Będzie to cenna informacja.
Niech to stanie się dla mnie pocieszeniem za moje jałowe, bezpłodne jajka — pomyślała, dodając otuchy swemu jedynemu pozostałemu przy życiu partnerowi i kochankowi.
Posłańcom wydała jeden, krótki rozkaz:
— Przekażcie pułkownikowi-jastrzębiowi nasze ułaskawienie, naszą amnestię, nasze wybaczenie. I odwołajcie oddział specjalny do bazy.
Wkrótce śmiercionośne krążowniki zawróciły i skierowały się w stronę domu, pozostawiając góry i dolinę tym, którzy najwyraźniej pragnęli ich tak bardzo.
110. Athaclena
Szymy gapiły się, zdumione, na śmierć, która najwyraźniej zmieniła zdanie. Lydia McCue popatrzyła przelotnie za oddalającymi się krążownikami i potrząsnęła głową.
— Wiedziałaś — powiedziała odwracając się, by spojrzeć na Athaclenę. — Wiedziałaś! — oskarżyła ją po raz drugi.
Tymbrimka uśmiechnęła się. Jej witki wykreśliły w powietrzu słabe, smutne ślady.
— Powiedzmy po prostu, ze myślałam, iż istnieje taka możliwość — odparła wreszcie. — Gdybym się myliła i tak byłby to honorowy postępek. Z bardzo jednak wielkim zadowoleniem przekonałam się, że miałam rację.
CZĘŚĆ SIÓDMA
DZIKUSY
Nic podobnego, gardzimy przepowiedniami. Nawet wróbel nie spadnie bez szczególnego zrządzenia opatrzności. Jeśli ma to nastąpić teraz; nie nadejdzie później; jeśli nie ma nastąpić później, nadejdzie teraz, a jeśli nie nastąpi teraz, nadejdzie przecież; Gotowość jest wszystkim.
111. Fiben
— Goodall, jak ja nie znoszę ceremonii! Ta uwaga przyniosła kuksańca w żebra.
— Przestań się wiercić, Fiben. Cały świat patrzy!
Westchnął i podjął próbę, by usiąść prosto. Nie mógł nie wspominać Simona Levina i ostatniej okazji, gdy wspólnie uczestniczyli w apelu, tak niedaleko stąd.
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają — pomyślał. Teraz to Gailet suszyła mu głowę, by starał się wyglądać dostojnie.
Dlaczego wszyscy, którzy go kochali, starali się również poprawić jego postawę? Mruknął:
— Gdyby chcieli mieć podopiecznych o eleganckim wyglądzie, wspomog…
Jego słowa przerwało wydane na wydechu „uf”. Łokcie Gailet z pewnością były znacznie ostrzejsze niż Simona. Fiben rozwarł nozdrza i chrapnął, poirytowany, zachował jednak milczenie. Gailet wyglądała tak szykownie w swym dobrze skrojonym, nowym mundurze, że mogła się cieszyć, iż się tu znajduje, ale czy ktoś pytał jego, czy chce dostać cholerny order? Nie, oczywiście, że nie. Nikt go nigdy o nic nie pytał.
Po trzykroć przeklęty thennański admirał zakończył wreszcie swą monotonną, długą homilię na temat cnoty i tradycji, zbierając tu i ówdzie oklaski. Nawet Gailet sprawiała wrażenie, iż poczuła ulgę, gdy potężny Galakt wrócił na miejsce. Niestety, wyglądało na to, że wielu innych również pragnie sobie pogadać.
Burmistrz Port Helenia, który wrócił z miejsca internowania na wyspach, wygłosił pochwałę dzielnych miejskich powstańców i postawił wniosek, by jego szymski zastępca częściej przejmował kierownictwo ratusza. To zdobyło mu szczere oklaski… i zapewne trochę dodatkowych szymskich głosów w następnych wyborach — pomyślał cynicznie Fiben.
Kaszlnięcie *Quinn’3, Naczelny Egzaminator Instytutu Wspomagania, dokonała streszczenia umowy podpisanej przez Kaulta w imieniu Thennanian, zaś w imieniu Ziemskiego Klanu przez legendarną admirał Alvarez, zgodnie z którą pozostawiony odłogiem gatunek zwany dotąd gorylami miał od tej chwili rozpocząć długą przygodę rozumności. Nowi galaktyczni obywatele — już w tej chwili szeroko znani jako „Gatunek Podopieczny Który Wybrał” — mieli otrzymać w dzierżawę góry Mulun na okres pięćdziesięciu tysięcy lat. Teraz naprawdę byli go „Garthianie”.
W zamian za techniczną pomoc z Ziemi oraz materiał genetyczny pozostawionych odłogiem goryli, potężny klan Thennanian podjął się również obrony terrańskiej dzierżawy na Garthu oraz pięciu innych ziemskich i tymbrimskich kolonii. Nie miał interweniować bezpośrednio w szalejących aktualnie konfliktach z Soranami, Tandu oraz innymi klanami fanatyków, lecz zmniejszenie presji na tych frontach pozwoli wysłać na rodzinne światy rozpaczliwie potrzebną pomoc.
Ponadto sami Thennanianie nie byli już odtąd wrogami sojuszu spryciarzy z dzikusami. Sam ten fakt wart był mocy potężnych armad.
Zrobiliśmy, co mogliśmy, a nawet więcej — pomyślał Fiben. Aż do tej chwili wydawało się, że zdecydowana większość „umiarkowanych” Galaktów będzie po prostu siedzieć spokojnie i pozwoli fanatykom osiągnąć ich cel. Teraz istniała pewna nadzieja, że to, co uchodziło za „nieuniknioną falę historii”, która podobno skazywała na zagładę wszystkie klany dzikusów, nie będzie już uważana za aż tak niepowstrzymane. W wyniku wydarzeń na Garthu sympatia dla słabszej strony wzrosła.
Czy naprawdę można będzie zdobyć więcej sojuszników i wykonać więcej magicznych sztuczek, Fiben nie potrafił przewidzieć. Był jednak całkiem pewien, że ostateczny rezultat zostanie określony w odległości tysięcy parseków stąd. Być może na starej matce Ziemi.
Gdy zaczęła przemawiać Megan Oneagle, Fiben zdał sobie sprawę, że nadszedł wreszcie czas na najbardziej nieprzyjemną część poranka.
— …okaże się czystą stratą, jeśli nie wyciągniemy wniosków z miesięcy takich, jak te, które właśnie minęły. Ostatecznie, jaki jest pożytek z trudnych czasów, jeśli nie czynią nas one mądrzejszymi? Za co oddali życie nasi czcigodni zmarli?
Koordynator Planetarny kasłała przez krótką chwilę, szeleszcząc staromodnymi notatkami na papierze.
— Zaproponujemy wprowadzenie modyfikacji do systemu nadzorowania. Wywołuje on resentyment, który nieprzyjaciel był w stanie wykorzystać. Spróbujemy sprawić, by nowa Biblioteka była użyteczna dla wszystkich. Z pewnością też będziemy naprawiać i utrzymywać w dobrym stanie sprzęt na Kopcu Ceremonialnym z myślą o dniu, gdy powróci pokój i będzie go można użyć dla jego właściwego celu — celebracji statusu, na którą gatunek Pan argonostes tak bardzo zasługuje. I, co najważniejsze, wykorzystamy gubryjskie reparacje celem sfinansowania ponownego podjęcia naszej podstawowej pracy tutaj, na Garthu — odwrócenia upadku kruchej ekosfery tej planety. Użyjemy z trudem zdobytej wiedzy, by powstrzymać ruch w dół po spirali i sprawić, że ten nasz przybrany dom wróci do swej właściwej roli — tworzenia cudownej różnorodności gatunków, która jest źródłem wszelkiej rozumności. Dalsze szczegóły tych planów zostaną przedłożone pod publiczną dyskusję w ciągu nadchodzących tygodni — Megan podniosła wzrok znad notatek i uśmiechnęła się. — Dziś jednak oczekuje nas dodatkowe zadanie, przyjemne zadanie uhonorowania tych, którzy napełnili nas dumą. Tych, dzięki którym możemy dziś stać tu wolni. Jest to nasza szansa na okazanie im, jak wdzięczni jesteśmy i jak bardzo ich kochamy.
Ty mnie kochasz? — zapytał w myśli Fiben. — W takim razie pozwól mi iść do domu!
— Mało tego — ciągnęła koordynator. — W przypadku niektórych z naszym szympansich obywateli uznanie dla ich osiągnięć nie zakończy się wraz z ich życiem ani nawet z miejscem, jakie zdobędą w podręcznikach historii, lecz znajdzie swą kontynuację w czci, jaką będziemy otaczać ich potomków, przyszłość gatunku.
Siedząca po jego lewej stronie Sylvie wychyliła się do przodu na tyle, by móc spojrzeć ponad Fibenem na znajdującą się po prawej Gailet. Obie wymieniły pomiędzy sobą spojrzenia i uśmiechy.