Szymka ubrana w prostą sukienkę zbliżyła się do nich po ścieżce. Pokłoniła się leniwie — przelotnie skinęła głową do Uthacalthinga i Roberta.
— Kto chce usłyszeć najnowsze wieści? — zapytała Michaela Noddings.
— Nie ja! — jęknął Fiben. — Powiedz wszechświatowi, żeby się odp…
— Fiben — skarciła go łagodnym tonem Gailet. Podniosła wzrok ku Michaeli. — Ja chcę.
Szymka usiadła i zaczęła pracować nad drugim barkiem Fibena. Ten, ułagodzony, ponownie zamknął oczy.
— Kault otrzymał wiadomość od swoich — oznajmiła Michaela. — Thennanianie są już w drodze.
— Tak szybko — Robert gwizdnął. — Nie marnują czasu, co? Michaela potrząsnęła głową.
— Rodacy Kaulta skontaktowali się już z Radą Terrageńską, by wynegocjować zakup bazy genetycznej pozostawionych odłogiem goryli i wynająć ziemskich ekspertów jako konsultatnów.
— Mam nadzieję, że Rada przetrzyma ich trochę, żeby wytargować lepszą cenę.
— Żebracy nie mogą wybrzydzać — zauważyła Gailet. — Zgodnie z tym, co mówili niektórzy z odlatujących galaktycznych obserwatorów, Ziemia jest raczej w rozpaczliwej sytuacji, podobnie jak Tymbrimczycy. Jeśli ta transakcja oznacza, że Thennanianie przestaną być naszymi wrogami, a być może nawet zyskamy w nich sojuszników, to może mieć ona kluczowe znaczenie.
Za cenę utraty goryli — naszych kuzynów — jako podopiecznych — zamyślił się Robert. W noc ceremonii dostrzegał jedynie zabawną ironię tego wszystkiego, dzieląc z Uthacalthingiem tymbrimski sposób patrzenia na świat. Teraz jednak trudniej było nie szacować kosztów w poważniejszych kategoriach.
Po pierwsze, nigdy naprawdę nie należały do nas — tłumaczył sobie. — Teraz przynajmniej mamy prawo głosu odnośnie tego, jak będą wychowywane. A Uthacalthing twierdzi, że niektórzy Thennanianie nie są tacy najgorsi.
— A co z Gubru? — zapytał. — Zgodzili się zawrzeć pokój z Ziemią w zamian za akceptację ceremonii.
— No więc, to nie była dokładnie taka ceremonia, o jaką im chodziło, prawda? — odparła Gailet. — Co pan o tym sądzi, ambasadorze Uthacalthing?
Witki Tymbrimczyka falowały leniwie. Przez cały wczorajszy dzień i dzisiejszy ranek kształtowały one małe, skomplikowane niczym łamigłówki glify, których kennowanie daleko przekraczało ograniczone możliwości Roberta. Sprawiał wrażenie, że napawa się ponownym odkryciem czegoś, co utracił.
— Postąpią zgodnie z tym, co uznają za swój własny interes, rzecz jasna — odparł Uthacalthing. — Rzecz w tym, czy mają dosyć rozsądku, by dostrzec, co jest dla nich dobre.
— Co ma pan na myśli?
— To, że Gubru najwyraźniej rozpoczęli tę ekspedycję ze sprzecznymi celami. Tutejszy triumwirat stanowił odbicie rywalizujących ze sobą frakcji w ich ojczyźnie. Pierwotnie intencją wyprawy było wzięcie populacji Garthu za zakładników celem wyrwania sekretów z Rady Terrageńskiej. Przekonali się jednak, że Ziemia wie równie mało, jak wszyscy inni o tym, co odkrył ten wasz utrapiony delfini statek.
— Czy nadeszły jakieś nowe wieści o Streakerze — przerwał mu Robert.
Uthacalthing westchnął, wysyłając po spirali gif palanq.
— Wydaje się, że delfiny w jakiś cudowny sposób uciekły z pułapki zastawionej na nich przez tuzin spośród najbardziej fanatycznych linii opiekunów — co samo w sobie jest zdumiewającym wyczynem — i teraz Streaker najwyraźniej jest na swobodzie, gdzieś na gwiezdnych szlakach. Upokorzeni fanatycy utracili twarz w przerażającym stopniu, przez co napięcie osiągnęło jeszcze wyższy poziom niż przedtem. Jest to kolejny powód, dla którego gubryjscy Władcy Grzędy czują coraz większy strach.
— A więc, gdy najeźdźcy przekonali się, że nie mogą użyć zakładników celem wyduszenia z Ziemi tajemnic, suzerenowie poszukali innych sposobów uzyskania korzyści z tej kosztownej ekspedycji wyraziła przypuszczenie Gailet.
— Zgadza się. Gdy jednak pierwszy Suzeren Kosztów i Rozwagi został zabity, wytrąciło to ich proces kształtowania się przywództwa z równowagi. Zamiast negocjacji wiodących ku consensusowi odnośnie linii politycznej, trzej suzerenowie pogrążyli się w nieokiełznanej rywalizacji o czołową pozycję w pierzeniu. Nie jestem pewien, czy rozumiem już wszystkie machinacje, jakich próbowali dokonać. Niemniej ostatnia — ta, na którą się ostatecznie zdecydowali — będzie ich kosztować bardzo drogo. Jawna ingerencja w prawidłowy rezultat Ceremonii Wspomaganiowej to poważna sprawa.
Robert ujrzał, że Gailet skrzywiła się ze wstrętem, najwyraźniej przypominając sobie, w jaki sposób ją wykorzystano. Nie otwierając oczu, Fiben wyciągnął rękę i ujął jej dłoń.
— I w jakiej sytuacji nas to stawia? — zapytał Robert Uthacalthinga.
— Zarówno zdrowy rozsądek, jak i honor wymagałyby, aby Gubru dotrzymali umowy z Ziemią. To dla nich jedyne wyjście z potwornej kabały.
— Nie spodziewasz się jednak, że oni będą tego samego zdania.
— Czy w przeciwnym razie pozostawałbym tutaj, na neutralnym gruncie? Ty i ja, Robercie, bylibyśmy w tej chwili z Athacleną, zajadając się khoogrą i innymi smakołykami, które zachomikowałem. Spędzilibyśmy całe godziny na rozmowie o, och, mnóstwie rzeczy. Tak się jednak nie stanie, dopóki Gubru nie dokonają wyboru między logiką, a złożeniem siebie w ofierze.
Roberta przeszył dreszcz.
— Jak groźnie może to wyglądać? — zapytał cichym głosem. Szymy również nasłuchiwały w milczeniu.
Uthacalthing rozejrzał się wokół. Wciągnął w płuca słodkie, zimne powietrze, jak gdyby było to wino z dobrego rocznika.
— To cudowny świat — westchnął. — A mimo to przeżył coś okropnego. Czasami wydaje się, że tak zwana cywilizacja jest zdecydowana zniszczyć te właśnie rzeczy, które poprzysięgła ochraniać.
94. Galaktowie
— Za nimi! — krzyknął Suzeren Wiązki i Szponu. — Gonić ich! Ścigać!
Żołnierze Szponu i ich bojowe roboty runęli na małą kolumnę neoszympansów, biorąc je z zaskoczenia. Włochaci Ziemianie odwrócili się, by walczyć. Strzelali ze swej różnorodnej broni w górę, do pikujących Gubru. Eksplodowały dwie małe kule ognia, wysyłając wkoło fontanny przypalonych piór, lecz poza tym opór był bezcelowy. Wkrótce suzeren stąpał już delikatnie pomiędzy szczątkami drzew i ssaków. Zaklął, gdy jego oficerowie zameldowali, że znaleziono jedynie ciała szymów.
Opowiadano o innych — ludziach, Tymbrimczykach i — tak jest — po trzykroć przeklętych Thennanianach. Czy jeden z nich nie wyłonił się nagle z głuszy? Wszyscy oni musieli być w zmowie! To z pewnością był spisek!
Obecnie nieustannie napływały wezwania, błagania, żądania, by admirał wrócił do Port Helenia. By dołączył do pozostałych przywódców na konklawe, spotkaniu, nowej walce o consensus.
Consensus! Suzeren Wiązki i Szponu splunął na pień zgruchotanego drzewa. Już teraz czuł odpływ hormonów, wypłukiwanie barwy, która niemal należała do niego!
Consensus? Admirał pokaże im consensus! Był zdecydowany odzyskać swą przewodnią pozycję, a jedynym sposobem, by to osiągnąć po katastrofie, jaką okazała się Ceremonia Wspomaganiowa, było zademonstrowanie skuteczności opcji militarnej. Gdy Thennanianie przybędą po zdobytych przez siebie „Garthian”, spotkają się ze zbrojnym oporem! Niech spróbują przystąpić do Wspomagania swych nowych podopiecznych z głębokiego kosmosu!
Rzecz jasna, by ich odeprzeć, by odzyskać ten świat dla Władców Grzędy, niezbędna była całkowita pewność, że nie dojdzie do żadnych ataków od tyłu, z powierzchni. Naziemny opór musiał zostać wyeliminowany!