Выбрать главу

Serentinka jednak nie straciła rytmu, lecz kontynuowała w siódmym galaktycznym.

— Pokonując straszliwe wyzwanie, które stanęło przed wami dzisiaj, zdając testy bardziej rygorystyczne niż wszystkie, które dotąd widziałam, udowodniliście, że jesteście godni tytułu młodszych obywateli naszej cywilizacji i przynieśliście zaszczyt swemu klanowi. Zasłużyliście sobie na to, co dzisiaj otrzymujecie — prawo do potwierdzenia waszej miłości do swych opiekunów oraz wyboru nadzorcy stadium. Ta druga decyzja jest ważna. Na nadzorcę musicie wybrać znany, tlenodyszny gatunek gwiezdnych wędrowców, który nie jest członkiem waszego klanu. Gatunek ów będzie bronił waszych interesów oraz w sposób bezstronny interweniował w sporach pomiędzy wami a waszymi opiekunami. Jeśli tego pragniecie, macie prawo wybrać Tymbrimczyków z Klanu Krallnithów, którzy byli waszymi nadzorcami i doradcami do tej chwili albo też dokonać zmiany. Możecie również wybrać jeszcze inną opcję — zakończyć wasz udział w galaktycznej cywilizacji i zażądać odwrócenia skutków wspomaganiowych manipulacji. Nawet ten drastyczny krok został przepisany przez Przodków jako zagwarantowanie fundamentalnych praw żywych istot.

Czy moglibyśmy to zrobić? Czy naprawdę byśmy mogli?

Gailet poczuła odrętwienie już na samą tę myśl. Mimo iż wiedziała, że w praktyce niemal nigdy się na to nie pozwala, taka opcja istniała!

Zadrżała i ponownie skupiła swą uwagę na przemowie. Naczelny Egzaminator uniosła dwa ramiona na znak błogosławieństwa.

— W imię Instytutu Wspomagania, przed całą galaktyczną cywilizacją, ogłaszam w tej chwili was, reprezentantów swego gatunku, za upoważnionych i zdolnych do dokonania wyboru i złożenia świadectwa. Idźcie i przynieście dumę wszystkim żywym istotom.

Serentinka cofnęła się. Nareszcie przyszła kolej na sponsora ceremonii. W normalnych warunkach byłby nim człowiek lub być może Tymbrimczyk, tym razem jednak sprawa wyglądała inaczej. Gubryjski emisariusz odtańczył mały taniec zniecierpliwienia. Zaskrzeczał coś szybko do generatora głowu. Zagrzmiały słowa siódmego galaktycznego.

— Dziesięciu spośród was będzie towarzyszyć ostatecznie wybranym reprezentantom do bocznika, by służyć za świadków. Wyznaczona para dźwigać będzie brzemię wyboru i zaszczytu. Wymienię teraz ich nazwiska. Doktor Gailet Jones, samica, obywatelka Garthu, Terrageńskiej Federacji i Ziemskiego Klanu.

Gailet nie chciała się poruszyć, lecz jej przyjaciółka Michaela zdradziła ją, kładąc jej rękę na krzyżu. Postąpiła kilka kroków w kierunku dygnitarzy i pokłoniła się. Generator głosu zabrzmiał ponownie.

— Irongrip Hansen, samiec, obywatel Garthu, Terrageńskiej Federacji i Ziemskiego Klanu.

Większość ze stojących za nią szymów wciągnęła powietrze pod wpływem szoku i przerażenia. Gailet jednak zamknęła tylko oczy. Jej najgorsze obawy zostały potwierdzone. Do tej chwili trzymała się uporczywie nadziei, że Suzeren Poprawności mógł jeszcze zachować wpływ pomiędzy Gubru. Że zdoła jeszcze zmusić triumwirat do uczciwej gry. Teraz jednak…

Poczuła, że stanął obok niej. Wiedziała, że szen, którego nienawidziła najbardziej, ma na twarzy ten swój uśmieszek.

Dość tego! Już wystarczająco długo to znosiłam! Z pewnością Naczelny Egzaminator coś podejrzewa. Jeśli jej powiem…

Nie poruszyła się jednak. Jej usta nie otworzyły się, by przemówić.

Nagle i z brutalną jasnością Gailet zrozumiała prawdziwy powód, dla którego tak długo godziła się brać udział w tej farsie.

Manipulowali w moim umyśle!

Wszystko nagle nabrało sensu. Przypomniała sobie sny… koszmary wyrażające bezradność wobec subtelnego, lecz nieugiętego przymusu, wywieranego przez maszyny trzymane w bezlitosnych szponach.

Instytut Wspomagania nie dysponuje sprzętem niezbędnym do wykrycia czegoś takiego.

Jasne, że nie! Ceremonie Wspomaganiowe były nieodmiennie radosnymi uroczystościami, święconymi wspólnie przez opiekunów i podopiecznych. Kto kiedykolwiek słyszał, by reprezentanta gatunku trzeba było uwarunkowywać lub zmuszać do uczestnictwa?

Musieli to zrobić po tym, jak zabrali Fibena. Suzeren Poprawności nigdy nie zgodziłby się na podobny numer. Gdyby tylko Naczelny Egzaminator dowiedziała się o tym, moglibyśmy wycisnąć z Gubru reparacje warte całą planetę!

Gailet otworzyła usta.

— Ja… — usiłowała wykrztusić z siebie słowa. Naczelny Egzaminator spojrzała na nią.

Pot skondensował się na czole szymki. Jedyne, co musiała zrobić, to wysunąć oskarżenie. Choćby uczynić aluzję!

Jej mózg jednak zamarzł. Czuła się tak, jakby zapomniała, jak kształtuje się słowa!

Blokada mowy. No jasne. Gubru dowiedzieli się, jak łatwo jest założyć ją neoszympansowi. Człowiek, być może, byłby w stanie ją przełamać, lecz Gailet wiedziała, że w jej przypadku sprawa jest beznadziejna.

Nie umiała odczytywać wyrazu twarzy stawonogów, odniosła jednak wrażenie, że Serentinka z jakiegoś powodu wygląda na rozczarowaną. Egzaminator cofnęła się.

— Przejdźcie do bocznika hiperprzestrzennego — poleciła.

Nie! — pragnęła krzyknąć Gailet, wydała z siebie jednak jedynie słabe westchnienie. Poczuła, że jej prawa ręka uniosła się z własnej inicjatywy i spotkała z lewą ręką Irongripa. Ten złapał ją mocno tak, że nie mogła się uwolnić.

Wtedy właśnie poczuła, że w jej umyśle zaczyna się formować obraz — ptasia twarz z żółtym dziobem i zimnymi, nie mrugającymi oczyma. Żadne wysiłki nie mogły jej uwolnić od tego wyobrażenia. Gailet wiedziała z przerażającą pewnością, że zaniesie je ze sobą na szczyt ceremonialnego kopca, a gdy już się tam znajdzie, ona i Irongrip wyślą je ku górze, do owalu zniekształconej przestrzeni nad ich głowami, by mogli je ujrzeć wszyscy, tutaj i na tysiącu innych światów.

Ta część umysłu Gailet, która wciąż należała do niej — logiczne jestestwo, odcięte teraz i izolowane — dostrzegło wyrachowaną i podstępną logikę tego planu.

Och, ludzie z pewnością będą twierdzić, że wybór, którego dokonano dzisiaj, był oszustwem. Ponadto zapewne więcej niż połowa klanów w Pięciu Galaktykach w to uwierzy. To jednak niczego nie zmieni. Decyzja zachowa swą ważność! Alternatywą byłaby dyskredytacja całego systemu. Gwiezdna cywilizacja znajdowała się teraz pod taką presją, że nie mogła znieść wielu dodatkowych napięć.

W gruncie rzeczy całkiem dużo klanów mogło uznać, że jedno małe plemię dzikusów przysporzyło już wystarczająco wielu kłopotów. Bez względu na to, po czyjej stronie była racja, niemało zwolenników znajdzie pomysł, by zakończyć ten problem raz na zawsze.

Nagle Gailet pojęła wszystko. Gubru nie pragnęli zostać jedynie „obrońcami” i nadzorcami szymów podczas następnego stadium. Mieli zamiar doprowadzić do eksterminacji ludzkości. Gdy już zostanie to osiągnięte, jej własny gatunek będzie przeznaczony do adopcji i Gailet nie miała wiele wątpliwości, czym się to skończy!

Serce jej waliło. Opierała się, nie chcąc zwrócić się w kierunku, w którym prowadził ją Irongrip, nic to jednak nie dało. Modliła się, by dostać wylewu.

Chcę umrzeć!

Jej życie nie miało większego znaczenia. Z pewnością zresztą zaplanowali jej „zniknięcie” natychmiast po ceremonii. Będą chcieli pozbyć się dowodów.

Och, Goodall i Ifni, powalcie mnie teraz! — chciała krzyknąć.

W tym momencie wreszcie rozległy się słowa… lecz to nie jej głos je wypowiedział.

— Stać! Dzieje się tu niesprawiedliwość! Żądam, by mnie wysłuchano!

Gailet nie wyobrażała sobie, że jej serce może bić jeszcze szybciej, teraz jednak tachykardia sprawiła, że poczuła się słabo.