— Te dane pokażą, że w bardzo wczesnym okresie historii galaktycznej — Ceremonie Wspomaganiowe rozwinęły się z pragnienia Przodków, by uchronić się przed błędem o charakterze moralnym. Ci, którzy rozpoczęli proces znany teraz przez nas jako Wspomaganie, często konsultowali się ze swymi podopiecznymi gatunkami, tak samo jak dzisiaj ludzie ze swoimi. Ponadto podopiecznym nigdy nie narzucano ich reprezentantów.
Uthacalthing wskazał ręką w stronę zebranych szymów.
— Ściśle mówiąc, sponsorzy ceremonii, dokonując wyboru, wysuwają jedynie sugestie. Prawo pozwala, by podopieczni, zaliczywszy wszystkie testy odpowiednie dla ich stadium, zignorowali ten wybór. W pierwotnym sensie ten płaskowyż stanowi ich terytorium, a my przebywamy na nim jako ich goście.
Gailet ujrzała, że obserwujący ich Galaktowie są podnieceni. Wielu skonsultowało się z własnymi studniami danych w poszukiwaniu precedensów, które wysunął Uthacalthing. Wielojęzyczne trajkotanie rozlegało się coraz szerzej wokół nich. Przybył nowy śmigacz z kilkoma Gubru oraz przenośnym urządzeniem komunikacyjnym. Najwyraźniej najeźdźcy również przeprowadzali gorączkowe badania.
Przez cały czas można było wyczuć moc bocznika hiperprzetrzennego narastającą tuż nad nimi. Niski łoskot był już teraz wszechobecny. Sprawiał, że ścięgna Gailet drżały w narzuconym przez niego rytmie.
Naczelny Egzaminator zwróciła się w stronę nominalnego przedstawiciela ludzi, Cordwainera Appelbego.
— Czy, w imieniu swego klanu, popiera pan prośbę o odejście od normalnej procedury?
Appelbe przygryzł dolną wargę. Spojrzał na Uthacalthinga, potem na Fibena, a następnie z powrotem na tymbrimskiego ambasadora. Nagle, po raz pierwszy, mężczyzna naprawdę się uśmiechnął.
— Do diabła, tak jest! Jasne, że popieram! — powiedział w anglicu. W tej samej niemal chwili zaczerwienił się i przeszedł na starannie artykułowany siódmy galaktyczny.
— W imieniu mojego klanu popieram prośbę ambasadora Uthacalthinga.
Serentinka odeszła na bok, by wysłuchać raportu swego personelu. Gdy wróciła, na całym stoku zapadła cisza. Wszyscy byli przykuci do miejsca pod wpływem napięcia aż do chwili, gdy pokłoniła się Fibenowi.
— Precedens, w rzeczy samej, można zinterpretować w sposób korzystny dla twej prośby. Czy mam poprosić twoich towarzyszy, by dokonali wyboru przez podniesienie rąk, czy też drogą tajnego głosowania?
— Świetnie! — rozległ się szept w anglicu. Młody człowiek, który towarzyszył Uthacalthingowi, uśmiechnął się i pokazał Fibenowi uniesiony ku górze kciuk. Na szczęście żaden z Galaktów nie spoglądał w tę stronę, by być świadkiem owej impertynencji.
Fiben zmusił się do przybrania poważnej miny. Pokłonił się po raz kolejny.
— Och, głosowanie przez podniesienie rąk będzie w sam raz, wasza dostojność. Dziękuję pani.
Gailet podczas wyborów czuła się przede wszystkim otumaniona. Starała się usilnie. by nie wyrazić zgody na kandydowanie, lecz ten sam przymus, ta sama nieubłagana siła, która uprzednio nie pozwoliła jej przemówić, sprawiła, że nie była w stanie wycofać swej kandydatury. Wybrano ją jednogłośnie.
Rywalizacja o tytuł męskiego reprezentanta również była prosta. Fiben stawił czoła Irogripowi, spoglądając spokojnie w dzikie oczy! wysoko nadzorowanego. Gailet stwierdziła, że wszystko, na co mogła się zdobyć, to wstrzymać się od głosu, co sprawiło, że kilku spośród pozostałych spojrzało na nią ze zdumieniem.
Mimo to o mało rozpłakała się z ulgi, gdy padł wynik dziewięć do trzech… na korzyść Fibena Bolgera. Gdy wreszcie zbliżył się do niej, Gailet osunęła mu się w ramiona i zalała łzami.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział. Pocieszyły ją nie tyle banalne słowa, co brzmienie jego głosu.
— Powiedziałam ci, że wrócę, prawda?
Pociągnęła nosem i otarła łzy. Skinęła głową. Jeden banał wymagał drugiego. Dotknęła jego policzka. W jej głosie była tylko odrobina sarkazmu, gdy powiedziała:
— Mój ty bohaterze.
Pozostałe szymy — wszystkie poza znajdującymi się w mniejszości nadzorowanymi — zebrały się wokół nich. Rozradowany tłum otoczył ich ciasno. Po raz pierwszy zaczęło wyglądać na to, że ceremonia może się jednak zamienić w radosną uroczystość.
Stanęli w szeregu, dwójkami, za Fibenem i Gailet, po czym ruszyli w kierunku ostatniej ścieżki prowadzącej na szczyt, gdzie wkrótce miało się uformować fizyczne połączenie pomiędzy tym światem a odległymi przestrzeniami.
W tej właśnie chwili przenikliwy gwizd poniósł się echem po małym płaskowyżu. Nowy śmigacz wylądował przed szymami, blokując im drogę.
— O, nie! — jęknął Fiben, który natychmiast rozpoznał barkę przewożącą trzech suzerenów gubryjskich sił inwazyjnych.
Suzeren Poprawności wyglądał na zgnębionego. Siedział na grzędzie, opadły z sił. Nie był nawet w stanie podnieść głowy, by na nich spojrzeć. Pozostali dwaj władcy zeskoczyli jednak zwinnie na ziemię i w zwięzłych słowach zwrócili się do Serentinki:
— My również chcemy przedstawić, przedłożyć, powołać się na… precedens!
91. Fiben
Jak łatwo zwycięstwo może przerodzić się w klęskę? Fiben zastanawiał się nad tym problemem, gdy zdjął ceremonialna szatę i pozwolił dwóm szymom, by namaszczały olejem jego barki. Naprężał mięśnie, starając się przypomnieć to z dawnych czasów, gdy uprawiał zapasy, co mogło mu się przydać.
Jestem na to za stary — pomyślał. — A to był długi, ciężki dzień. Gubru nie żartowali, gdy radośnie oznajmili, że znaleźli furtkę. Gailet próbowała wytłumaczyć mu sprawę, podczas gdy się przygotowywał. Jak zwykle, wszystko wydawało się mieć charakter abstrakcyjny.
— Tak jak to widzę, Fiben, Galaktowie nie odrzucają idei ewolucji jako takiej, a jedynie ideę ewolucji inteligencji. Wierzą w coś podobnego do tego, co ongiś nazywaliśmy „darwinizmem” w odniesieniu do wszystkich istot aż do poziomu przedrozumnych. Ponadto uważa się, że natura jest mądra, gdyż zmusza każdy gatunek, by wykazał swe przystosowanie w warunkach dzikiego życia.
Fiben westchnął.
— Proszę cię, przejdź do rzeczy, Gailet. Powiedz mi tylko, dlaczego muszę stawić czoła temu łachmycie. Czy rozstrzygnięcie sporu przez pojedynek nie jest czymś głupawym nawet według nieziemniackich standardów?
Gailet potrząsnęła głową. Przez krótką chwilę wydawało się, ze dotknęła ją blokada mowy. To jednak zniknęło, gdy jej umysł przestawił się na znajome, pedantyczne tory.
— Nie, nie jest. Nie, jeśli przyjrzeć się temu uważnie. Widzisz, jednym z niebezpieczeństw, na jakie naraża się gatunek opiekunów, wspomagając nową rasę podopiecznych aż do poziomu inteligencji gwiezdnych wędrowców, jest możliwość, że poprzez zbyt daleko posunięte manipulacje może ją pozbawić jej istoty, tego właśnie dobrego przystosowania, które uczyniło ją kandydatem do Wspomagania.
— Chcesz powiedzieć…
— Że Gubru mogą oskarżyć ludzi, iż to właśnie uczynili szymom, i jedyny sposób na udowodnienie, że tak nie jest, to demonstracja, że wciąż potrafimy być zapalczywi, twardzi i silni fizycznie.
— Ale myślałem, że wszystkie te testy… Gailet potrząsnęła głową.
— Wykazały one, że wszyscy na tym płaskowyżu spełniają kryteria Trzeciego Stadium. Nawet — Gailet skrzywiła twarz. Wydawało się, że musi walczyć o słowa — nawet ci nadzorowani stoją wyżej, przynajmniej w większości kwestii, które — w myśl przepisów — testuje Instytut. Nie spełniają jedynie naszych, dziwacznych, ziemskich wymagań.