Выбрать главу

— To fakt — zgodziła się Serentinka. — Przyjęli waszą propozycję pokoju i darmowej ceremonii. Jaki ubogi gatunek dzikusów znajdujących się w tak okropnym położeniu mógłby odrzucić podobną ofertę? Analiza semantyczna wykazuje jednak, że sądzili oni, iż wyrażają jedynie zgodę na dalsze przedyskutowanie sprawy! Najwyraźniej nie rozumieli, że nabyliście prawa do ich dawnych próśb, z których część złożono ponad pięćdziesiąt paktaarów temu! Ten fakt pozwolił na anulowanie okresu oczekiwania.

— To nie nasza sprawa, jak to zinterpretowali — odparł Suzeren Wiązki i Szponu.

— W rzeczy samej. A czy Suzeren Poprawności zgadza się z tą opinią?

Tym razem odpowiedzią było jedynie milczenie. Wreszcie Naczelny Egzaminator uniosła obie przednie nogi i skrzyżowała je w ceremonialnym pokłonie.

— Przyjmujemy do wiadomości wasz protest. Ceremonia będzie kontynuowana, zgodnie ze starożytnymi zasadami ustanowionymi przez Przodków.

Gubryjski dowódca nie miał wyboru. Pokłonił się w odpowiedzi, po czym odwrócił się i wypadł na zewnątrz, przepychając się gniewnie przez tłum swych strażników i adiutantów. Gdy przeszedł, pozostawił ich za sobą, gdaczących i wstrząśniętych.

Egzaminator zwróciła się do swego asystenta, robota.

— O czym rozmawialiśmy, zanim przyszedł Suzeren?

— O zbliżającym się statku, którego pasażerowie powołują się na przysługujący im glejt dyplomatyczny oraz status obserwatorów — odrzekła maszyna w pierwszym galaktycznym.

— Ach tak. O nich.

— Robią się coraz bardziej podenerwowani, gdyż wygląda na to, że gubryjskie myśliwce przechwytujące za chwilę odetną im drogę i mogą wyrządzić im szkodę.

Egzaminator wahała się tylko przez chwilę.

— Poinformuj, proszę, zbliżających się posłów, że nadzwyczaj nas uszczęśliwi spełnienie ich prośby. Powinni się udać bezpośrednio na kopiec, gdzie znajdą się pod opieką Instytutu Wspomagania.

Robot oddalił się pośpiesznie, by wykonać rozkaz. Jednocześnie zbliżyli się inni asystenci, którzy wymachiwali odczytami i obrazowali wstępne raporty odnoszące się do kolejnych anomalii. Holo-ekrany zapalały się jeden za drugim, by ukazać zgromadzony u podstawy wzgórza tłum, który wyłaził z zardzewiałych łodzi i piął się pod górę po nie strzeżonych zboczach.

— To wydarzenie staje się coraz bardziej interesujące — westchnęła z zadumą Naczelny Egzaminator. — Ciekawe, do czego też dojdzie teraz?

90. Gailet

Dzień już się skończył i Gimelhai opadła poniżej zachodniego horyzontu, mętnego od ciemnych chmur, gdy wyczerpane niedobitki przeszły wreszcie przez ostatnie stanowisko egzaminacyjne i padły ze zmęczenia na porośnięty trawą pagórek. Sześć szenów i sześć szymek leżało spokojnie blisko siebie, by się ogrzać. Były zbyt wyczerpane, by wziąć się za iskanie, choć wszystkie czuły, że tego potrzebują.

— Mamuśku, dlaczego nie wybrali sobie do Wspomagania psów? Albo świń? — jęknął jeden z nich.

— Pawianów — zasugerował inny głos. Rozległ się powszechny szept zgody. Te stworzenia zasługiwały na podobne traktowanie.

— Kogokolwiek, byle nie nas — podsumował zwięźle trzeci głos.

Ex exaltavit humilis — pomyślała w milczeniu Gailet. — Ci, którzy są poniżeni, będą wywyższeni.

Motto Terrageńskiego Urzędu Wspomagania miało swe początki w chrześcijańskiej Biblii. Dla Gailet zawsze kryła się w tym niefortunna implikacja, że ktoś, gdzieś, zostanie ukrzyżowany.

Jej oczy zamknęły się i poczuła, że natychmiast ogarnął ją lekki sen.

To tylko drzemka — pomyślała. Nie trwała ona jednak długo. Gailet poczuła, że nagle powrócił do niej jej sen — ten, w którym Gubru stał nad nią, spoglądając w dół przez tuleję złowieszczej machiny. Zadrżała i ponownie otworzyła oczy.

Niknęły już ostatnie refleksy wieczornego blasku. Przejmująco jasne gwiazdy migotały, jak gdyby ich światło przechodziło przez coś, co załamywało je silniej niż zwykła atmosfera.

Gdy śmigacz, którego reflektory lśniły jasno, zbliżył się i wylądował przed nimi, Gailet wraz z pozostałymi podnieśli się szybko. Z pojazdu wyłoniły się trzy postacie: wysoki, pokryty białym pierzem Gubru, pająkokształtny Galakt oraz pękaty ludzki mel, na którym ceremonialna toga wisiała niczym worek na kartofle. Gdy — wraz z innymi szymami — pokłoniła się im, Gailet rozpoznała Cordwainera Appelbego, przewodniczącego miejscowego, garthiańskiego Urzędu Wspomagania.

Mężczyzna sprawiał wrażenie oszołomionego. Z pewnością był przejęty faktem, że w tym wszystkim uczestniczy, niemniej Gailet zastanawiała się też, czy nie podano mu narkotyków.

— Hmm, chciałbym pogratulować wszystkim — oznajmił, występując nieco przed pozostałą dwójkę. — Powinniście się dowiedzieć, jak bardzo dumni z was jesteśmy. Powiedziano mi, że choć niektóre z wyników testów wciąż są dyskutowane, ogólna ocena Instytutu Wspomagania głosi, że Pan argonostes — neoszympansy z Ziemskiego Klanu — są gotowe do przejścia do trzeciego stadium, a właściwie, hmm, były gotowe już od dawna.

Następnie naprzód wystąpiła pająkokształtna dostojniczka.

— To prawda. W gruncie rzeczy mogę obiecać, że Instytut przychylnie rozpatrzy wszelkie przyszłe prośby Ziemskiego Klanu o dalsze egzaminy.

Dziękuję — pomyślała Gailet, gdy wraz z pozostałymi pokłoniła się ponownie. — Ale następnym razem proszę już mnie nie wybierać.

Naczelny Egzaminator rozpoczęła teraz długą przemowę na temat praw i obowiązków podopiecznych gatunków. Mówiła o dawno zaginionych Przodkach, którzy założyli galaktyczną cywilizację tak dawno temu, i o procedurach pozostawionych przez nich w spadku wszystkim następnym generacjom inteligentnych form życia.

Egzaminator przemawiała w siódmym galaktycznym, który większość szymów potrafiła co najmniej zrozumieć. Gailet starała się słuchać uważnie, lecz, wewnątrz, jej zakłopotane myśli wciąż wracały ku temu, co niewątpliwie nastąpi później.

Była pewna, że czuje pod stopami narastanie słabego drżenia, które towarzyszyło im przez całą drogę na szczyt góry. Wypełniało ono powietrze niskim, ledwie słyszalnym dudnieniem. Gailet zachwiała się. Odniosła wrażenie, że mija ją fala nierzeczywistości. Podniosła wzrok i dostrzegła, że kilka wieczornych gwiazd rozjarzyło się nagle jaśniej. Inne uciekły na boki, gdy owalna dystorsja umiejscowiła się bezpośrednio nad jej głową. Zaczęła gromadzić się tam czerń.

Unosząca się na wietrze przemowa Serentinki nie cichła. Cordwainer Appelbe słuchał, zaabsorbowany, z otumanionym wyrazem twarzy, lecz białopióry Gubru stawał się w widoczny sposób coraz bardziej niecierpliwy z każdym upływającym momentem. Gailet dobrze rozumiała, dlaczego. Teraz, gdy bocznik hiperprzestrzenny był rozgrzany i gotowy do użytku, najeźdźcy musieli płacić za każdą upływającą minutę. Gdy Gailet to zrozumiała, poczuła przypływ sympatii dla przynudzającej serentińskiej dostojniczki. Szturchnęła łokciem Michaelę, gdy jej przyjaciółka zaczęła sprawiać wrażenie, że za chwilę popadnie w drzemkę, po czym przybrała pełną skupienia minę.

Kilkakrotnie Gubru otwierał dziób, jak gdyby miał zamiar dopuścić się nieeleganckiego czynu, jakim byłoby przerwanie Naczelnemu Egzaminatorowi. Wreszcie, gdy pająkokształtna istota ucichła na chwilę, aby zaczerpnąć tchu, ptaszysko wtrąciło się nagle. Gailet, która przez kilka miesięcy uczyła się intensywnie, z łatwością zrozumiała urywane słowa trzeciego galaktycznego.

— …zwleka, ociąga się, mitręży czas! Pani motywy są wątpliwe, nie wzbudzające zaufania, podejrzane! Nalegam, by pani kontynuowała, przyśpieszyła, przeszła do rzeczy!