Выбрать главу

— Takich, jak przyzwoity charakter i odpowiednia woń ciała. Aha. Nadal jednak nie kapuję…

— Fiben, Instytutu tak naprawdę nie obchodzi, kto wejdzie do bocznika, od chwili gdy wszyscy zaliczyliśmy testy. Jeśli Gubru chcą, by nasz męski reprezentant gatunku udowodnił, że jest lepszy pod jeszcze jednym względem — „sprawności” — to cóż, istnieją precedensy. W gruncie rzeczy robiono to częściej niż głosowanie.

Po drugiej stronie niewielkiego placyku Irongrip zginał mięśnie i uśmiechał się do Fibena, wspierany przez dwóch wspólników. Weasel i Steelbar przerzucali się żartami z potężnym wodzem nadzorowanych, śmiejąc się — pewni swego — z tego nagłego zwrotu na ich korzyść.

Teraz na Fibena przyszła kolej, by potrząsnąć głową i mruknąć cicho.

— Goodall, cóż to za sposób na rządzenie galaktyką. Może jednak Prathachulthorn miał rację?

— Co takiego, Fiben?

— Nic — odparł, gdy ujrzał, jak sędzia — pilański przedstawiciel Instytutu — zbliżył się do środka areny. Fiben odwrócił się, by spojrzeć Gailet w oczy. — Powiedz mi tylko, że wyjdziesz za mnie, jeśli wygram.

— Ale… — mrugnęła, po czym skinęła głową. Wydawało się, że ma zamiar powiedzieć coś jeszcze, lecz w jej oczach pojawił się ów niezwykły wyraz, jak gdyby po prostu nie potrafiła sformułować zwykłego zdania. Zadrżała. Dziwnym, odległym głosem zdołała wydusić z siebie pięć słów:

— Zabij — go — dla — mnie, Fiben.

To, co widniało w jej oczach, nie było drapieżną żądzą krwi, lecz czymś znacznie głębszym. Desperacją.

Fiben skinął głową. Nie miał żadnych złudzeń co do tego, jakie zamiary ma w stosunku do niego Irongrip.

Sędzia kazał im wystąpić. Miało nie być broni. Miało nie być zasad. Podziemne dudnienie przerodziło się w silny, gniewny warkot. Strefa nieprzestrzeni nad ich głowami zamigotała na krawędziach, jak gdyby rozświetliły ją śmiercionośne błyskawice.

Zaczęło się od powolnego okrążania areny. Fiben i jego przeciwnik spoglądali na siebie ostrożnie, zataczając wokół niej bokiem pełen krąg. Dziewięć spośród pozostałych szymów stało na zboczu ponad nimi, obok Uthacalthinga, Kaulta i Roberta Oneagle’a. Po drugiej stronie obserwowali walkę Gubru oraz dwaj współtowarzysze Irongripa. Rozmaici galaktyczni obserwatorzy oraz przedstawiciele Instytutu Wspomagania zajęli oddzielające ich od siebie łuki.

Weasel i Steelber dawali pięściami znaki swemu dowódcy i szczerzyli zęby.

— Załatw go, Fiben! — zagrzewał go jeden z pozostałych szymów. A więc cały barokowy rytuał, cała tajemnicza, starożytna tradycja i wiedza doprowadziły w końcu do tego. W ten sposób Matka Natura uzyskała wreszcie decydujący głos.

— Sta…art!

Nagły okrzyk pilańskiego sędziego uderzył w uszy Fibena ultradźwiękowym piskiem, na chwilę zanim zagrzmiał generator głosu.

Irongrip był szybki. Zaszarżował prosto przed siebie. Fiben o mało nie za późno zdecydował, że jest to manewr mający na celu zmylenie przeciwnika. Zaczął odskakiwać w lewą stronę, lecz w ostatnim momencie zdążył jeszcze zmienić kierunek i zadał cios pozostawioną z tyłu stopą.

Nie zakończył się on satysfakcjonującym chrupnięciem, na które miał nadzieję Fiben, lecz Irongrip krzyknął głośno i zatoczył się do tyłu, trzymając się za żebra. Niestety Fiben utracił równowagę i nie był w stanie wykorzystać tej przelotnej okazji. W kilka sekund później było już po niej. Irongrip ponownie ruszył naprzód, tym razem ostrożniej. W jego oczach wypisana była żądza mordu.

W niektóre dni po prostu nie opłaca się wstawać z łóżka — pomyślał Fiben, gdy ponownie zaczęli krążyć wokół siebie.

W rzeczywistości dzisiejszy dzień rozpoczął się dla niego, gdy obudził się na gałęzi drzewa w odległości kilku mil na zewnątrz od ogrodzenia Port Helenia, gdzie spadochrony bluszczu talerzowego przyozdabiały girlandami nagie gałęzie ogołoconego przez zimę sadu…

Irongrip zadał suche uderzenie, za którym poszedł mocny cios prawą. Fiben dał nurka pod ramieniem przeciwnika i odpowiedział uderzeniem na odlew. Irongrip je zablokował. Gdy kości ich przedramion spotkały się ze sobą, wydały głośny trzask.

…Żołnierze Szponu okazali mu niechętną uprzejmość, poganiał więc mocno Tycho, aż wreszcie dojechał do dawnego więzienia…

Pięść przeleciała z gwizdem obok jego ucha niczym kula armatnia. Fiben zbliżył się do nieprzyjaciela, pozostawiając na zewnątrz jego wyciągnięte ramię, i obrócił się, by zadać łokciem cios w jego odsłonięty żołądek.

…Spoglądając na porzucone pomieszczenie, zrozumiał, że zostało mu bardzo mało czasu. Tycho pogalopował przez puste ulice z kwiatem zwisającym z pyska…

Pchnięcie nie było wystarczająco silne. Co gorsze, uchylił się zbyt wolno i cofające się szybko ramię Irongripa zacisnęło się na jego gardle.

…i doki pełne były szymów, które stały wzdłuż przystani, budynków i ulic, gapiąc się…

Miażdżący ucisk groził odcięciem dopływu powietrza. Fiben przykucnął i cofnął prawą stopę, wkładając ją pomiędzy nogi przeciwnika. Zaczął ciągnąć w jedną stronę, aż Irongrip zastosował przeciwwagę, po czym odwrócił się gwałtownie, naparł całym ciężarem w przeciwnym kierunku i zadał kopniaka. Prawa noga Irongripa omsknęła się. Nadmierna siła, z jaką się opierał, uniosła Fibena w górę i przewróciła na ziemię. Niewiarygodnie mocny uścisk nadzorowanego utrzymywał się jeszcze przez zdumiewająco długą chwilę. Puścił dopiero wraz ze strzępami ciała rywala.

…Zamienił konia na łódź i skierował się prosto na drugą stronę zatoki, ku barierze z boi…

Krew płynęła strumieniem z rozdartego gardła Fibena. Szrama minęła jego żyłę szyjną zaledwie o pół cala. Cofnął się, gdy ujrzał, jak szybko Irongrip stanął z powrotem na nogi. Prędkość poruszeń tego szena była wprost przerażająca.

…Stoczył umysłową bitwę z bojami, zdobywając — przez użycie rozumu — prawo do przejścia…

Irongrip odsłonił zęby, rozłożył długie ramiona i wydał z siebie mrożący krew w żyłach wrzask. Ten widok i dźwięk przeszyły Fibena niczym wspomnienie walk toczonych na długo, długo zanim szymy zaczęły latać gwiazdolotami, gdy zastraszenie stanowiło połowę każdego zwycięstwa.

— Dasz sobie radę, Fiben! — krzyknął Robert Oneagle, by unieszkodliwić magię gróźb Irongripa. — No jazda, stary! Zrób to dla Simona!

Cholera — pomyślał Fiben. — Typowo ludzki trik. Żerowanie na poczuciu winy!

Niemniej zdołał przezwyciężyć chwilowy przypływ wątpliwości. Uśmiechnął się do wroga.

— Fakt, że potrafisz wrzeszczeć, ale czy umiesz zrobić to? Zagrał mu na nosie. Następnie musiał szybko uskoczyć w bok, gdyż Irongrip zaszarżował. Tym razem obaj zadali czyste ciosy, brzmiące jak uderzenia w bęben. Oba szymy dotarły chwiejnym krokiem na przeciwległe krańce areny. Tam dopiero zdołały odwrócić się ponownie, dysząc ciężko i odsłaniając zęby.

…Plaża była zaśmiecona, zaś ścieżka w górę urwisk długa i trudna. Okazało się jednak, że był to tylko początek. Zaskoczeni przedstawiciele Instytutu zaczęli już demontować swe maszyny, gdy nagle zjawił się on, zmuszając ich do pozostania na miejscu i przeprowadzenia jeszcze jednego testu. Sądzili, że nie będzie trzeba wiele czasu, by wysłać go z powrotem do domu…

Gdy następnym razem zbliżyli się do siebie, Fiben celowo przyjął kilka ciosów w bok twarzy, by móc podejść do przeciwnika i rzucić go na ziemię. Nie był to najbardziej elegancki przykład dżiu-dżitsu. Wykonując rzut, poczuł nagły, rozdzierający ból w nodze.