Tymbrimski Mistrz Wspomagania otrzymał hołd jako ostatni. Sustruk i jego małżonka — tytlalską uczona imieniem Kihimik — wystąpili przed resztę delegacji jako para partnerów wybrana spośród wszystkich innych na „reprezentantów gatunku”. Odpowiadali na zmianę, gdy Mistrz Wspomagania odczytywał listę ceremonialnych pytań i z namaszczeniem notował ich odpowiedzi.
Następnie krytycy z Galaktycznego Instytutu Wspomagania poddali ich oboje badaniom.
Jak dotąd była to czysto formalna wersja Testu Rozumności czwartej Fazy. Teraz jednak pojawiła się pewna przeszkoda, która mogła sprawić, że Tytlale obleją egzamin. Jednym z Galaktów kierujących skomplikowane instrumenty na Sustruka i Kihimik była Soranka… a Soranie nie byli przyjaciółmi klanu Athacleny. Być loże szukała ona pretekstu, wszystko jedno jakiego, który pozwoliłby jej zawstydzić Tymbrimczyków przez odrzucenie ich podopiecznych.
Pod kalderą ukryto dyskretnie sprzęt, który bardzo wiele kosztował gatunek Athacleny. Badania, jakim poddano Tytlalów, transmitowano na żywo na całe Pięć Galaktyk. Było dzisiaj wiele powodów do dumy, istniały też jednak pewne możliwości upokorzenia.
Rzecz jasna, Sustruk i Kihimik zdali test z łatwością. Pokłonili się nisko przed każdym z obcych egzaminatorów. Jeśli Soranka była rozczarowana, nie okazała tego po sobie.
Delegacja pokrytych futrem, krótkonogich Tytlalów wspięła się spokojnym krokiem na oczyszczony z roślinności krąg na szczycie wzgórza. Zaczęli śpiewać, kołysząc się z kończynami zwisającymi swobodnie w ten dziwaczny sposób, tak pospolity wśród stworzeń z ich rodzinnej planety — pozostawionego odłogiem świata, na którym rozwinęli się do stadium przedrozumności. Tam odnaleźli ich Tymbrimczycy, którzy zaadoptowali ich celem poddania długotrwałemu procesowi Wspomagania.
Technicy nastawili na nich wzmacniacz, który przedstawi wszystkim zebranym oraz miliardom widzów na innych światach wybór, jakiego dokonali Tytlale. Basowe dudnienie pod ich stopami świadczyło o pracy potężnych silników.
Teoretycznie można było nawet wyrzec się opiekunów i całkowicie porzucić Wspomaganie, lecz reguł i zastrzeżeń było tak wiele, że w praktyce niemal nigdy na to nie pozwalano. Zresztą tego dnia nie spodziewano się niczego w tym rodzaju. Tymbrimczycy byli w znakomitych stosunkach ze swymi podopiecznymi.
Mimo to, gdy Rytuał Akceptacji zbliżał się do końca, przez tłum przebiegł suchy, niespokojny szelest. Kołyszący się Tytlanie wydali z siebie jęk. Ze wzmacniacza dobiegło niskie brzęczenie. Nad zebranymi ukształtował się holograficzny obraz. Tłum ryknął z pełnego aprobaty śmiechu. Pojawiła się, rzecz jasna, twarz Tymbrimczyka i to takiego, którego wszyscy natychmiast poznali. Był to Oshoyoythuna, Kpiarz Miasta Foyon. Zatrudnił on kilku Tytlałów jako pomocników w części swych najgłośniejszych dowcipów.
Było oczywiste, że Tytlale ponownie zatwierdzą Tymbrimczyków jako swoich opiekunów, lecz wybór na symbol Oshoyoythuny oznaczał znacznie więcej! Wyrażał dumę Tytlalów z tego, co naprawdę oznaczało członkostwo w ich klanie.
Gdy już umilkł aplauz i śmiech, została jeszcze tylko ostatnia część ceremonii — wybór Nadzorcy Stadium, gatunku, który będzie przemawiał w imieniu Tytlalów podczas następnej fazy ich Wspomagania. Ludzie, w swym dziwnym języku, nazywali go wspomaganiową położną.
Nadzorca Stadium musiał być gatunkiem wywodzącym się spoza klanu Tymbrimczyków. Choć funkcja ta miała przede wszystkim charakter ceremonialny, nadzorca miał prawo interweniować w obronie podopiecznego gatunku, jeśli wyglądało na to, że w procesie Wspomagania dochodzi do zakłóceń. W przeszłości błędne wybory nieraz doprowadzały do okropnych problemów.
Nikt nie miał pojęcia, jaki gatunek wybrali Tytlale. Była to jedna z nielicznych decyzji, które nawet najbardziej wścibscy opiekunowie, jak na przykład Soranie, musieli pozostawiać swym wychowankom.
Sustruk i Kihimik zanucili raz jeszcze. Nawet ze swego miejsca z tyłu tłumu Athaclena wyczuwała, że mali, kudłaci podopieczni cieszą się na coś coraz mocniej. Te niewyrośnięte diabły coś wykombinowały, to było pewne!
Ziemia znowu się zatrzęsła. Wzmacniacz zahuczał raz jeszcze i holograficzne projektory uformowały ponad wierzchołkiem wzgórza błękitne zmętnienie. W jego wnętrzu zdawały się unosić jakieś mroczne kształty poruszające się błyskawicznie w różne strony, jak w podświetlonej z przeciwnej strony wodzie.
Korona nie przekazywała jej żadnych wskazówek, gdyż obraz miał charakter czysto wizualny. Zazdrościła ludziom ich ostrzejszego wzroku, gdyż z sektora, gdzie zebrała się większość Ziemian, dobiegł okrzyk zaskoczenia. Wszędzie wokół niej Tymbrimczycy wstawali z miejsc, wytrzeszczając oczy. Athaclena mrugnęła, po czym wraz z matką zjednoczyła się z resztą w pełnym zdumienia niedowierzaniu.
Jeden z mrocznych kształtów podpłynął bliżej i zatrzymał się, demonstrując audytorium w szerokim, szczelinowym uśmiechu długie, ostre jak igły zęby. Jego oko lśniło, zaś z połyskującego, szarego czoła wznosiły się pęcherzyki powietrza.
Pełne zdumienia milczenie przedłużało się. Na całe pole gwiazd Ifni, nikt się nie spodziewał, że Tytlale wybiorą delfiny!
Przybyli z wizytą Galaktowie oniemieli. Neodelfiny… ależ drugi nieziemskich podopiecznych gatunków był najmłodszą, oficjalnie uznaną za rozumną, rasą w całych Pięciu Galaktykach, znacznie młodszą niż sami Tytlale! To nie miało precedensu. To było zdumiewające.
To było…
Zabawne! Tymbrimczycy zaczęli wiwatować. Rozległ się ich śmiech, wysoki i czysty. Korony jak jedna wystrzeliły, iskrząc się, ku górze w pojedynczy, połyskujący glif aprobaty, tak jaskrawy, iż wydawało się, że nawet thennański ambasador mrugnął, dostrzegając coś. Widząc, że ich sojusznicy nie czują się obrażeni, ludzie dołączyli do nich. Gwizdali i uderzali dłonią o dłoń z onieśmielającą energią.
Kihimik pokłoniła się, podobnie jak większość zebranych Tytlalów, na znak akceptacji wyrazów uznania ze strony ich opiekunów. To byli dobrzy podopieczni. Wyglądało na to, że zadali sobie dużo trudu, by przygotować celny żart na ten ważny dzień. Tylko sam Sustruk stał sztywno z tyłu, nadal dygocząc z napięcia.
Wszędzie wokół Athacleny wzbierały fale aprobaty i radości. Usłyszała, jak jej matka zaczęła śmiać się razem z innymi.
Sama jednak wycofała się. Przepychała się przez krzyczący z radości tłum, aż znalazła wystarczająco wiele miejsca, by odwrócić się i zacząć biec. Gnała wciąż przed siebie w pełnym przypływie gheer, aż wreszcie minęła krawędź kaldery i mogła zejść po ścieżce w dół, poza zasięg wzroku i słuchu. Tam, ponad piękną Doliną Zalegających Cieni, padła na ziemię wstrząsana falami reakcji enzymatycznej. Ten okropny delfin…
Od tego czasu nigdy nie wyznała nikomu, co dostrzegła tego dnia w oku wizerunku walenia. Ani matce, ani nawet ojcu nie powiedziała prawdy… tego, że głęboko w wyświetlonym hologramie wyczuła glif mający swój początek w samym Sustruku, tytlalskim poecie.
Zebrani sądzili, że wszystko to było wielkim żartem, wspaniałą blagą. Uważali, że wiedzą dlaczego Tytlale wybrali najmłodszych z ziemskich gatunków na swego Nadzorcę Stadium… by uczcić swój klan wspaniałym, nieszkodliwym dowcipem. Wydawało się, że wybierając delfiny Tytlale powiedzieli, że niepotrzebny im obrońca i że kochają swych tymbrimskich opiekunów bez żadnych zastrzeżeń. Ponadto wybierając drugi gatunek ludzkich podopiecznych, wsadzili szpilę tym starym, drętwym klanom Galaktów, które tak potępiały Tymbrimczyków za przyjaźń z dzikusami. To był piękny gest. Zachwycający.
Czyżby więc Athaclena była jedyną osobą, która dostrzegła ukrytą prawdę? A może był to tylko wytwór jej wyobraźni? W wiele lat później, na odległej planecie, wciąż drżała na wspomnienie tego dnia.