Ona jest tylko dzikusem — powtarzał sobie.
— Czy wznowimy naszą dyskusję, komendancie? — zapytała wreszcie admirał Alvarez.
Rzecz jasna, nie miał innego wyboru, jak spełnić jej prośbę. Najlepiej będzie, jak o wielu sprawach zadecydują przed przybyciem floty i odczytaniem na głos manifestu oblężenia.
Niemniej Buoult nie zamierzał podpisywać żadnych umów, zanim nie będzie miał okazji naradzić się z Kaultem. Ów Thennanianin miał reputację wulgarnego i, cóż, frywolnego, która załatwiła mu wygnanie na ten zapadły świat, teraz jednak najwyraźniej udało mu się dokonać bezprecedensowych cudów. Jego polityczne wpływy w ojczyźnie będą olbrzymie.
Buoult pragnął skorzystać z wiedzy Kaulta i niewątpliwie posiadanej przez niego umiejętności postępowania z tymi doprowadzającymi do szału stworzeniami.
Jego adiutanci oraz ludzka delegacja zeszli szeregiem z mostka i udali się do sali konferencyjnej. Zanim jednak Buoult odszedł, rzucił jeszcze jedno spojrzenie na przedstawiający sytuację taktyczną zbiornik oraz śmiertelnie groźny szyk bojowy Gubru. Powietrze z hałasem uleciało z jego szczelin oddechowych.
Co planują te ptaszyska? — zastanowił się. — Co uczynię, jeśli ci Gubru okażą się szaleńcami?
105. Robert
W niektórych częściach Port Helenia robotów strażniczych było więcej niż kiedykolwiek. Strzegły one rygorystycznie posiadłości swych panów, uderzając każdego, kto zbliżył się zanadto.
Gdzie indziej jednak wszystko wyglądało niemal tak, jakby do rewolucji już doszło. Plakaty najeźdźców leżały podarte w rynsztokach. Ponad pewnym ruchliwym skrzyżowaniem ulic Robert dostrzegł nowy fresk, który niedawno zmontowano w miejsce gubryjskiej propagandy. Namalowany w stylu zwanym ogniskowanym realizmem, przedstawiał rodzinę goryli wpatrujących się ze świtającą, lecz rokującą wielkie nadzieje rozumnością w lśniący horyzont. Obok nich, w opiekuńczej pozie, wskazując drogę ku tej wspaniałej przyszłości, stała para wyidealizowanych, wysokoczołych neoszympansów.
Tak jest, na obrazie przedstawiono również człowieka i Thennanianina — niewyraźnie i w tle. Robert pomyślał, że to naprawdę miłe ze strony artysty, iż pamiętał o ich uwzględnieniu.
Ściśle strzeżony wahadłowiec, w którym się znajdował, minął skrzyżowanie zbyt szybko, by Robert mógł dostrzec wiele szczegółów, był jednak zdania, że wyobrażenie szyma płci żeńskiej nie oddawało Gailet sprawiedliwości, Fiben, z drugiej strony, powinien czuć się pochlebiony.
Wkrótce zostawili „wolne” części miasta za sobą i polecieli na zachód, nad tereny patrolowane ze ścisłą wojskową dyscypliną. Gdy wylądowali, ich strażnicy — Żołnierze Szponu — wypadli pośpiesznie na zewnątrz, by stać na straży, gdy Robert i Uthacalthing wyszli z wahadłowca i zaczęli wspinać się po rampie prowadzącej do nowej, lśniącej Filii Biblioteki.
— To kosztowna budowla, prawda? — zapytał Robert tymbrimskiego ambasadora. — Czy pozwolą ją nam sobie zatrzymać, jeśli Thennanianie zdołają wykopać ptaszyska?
Uthacalthing wzruszył ramionami.
— Zapewne. Może też Kopiec Ceremonialny. Z pewnością waszemu klanowi należą się reparacje.
— Masz jednak wątpliwości.
Uthacalthing stanął w wielkim wejściu, przyglądając się nakrytej sklepieniem komnacie i znajdującemu się wewnątrz niebotycznemu sześcianowi pamięci danych.
— Rzecz w tym, że uważam, iż byłoby niemądrze dzielić plusz na misiu.
Robert zrozumiał, co miał na myśli Uthacalthing. Nawet porażka Gubru mogła się okazać niewyobrażalnie kosztowna.
— To jest dzielenie skóry na niedźwiedziu — podpowiedział Tymbrimczykowi, który zawsze z chęcią poprawiał swą znajomość anglickich przenośni. Tym razem jednak Uthacalthing nie podziękował Robertowi. Wydawało się, że jego szeroko rozstawione oczy błysnęły, gdy rozejrzał się w tył i na boki.
— Pomyśl o tym — powiedział.
Wkrótce ambasador pogrążył się całkowicie w konwersacji z kanteńskim Głównym Bibliotekarzem. Nie będąc w stanie nadążyć za ich szybkim, fleksyjnym galaktycznym, Robert rozpoczął obchód nowej Biblioteki, by ją ocenić i przyjrzeć się jej obecnym użytkownikom.
Poza kilkoma członkami ekipy Naczelnego Egzaminatora, wszyscy znajdujący się w gmachu byli ptakami. Między obecnymi Gubru rozwierała się przepaść, którą nie tylko widział, lecz również kennował. Niemal dwie trzecie z nich skupiło się po lewej stronie. Gruchali i rzucali pełne dezaprobaty spojrzenia na mniejszą grupę, składającą się niemal wyłącznie z żołnierzy. Wojskowi nie wysyłali szczęśliwych wibracji, ukrywali to jednak dobrze, krocząc dumnie, wykonując swe zadania z pełną energii sprawnością i odwdzięczając się swym współplemieńcom za dezaprobatę butną pogardą.
Robert nie próbował skryć się przed ich oczyma. Fala spojrzeń, które przyciągnął, sprawiła mu przyjemność. Najwyraźniej wiedzieli, kim był. Jeśli przez sam fakt przejścia obok wywołał przerwę w ich pracy, to tym lepiej.
Zbliżając się do jednego ze skupisk Gubru — sądząc po wstążkach, najwyraźniej członków kapłańskiej Kasty Poprawności — pokłonił się pod kątem, który — jak miał nadzieję — był odpowiedni i uśmiechnął się, gdy całe oburzone stadko było zmuszone do ustawienia się i odpowiedzenia mu tym samym.
Wreszcie dotarł do stacji teledacyjnej sformatowanej w sposób, jaki rozumiał. Uthacalthing wciąż pogrążony był w konwersacji z Bibliotekarzem, Robert więc postanowił sprawdzić, ile zdoła się dowiedzieć na własną rękę.
Posunął się bardzo niewiele. Nieprzyjaciel najwyraźniej wprowadził zabezpieczenia uniemożliwiające nie upoważnionym dostęp do informacji o bliskim kosmosie, czy też przypuszczalnie zbliżających się flotach thennańskich. Niemniej Robert nie przestawał próbować. Czas upływał, podczas gdy on eksplorował sieć bieżących danych, by się dowiedzieć, gdzie najeźdźcy ustawili blokady.
Jego koncentracja była tak intensywna, że upłynęła dłuższa chwila, zanim dotarło do niego, że w Bibliotece coś się zmieniło. Automatyczne pochłaniacze dźwięku sprawiły, że narastająca wrzawa nie zmąciła jego skupienia, gdy jednak Robert podniósł wzrok, dostrzegł wreszcie, że wśród Gubru się zakotłowało. Ptaszyska machały pokrytymi puchem ramionami i tworzyły zwarte grupki wokół holozbiorników. Większość żołnierzy po prostu gdzieś zniknęła.
Co, na Garth, ich ugryzło? — zastanowił się.
Robert nie sądził, by Gubru spodobało się, gdyby spróbował podglądać ponad ich ramionami. Poczuł frustrację. Cokolwiek się działo, z pewnością ich to zaniepokoiło!
Hej! — pomyślał. — Może to będzie w lokalnych wiadomościach.
Za pomocą własnego ekranu szybko uzyskał dostęp do publicznej stacji wideo. Jeszcze do niedawna cenzura była surowa, lecz w ciągu ostatnich kilku dni, gdy żołnierzy odesłano na pole walki, sieci znalazły się pod kontrolą Kasty Kosztów i Rozwagi, a posępnym, apatycznym biurokratom z trudem przychodziło narzucanie choćby i niewielkiej dyscypliny.
Zbiornik zamigotał, po czym pojawił się w nim podekscytowany szymski reporter.
— …i tak, zgodnie z ostatnimi raportami, wygląda na to, że zaskakująca ofensywa z Mulimu nie starła się jeszcze z siłami okupacyjnymi. Gubru najwyraźniej nie są w stanie osiągnąć zgody odnośnie tego, w jaki sposób odpowiedzieć na manifest zbliżających się oddziałów…
Czyżby Thennanianie ogłosili już swą deklarację intencji? — zastanowił się Robert. Nie spodziewano się tego wydarzenia przez jeszcze przynajmniej parę dni. Nagle jego uwagę przyciągnęło jedno słowo.