Выбрать главу

Jane spojrzała na mnie, skinęła głową, a potem popatrzyła na wieżę.

— Nie mieli. To dobra wiadomość. Złe wiadomości są takie, że teraz wiedzą już, że tu jesteśmy. Mamy za sobą łatwiejszą część zadania. Przed nami jego trudniejsza część — powiedziała.

Odwróciła się i zaczęła wydawać rozkazy żołnierzom swojego plutonu. Spodziewaliśmy się kontrataku. Zmasowanego kontrataku.

* * *

— Chciałbyś znowu być człowiekiem? — zapytała mnie Jane ostatniego wieczoru przed naszym atakiem na Koral. Byliśmy właśnie w mesie i przeglądaliśmy dania na kolację.

— Znowu? — zapytałem z uśmiechem.

— Wiesz, o co mi chodzi — powiedziała. — Znowu mieć prawdziwe ludzkie ciało. Bez żadnych sztucznych dodatków.

— Pewnie — powiedziałem. — Mam do odsłużenia jeszcze tylko osiem lat z hakiem. Zakładając, że pozostanę przy życiu, przejdę na emeryturę i zostanę kolonistą.

— To znaczy, że znowu będziesz słaby i powolny. — Z właściwym żołnierzom Sił Specjalnych taktem stwierdziła Jane.

— To nie jest takie złe — powiedziałem. — Zresztą inne rzeczy ci to kompensują. Na przykład dzieci. Albo możliwość spotykania się z innymi, bez konieczności natychmiastowego uśmiercenia ich, ponieważ są obcymi zagrażającymi koloniom.

— A potem zestarzejesz się i umrzesz — powiedziała Jane.

— Pewnie tak właśnie będzie — przyznałem. — Ludzie zwykle tak robią. To normalne. To… — wyciągnąłem przed siebie zieloną rękę — … nie jest normalne. I jeśli mam umrzeć w darowanym mi przez KSO następnym życiu, to wolę umrzeć jako kolonista. Naprawdę chciałbym odejść z tego świata jako niezmodyfikowany genetycznie kolonista.

— Ale póki co, jeszcze nie umarłeś — stwierdziła Jane.

— Bo niektórzy ludzie troszczą się o moje bezpieczeństwo — odparłem. — A co z tobą? Chciałabyś przejść na emeryturę i zostać kolonistką?

— Żołnierze Sił Specjalnych nie przechodzą na emeryturę — powiedziała Jane.

— Nie wolno wam? — zapytałem.

— Wolno — odpowiedziała Jane. — Mamy do odsłużenia obowiązkowe dziesięć lat, tak samo jak wy, chociaż w naszym wypadku służba nie może trwać krócej. Rzecz w tym, że my po prostu nie przechodzimy na emeryturę.

— Dlaczego? — zapytałem.

— Nie mamy żadnego doświadczenia w byciu kimś innym — odpowiedziała Jane. — Rodzimy się i walczymy, tym właśnie jesteśmy. I jesteśmy w tym dobrzy.

— Nie chcecie nigdy przestać walczyć? — zapytałem.

— Dlaczego mielibyśmy przestać? — Jane odpowiedziała pytaniem.

— Po pierwsze dlatego, że to dramatycznie zmniejszyłoby szansę na waszą gwałtowną śmierć — powiedziałem. — Po drugie, dałoby to wam możliwość życia, o którym, jak powiedziałaś, marzycie. No wiesz, kiedy mówiłaś o wymyślaniu sobie przeszłości. My, zwykli żołnierze KSO przeżywamy to życie przed służbą, wy moglibyście przeżywać je po niej.

— Nie wiedziałabym, co ze sobą zrobić — powiedziała Jane.

— Witaj wśród ludzi — powiedziałem. — Mówisz więc, że wy z Sił Specjalnych nie odchodzicie ze służby? Nigdy?

— Znałam jednego czy dwóch, którzy to zrobili — stwierdziła Jane. — To się zdarza naprawdę rzadko.

— I co się z nimi stało? — zapytałem. — Co zrobili po odejściu?

— Nie wiem dokładnie — wymijająco odpowiedziała Jane i zmieniła temat — Jutro masz się trzymać blisko mnie.

— Rozumiem — powiedziałem.

— Wciąż jesteś zbyt wolny — powiedziała. — Nie chcę, żebyś przeszkadzał moim ludziom.

— Dzięki — powiedziałem.

— Przepraszam — powiedziała. — Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że to nie było zbyt taktowne. Ale sam przecież miałeś żołnierzy pod swoimi rozkazami. Wiesz, o co mi chodzi. Ja biorę pod uwagę ryzyko, które wynika z twojej obecności wśród nas. Moi żołnierze mogą tego nie robić.

— Wiem — powiedziałem. — Nie czuję się urażony. Nie martw się, poradzę sobie. Wiesz przecież, że planuję przejść na emeryturę. Żeby to zrobić, muszę jeszcze trochę pożyć.

— Dobrze, że masz motywację — powiedziała Jane.

— To prawda — przyznałem. — Ty też powinnaś pomyśleć o emeryturze. Sama przecież powiedziałaś, że dobrze jest mieć motywację, żeby pozostać przy życiu.

— Ja nie chcę umrzeć — powiedziała Jane. — To jest wystarczająca motywacja.

— No cóż — westchnąłem. — Jeśli kiedykolwiek zmienisz zdanie, to prześlę ci pocztówkę z miejsca, w którym będę spędzał czas na emeryturze i będziesz mogła do mnie dołączyć. Możemy zamieszkać na farmie. Hodować kurczaki i zbierać kukurydzę.

— Chyba nie mówisz poważnie! — prychnęła Jane.

— Mówię poważnie — powiedziałem, i zdałem sobie sprawę z tego, że to prawda.

Jane milczała przez chwilę, a potem powiedziała:

— Nie chciałabym prowadzić gospodarstwa.

— Skąd wiesz? — zapytałem. — Robiłaś to kiedyś?

— Czy Kathy lubiła uprawiać ziemię? — pytaniem odpowiedziała Jane.

— Ani trochę — powiedziałem. — Ledwo wystarczało jej cierpliwości, żeby nie zapuścić zupełnie naszego ogrodu.

— Sam widzisz — powiedziała. — Precedens działa na moją niekorzyść.

— W każdym razie zastanów się nad tym — powiedziałem.

— Zobaczymy, może się nad tym zastanowię — powiedziała Jane.

* * *

— Gdzie do cholery położyłam amunicję — przesłała Jane, i wtedy uderzyły rakiety. Rzuciłem się na ziemię i obsypał mnie grad odłamków skały, za którą ukryła się Jane. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem tylko jej drgającą dłoń. Zacząłem pełznąć w jej stronę, ale natychmiast zasypał mnie deszcz pocisków. Wycofałem się i ukryłem za swoją skałą.

Spojrzałem w dół na Rraeyów, którzy przed chwilą nas zaatakowali; dwóch spośród nich powoli wspinało się na wzgórze kierując się w naszą stronę, trzeci szykował się do odpalenia kolejnej rakiety. Nie miałem wątpliwości, gdzie zostanie wycelowana. Wystrzeliłem granat w stronę dwóch zbliżających się Rraeyów i usłyszałem, że rozbiegają się w poszukiwaniu schronienia. Kiedy granat wybuchł zignorowałem tych dwóch i strzeliłem do tego z rakietą. Upadł z głuchym łomotem i ostatnim wysiłkiem woli odpalił rakietę, która oślepiła jego towarzysza — strzeliłem mu w głowę, kiedy biegł wrzeszcząc i zasłaniając oczy. Rakieta wystrzeliła do góry ostrym łukiem. Nawet nie czekałem, żeby zobaczyć, gdzie uderzy.

Tamci dwaj Rraeyowie, którzy wcześniej zaczęli zbliżać się do mnie, znów podjęli swoją wspinaczkę; żeby ich czymś zająć wystrzeliłem w ich kierunku kolejny granat i ruszyłem w stronę Jane. Granat wylądował pod stopami jednego z Rraeyów i oderwał mu je od reszty ciała; drugi Rraey przypadł do ziemi. Wystrzeliłem w jego stronę jeszcze jeden granat. Tym razem nie udało mu się w porę znaleźć schronienia.

Uklęknąłem nad Jane. Wciąż wstrząsały nią drgawki. Zobaczyłem, że kamienny odłamek wbił jej się w bok głowy. SprytnaKrew szybko krzepła, jednak po bokach strupa wciąż wyciekały drobne strumyki. Powiedziałem coś do niej, ale nie odpowiedziała. Wszedłem do jej MózGościa, który nadawał tylko chaotyczne emotywne błyski szoku i bólu. Wywracała oczami nic nie widząc. Widać było, że zaraz umrze. Chwyciłem ją za rękę i usiłowałem powstrzymać mdlącą falę zawrotów głowy i deja vu.