemieszczaliśmy, na powierzchnię Koralu nałożyła się topograficzna sieć współrzędnych, na której jarzyło się parę świetlnych punktów, zebranych w jednej okolicy; stacja namierzająca i jej bezpośrednie otoczenie.

Jane zaczęła przesyłać swoim żołnierzom niezbędne informacje — całe morze niezbędnych informacji. Kiedy stałem się pełnoprawnym członkiem jej plutonu, żołnierze Sił Specjalnych przestali wyświadczać mi grzeczność, odzywając się do mnie na głos i wrócili do codziennego sposobu komunikowania się za pomocą MózGościów. Widać doszli do wniosku, że skoro mam walczyć u ich boku, to będę to robił na ich warunkach. Przez ostatnie trzy dni nie rozumiałem zbyt wiele z tego, co się wokół mnie działo — potwierdzało to słowa Jane, że naprawdę urodzeni komunikują się ze znacznie mniejszą prędkością. Żołnierze Sił Specjalnych przesyłali między sobą wiadomości w zawrotnym tempie. Całe konwersacje i debaty zajmowały im mniej czasu, niż mi wysłanie jednej wiadomości. Najbardziej dezorientujące było to, że nie ograniczali się jedynie do wiadomości tekstowych czy głosowych. Wykorzystywali także zdolność MózGościów do transmitowania przekazów natury emocjonalnej, przesyłając za ich pomocą wiązki emotywne; używali ich w sposób podobny do tego, w jaki pisarze używają akcentowania lub punktacji. Ktoś mógł opowiedzieć dowcip i wszyscy, którzy go usłyszeli, śmiali się swoimi MózGościami; odczuwało się to jak uderzenie gradu drobnych igiełek rozbawienia, wiercących sobie tunele w twoim mózgu. Mnie przyprawiało to o ból głowy.

Ale był to naprawdę bardziej skuteczny i wydajny sposób „mówienia”. Jane zarysowała naszemu plutonowi cały plan zadania, jego cele i strategię w ciągu jednej dziesiątej czasu, którego na to samo potrzebowałby dowódca konwencjonalnej jednostki KSO. To naprawdę korzystne, jeśli musisz przeprowadzić odprawę w czasie, kiedy wraz ze swoimi żołnierzami z zawrotną prędkością spadasz w kierunku powierzchni planety. O dziwo, prawie udało mi się za Jane nadążyć. Odkryłem, że cała tajemnica polega na tym, żeby przestać z tym walczyć i próbować organizować informacje w sposób, do jakiego przywykłem — po prostu trzeba przestać układać informacje w oddzielone od siebie cząstki wypowiedzeń. Musisz pogodzić się z tym, że pijesz ze strażackiego węża i szeroko otworzyć gardło. Prawdopodobnie pomagało również to, że ja sam za bardzo się nie odzywałem.

Stacja namierzająca znajdowała się na górzystym terenie, w pobliżu okupowanej przez Rraeyów jednej z pomniejszych ludzkich osad, u nasady niewielkiej, zamkniętej od strony stacji doliny. Teren, na którym stała, jeszcze niedawno mieścił centrum dowodzenia osady i przylegające do niego budynki; Rraeyowie zajęli to miejsce, żeby móc korzystać z trakcji elektrycznych, komputerowego systemu centrum dowodzenia i innych udogodnień. Rraeyowie stworzyli na terenie centrum dowodzenia (i wokół niego) całą sieć pozycji obronnych, ale bezpośrednie przedstawienie miejsca akcji (dostarczone przez jednego z członków zespołu Cricka, który po prostu umieścił małego satelitę szpiegowskiego na środku swojej klatki piersiowej) pokazywało, że pozycje te były niezbyt dobrze uzbrojone i niezbyt licznie obsadzone. Rraeyowie za bardzo wierzyli w to, że pożyczona technologia i ich statki kosmiczne zneutralizują każde zagrożenie.

Inne plutony miały zająć centrum dowodzenia, zlokalizować i zabezpieczyć urządzenia, które analizowały sygnały namierzające z umieszczonych na orbicie satelitów i przygotowywały je do przesłania na rozmieszczone wokół planety okręty Rraeyów. Nasz pluton miał zająć wieżę transmisyjną, za pomocą której przesyłano sygnały rraeyskim okrętom. Jeśli oporządzenie komputerowe wieży miało okazać się wytworem zaawansowanej technologicznie rasy Consu, mieliśmy jedynie przerwać transmisję sygnałów i bronić wieży przed nieuchronnym rraeyskim kontratakiem; jeśli będą to zwykłe staromodne rraeyskie urządzenia, mieliśmy po prostu wysadzić je w powietrze.

W obu przypadkach stacja namierzająca przestanie działać i rraeyskie okręty zaczną poruszać się na ślepo, nie mogąc namierzyć tego kiedy i gdzie nasze jednostki wyjdą z przeskoku w przestrzeń Koralu. Wieża stała w dość dużej odległości od głównego centrum dowodzenia, wobec czego w porównaniu z resztą terenu była chroniona przez stosunkowo duże siły — my jednak zamierzaliśmy przerzedzić stado wroga jeszcze przed postawieniem pierwszego kroku na powierzchni planety.

— Wybrać cele — przesłała Jane, i nasze MózGoście wyświetliły nałożoną na widniejący w dole krajobraz siatkę, na którą naniesione były cele naszego wstępnego ataku. Rraeyscy żołnierze i używane przez nich urządzenia jarzyły się w podczerwieni; nie czując poważnego zagrożenia, nie przestrzegali cieplnej dyscypliny bojowej. Cele były rozdzielone pomiędzy poszczególne oddziały i drużyny, a na koniec przyporządkowane poszczególnym żołnierzom. W miarę możliwości mieliśmy trafiać w Rraeyów, a nie w ich sprzęt, który mógł nam się później przydać. To nie karabiny zabijają ludzi, robią to obcy, którzy pociągają za spust. Mając już przydzielone indywidualne cele, oddaliliśmy się od siebie na pewną odległość; teraz pozostało tylko czekać, aż znajdziemy się na wysokości jednego kilometra.