Выбрать главу

Suzeren Wiązki i Szponu odmawiał nawet rozpatrzenia możliwości, że jego decyzje mógł zabarwić również gniew i pragnienie zemsty. Gdyby to przyznał, zacząłby dostawać się pod wpływ Poprawności. Już teraz grupa dobrych oficerów opuściła go i podążyła tą ścieżką, lecz świętoszkowaty najwyższy kapłan nakazał im powrócić na posterunki. To było szczególnie irytujące.

Admirał był zdecydowany, że sam odzyska ich lojalność, poprzez zwycięstwo!

— Nowe detektory działają, są skuteczne, są efektywne! — zatańczył z zadowolenia. — Pozwolą nam na polowanie na Ziemian bez potrzeby wywąchiwania specjalnych materiałów. Wytropimy ich dzięki ich własnej krwi!

Asystenci suzerena podzielali jego satysfakcję. Jeśli utrzymają to tempo, wkrótce wszyscy nieregularni żołnierze będą martwi.

Cień padł na uroczystość, gdy zameldowano, że jeden z transportowców, które przywiozły ich tutaj, nawalił. Był on kolejną ofiarą plagi korozji, która uderzyła w gubryjski sprzęt wszędzie w górach oraz w dolinie Sindu. Suzeren nakazał pilne przeprowadzenie badań.

— Nieważne! Wszyscy polecimy w ocalałych transportowcach. Nic, nikt, żadne zdarzenie nie powstrzyma naszych łowów! Żołnierze zaśpiewali:

— Zuuun.

95. Athaclena

Przyglądała się, jak nie strzyżony człowiek czyta wiadomość po raz czwarty. Nie mogła się nie zastanawiać, czy postępuje właściwie. Nagi, brodaty major Prathachulthorn o cuchnących włosach wyglądał jak sama kwintesencja nie cywilizowanego, drapieżnego dzikusa… stworzenia zdecydowanie zbyt niebezpiecznego, by mu zaufać.

Spojrzał na wiadomość i przez chwilę Athaclena mogła odczytać jedynie fale napięcia, które przebiegły wzdłuż jego barków i ramion aż do potężnych, mocno zaciśniętych dłoni.

— Wygląda na to, że rozkazano mi ci wybaczyć i podążać wytyczonym przez ciebie kursem, panienko — jego głos brzmiał jak syk. — Czy to oznacza, że odzyskam wolność, jeśli obiecam, że będę grzeczny? Skąd mogę mieć pewność, że ten rozkaz jest autentyczny?

Athaclena wiedziała, że nie ma wielkiego wyboru. W nadchodzących dniach nie będzie mogła sobie pozwolić na odsyłanie szymów do dalszego pilnowania Prathachulthorna. Te, co do których mogła być pewna, że zignorują ton rozkazu używany przez człowieka, były bardzo nieliczne i przy czterech odrębnych okazjach majorowi niemal udało się uciec. Alternatywą było wykończyć go tu i teraz, a na to po prostu nie mogła się zdobyć.

— Nie wątpię, że zabiłby mnie pan natychmiast, gdyby się pan przekonał, że wiadomość była fałszywa — odparła Athaclena. Wydawało się, że jego zęby błysnęły.

— Masz na to moje słowo — zapewnił ją.

— I na co jeszcze?

Zamknął oczy, po czym otworzył je ponownie.

— Zgodnie z tymi rozkazami od rządu na wygnaniu nie mam innego wyboru niż postępować tak, jak gdyby nigdy mnie nie porwano, i dopasować moją strategię do twoich rad. Niech będzie. Zgadzam się na to, ale musisz pamiętać, że przy pierwszej okazji złożę odwołanie do moich przełożonych na Ziemi, a oni zwrócą się z tym do TAASF. Gdy tylko rozkazy koordynator Oneagle zostaną unieważnione, znajdę cię, moja młoda Tymbrimko. Przyjdę po ciebie.

Jawna, otwarta nienawiść w jego oczach sprawiała, że Athaclena zadrżała, lecz równocześnie uspokoiła ją. Ten człowiek niczego nie ukrywał. W jego słowach była gorzka prawda. Skinęła głową do Benjamina.

— Wypuść go.

Z nieszczęśliwymi minami, unikając wzrokowego kontaktu z ciemnowłosym człowiekiem, szymy opuściły klatkę i cięciem otworzyły drzwi. Prathachulthorn wyszedł na zewnątrz, pocierając ramiona. Wtem, całkiem nieoczekiwanie, obrócił się i wyskoczył w górę, wymierzając wysokiego kopniaka w powietrzu, po czym wylądował w postawie bojowej, w odległości jednego uderzenia od niej. Roześmiał się, gdy Athaclena i szymy cofnęły się.

— Gdzie jest mój oddział? — zapytał krótko.

— Nie wiem dokładnie — odparła Athaclena, która starała się powstrzymać przypływ gheer. — Rozbiliśmy się na małe grupki, a nawet musieliśmy opuścić jaskinie, gdy stało się jasne, że zostały odkryte.

— A co z tym miejscem? — Prathachulthorn wskazał gestem na dymiące zbocza Mount Fossey.

— W każdej chwili spodziewamy się tutaj ataku nieprzyjaciela — odparła szczerze.

— Cóż — odparł — nie uwierzyłem w połowę z tego, co opowiadałaś mi wczoraj o tej „Ceremonii Wspomaganiowej” i jej konsekwencjach. Muszę ci jednak przyznać, że ty i twój tata najwyraźniej zdrowo podrażniliście Gubru.

Powąchał powietrze, jak gdyby starał się wyczuć trop.

— Zakładam, że przygotowaliście dla mnie mapę aktualnej sytuacji taktycznej i studnię danych?

Benjamin podał mu jeden z przenośnych komputerów, lecz Prathachulthorn powstrzymał go, wyciągając rękę.

— Nie teraz. Najpierw zmyjmy się stąd. Chcę zniknąć z tego miejsca.

Athaclena skinęła głową. Świetnie potrafiła zrozumieć, co czuje major.

Roześmiał się, gdy wymówiła się od jego drwiąco rycerskiego gestu nalegając, by to on szedł jako pierwszy.

— Jak sobie życzysz — zachichotał.

Wkrótce huśtali się już w konarach drzew i biegli pod ich gęstą osłoną. W niedługi czas później usłyszeli coś, co brzmiało jak grzmot, w miejscu, gdzie przedtem była kryjówka, mimo że na niebie nie było chmur.

96. Sylvie

Noc rozświetlały płomienne światła, które eksplodowały aktynicznym blaskiem, rzucając ostre cienie, gdy opadały powoli ku ziemi. Atakowały zmysły gwałtownie i oślepiająco. Przytłumiały nawet hałas bitwy i jęki konających.

To obrońcy wysłali na niebo gorejące pochodnie, gdyż napastnicy nie potrzebowali pomocy światła. Kierując się radarem i podczerwienią, atakowali ze śmiercionośną dokładnością, dopóki na chwilę nie oślepiał ich blask flar.

Szymy uciekały z wieczornego, pozbawionego ognisk obozu we wszystkich kierunkach, zabierając ze sobą jedynie żywność oraz trochę broni dźwiganej na plecach. Z reguły byli to uchodźcy z górskich siół spalonych w ostatniej fali walk. Kilku wyszkolonych żołnierzy sił nieregularnych pozostało z tyłu, w desperackiej akcji osłaniającej odwrót cywilów.

Używali takich środków, jakie tylko mieli, by zdezorientować śmiercionośne, precyzyjne detektory atakującego z powietrza nieprzyjaciela. Flary były skomplikowanymi urządzeniami, automatycznie regulującymi swe rozbłyski tak, by jak najmocniej wpływały na aktywne i pasywne czujniki. Powstrzymywało to ptaszyska, lecz tylko na krótką chwilę. Zresztą flar było mało.

Ponadto nieprzyjaciel dysponował czymś nowym, jakimś tajnym systemem, który pozwalał mu śledzić szymy nawet pod najgęstszą roślinnością, nawet nagie i pozbawione najprostszych wytworów cywilizacji.

Jedyne, co mogli zrobić ścigani, to dzielić się na coraz mniejsze grupy. Perspektywą oczekującą tych, którym udało się stąd uciec, było czysto zwierzęce życie, samotne lub w najlepszym razie w parach. Będą kulić się, z dzikim wyrazem oczu, pod niebem, pod którym ongiś mogli poruszać się swobodnie.

Sylvie pomagała starszej szymce oraz dwojgu dzieciom wdrapać się na pokryty pnączami pień drzewa, gdy nagle stające dęba włosy dały jej znać, że zbliżają się grawitory. Za pomocą znaków szybko nakazała pozostałym kryć się, lecz coś — być może nierówny rytm pracy tych silników — sprawiło, że pozostała na miejscu, spoglądając ponad krawędzią zwalonej kłody. W ciemności zaledwie dostrzegła błysk niewyraźnego, białawego kształtu, który gnał przez rozświetlony gwiazdami las, by rozbić się z hukiem między konarami, a potem zniknąć w mroku dżungli.