Выбрать главу
Portret

92. Galaktowie

— One istnieją. Posiadają realność! Są! Zebrani gubryjscy dostojnicy i oficerowie kiwnęli swymi pokrytymi meszkiem głowami i krzyknęli unisono:

— Zuuun!

— Tego skarbu nam odmówiono, zaszczyt odrzucono, z okazji zrezygnowano, a wszystko to przez tego dusigrosza, skąpiradło, liczykrupę! Teraz koszty zostaną zwiększone, pomnożone, spotęgowane!

Suzeren Kosztów i Rozwagi skulił się nieszczęśliwy w rogu, wysłuchując wśród małej grupki wiernych pomocników padających ze wszystkich stron złorzeczeń. Dygotał za każdym razem, gdy konklawe odwracało się i wykrzykiwało swój refren.

Suzeren Poprawności stał dumnie na swej grzędzie. Kroczył tam i z powrotem, otrzepując pióra, by jak najlepiej odsłonić nową barwę, która zaczynała się ukazywać pod jego zrzucanym upierzeniem. Zebrani Gubru i Kwackoo reagowali na ten odcień ćwierknięciami namiętnego oddania.

— A teraz zaniedbujemy swe obowiązki, krnąbrny, oporny partner udaremnia nasze pierzenie i consensus, przez który moglibyśmy przynajmniej coś odzyskać. Zyskać honor i sojuszników. Zyskać pokój!

Suzeren mówił o ich nieobecnym koledze, dowódcy armii, który najwyraźniej nie odważył się przyjść i stawić czoła nowej barwie Poprawności, jej świeżo zyskanej supremacji.

Czworonożny Kwackoo zbliżył się pośpiesznie, pokłonił i przekazał wiadomość na grzędę swego przywódcy. Później, niemal po namyśle, wręczył kopię również Suzerenowi Kosztów i Rozwagi.

Wieści z punktu transferowego Pourmin nie były zaskakujące. Zarejestrowano już echa potężnych statków gwiezdnych, zbliżających się do Garthu w wielkiej liczbie. Po klęsce, jaką była Ceremonia Wspomaganiowa, należało się spodziewać ich przybycia.

— Cóż więcej? — zapytał Suzeren Poprawności kilku oficerów armii, którzy byli obecni na spotkaniu. — Czy Wiązka i Szpon planuje obronę tego świata wbrew wszelkim radom, wszelkiej mądrości i wszelkiemu honorowi?

Oficerowie, rzecz jasna, nie wiedzieli tego. Porzucili swego wojskowego przywódcę w chwili, gdy dezorientująca, niefortunna fuzja pierzeniowa odwróciła nagle swój bieg.

Suzeren Poprawności odtańczył taniec zniecierpliwienia.

— Nie przynosicie mi żadnego pożytku, nie przynosicie żadnego pożytku klanowi, stojąc tu na znak swej prawości. Wróćcie, odszukajcie, obejmijcie swe posterunki. Wykonujcie obowiązki tak, jak ten samiec wam każe, ale informujcie mnie o tym, co planuje i robi!

Użycie słowa „samiec” było celowe. Choć pierzenie nie dobiegło jeszcze końca, każdy mógł bez rzucania piór na wiatr stwierdzić, w którą stronę on wieje.

Oficerowie pokłonili się i jak jeden wypadli z namiotu.

93. Robert

Cichy już kopiec Ceremonialny był usiany szczątkami. Silne wschodnie wiatry owiewały przypominające trawniki zbocza, szarpiąc za włókniste śmieci naniesione tu wcześniej z odległych gór. Tu i ówdzie szymy z miasta grzebały w odpadkach zgromadzonych na niższych tarasach, szukając pamiątek.

Wyżej stało jeszcze tylko parę namiotów. Wśród nich kilka tuzinów wielkich, czarnych postaci iskało nawzajem leniwie swe futra i wymieniało plotki za pośrednictwem rąk, jak gdyby ich myśli nigdy nie zaprzątało nic bardziej doniosłego, niż to, kto się będzie z kim parzył i co dostaną na następny posiłek.

Robert odnosił wrażenie, że goryle są całkiem zadowolone z życia.

Zazdroszczę im — pomyślał. W jego przypadku nawet wielkie zwycięstwo nie przyniosło końca zmartwienia. Sytuacja na Garthu nadal była dosyć niebezpieczna. Być może nawet jeszcze bardziej niż dwie noce temu, gdy los i zbieg okoliczności dokonały interwencji, zaskakując wszystkich.

Życie niekiedy bywało kłopotliwe. Właściwie nawet zawsze.

Robert ponownie skierował swą uwagę na studnię danych i list, który przedstawiciele Instytutu Wspomagania przekazali mu zaledwie godzinę temu.

…Rzecz jasna, jest to bardzo trudne dla starych kobiet — zwłaszcza dla takiej kobiety jak ja, która tak bardzo się przyzwyczaiła, że zawsze stawia na swoim — wiem jednak, że muszę przyznać, jak bardzo się myliłam w ocenie mojego syna. Byłam dla ciebie niesprawiedliwa i jest mi przykro z tego powodu.

Na swoją obronę mogę jedynie powiedzieć, że zewnętrzne pozory mogą być mylące, a ty na pozór byłeś nader nieznośnym chłopcem. Przypuszczam, że powinnam była mieć na tyle rozsądku, by zajrzeć w głąb i dostrzec siłę, jaką okazałeś w ciągu tych miesięcy kryzysu. To jednak po prostu nigdy nie przyszło mi do głowy. Być może obawiałam się zbyt blisko przyjrzeć mym własnym uczuciom.

W każdym razie będziemy mieli dużo czasu, by o tym porozmawiać, gdy już nastanie pokój. Na razie niech wystarczy, że powiem, iż jestem z ciebie bardzo dumna. Twoja ojczyzna i twój klan zawdzięczają ci wiele, podobnie jak twoja przesyłająca podziękowania matka.

Z wyrazami uczucia

Megan

Jakie to dziwne — pomyślał Robert. Po tylu latach, podczas których utracił już nadzieję, że uda mu się zdobyć jej aprobatę, teraz wreszcie ją uzyskał i nie potrafił sobie poradzić z tą sytuacją. O ironio, czuł współczucie dla swej matki. Było oczywiste, że wypowiedzenie tych słów przyszło jej z wielkim trudem. Wziął też poprawkę na chłodny ton listu.

Cały Garth widział w Megan Oneagle pełną wdzięku damę i znakomitego administratora. Jedynie wędrowni mężowie oraz sam Robert znali jej drugie oblicze, tak dogłębnie przerażone trwałymi zobowiązaniami i kwestiami osobistej lojalności. Po raz pierwszy w całym swym życiu Robert był świadkiem, że przepraszała za coś naprawdę ważnego, odnoszącego się do rodziny i głębokich uczuć.

Zamgliło mu się przed oczyma i Robert musiał je zamknąć. Obciążył winą obwodowe pola startującego gwiazdolotu. Wycie silników docierało z kosmoportu aż tutaj. Robert otarł policzki i obserwował, jaki wielki liniowiec — srebrzysty i niemal anielski w swym pogodnym pięknie — wzniósł się w górę i przeleciał nad nim, na swej powolnej drodze w kosmos i dalej.

— Kolejna partia uciekających szczurów — szepnął. Uthacalthingowi nie chciało się nawet odwrócić, by na to popatrzeć. Leżał wsparty na łokciach i obserwował szare wody.

— Przybyli z wizytą Galaktowie mieli już więcej rozrywek, niż się tego spodziewali, Robercie. Ceremonia Wspomaganiowa dostarczyła im ich aż nadto. Dla większości z nich perspektywa bitwy kosmicznej i oblężenia jest daleko mniej nęcąca.

— Dla mnie całkowicie wystarczyło po jednym przykładzie każdego z tych wydarzeń — dodał Fiben Bolger, nie otwierając oczu. Leżał nieco niżej na zboczu, z głową wspartą na kolanach Gailet Jones. W tej chwili ona również miała niewiele do powiedzenia. Skoncentrowała się na usunięciu z jego futra kilku skołtuniontych splotów, uważając na wciąż intensywnie czarnoniebieskie siniaki. Jednocześnie Jo-Jo iskał jedną z nóg Fibena.

Cóż, zasłużył sobie na to — pomyślał Robert. Choć Ceremonia Wspomaganiowa została zawłaszczona przez goryle, wyniki testów ogłoszone przez Instytut nie straciły ważności. Jeśli ludzkość zdoła się wykaraskać z obecnych kłopotów i będzie mogła sobie pozwolić na pokrycie kosztów nowej ceremonii, dwoje wsiowych kolonistów z Garthu poprowadzi następną procesję przed wszystkimi bywałymi szymami z Terry. Choć sam Fiben nie sprawiał wrażenia zainteresowanego tym zaszczytem, Robert był dumny ze swego przyjaciela.