— Czy to wy napełniliście wodą wiadra? — zapytała.
Odpowiedziało jej szuranie nogami, odkasływanie, a wreszcie chóralne:
— Tak jest.
— I drewniane koryto?
Kolejne „Tak jest”.
— A co z baranem?
Żaden nie podniósł na nią wzroku.
— Dlaczego ukradliście barana?
Poszturchiwały się przez chwilę, coś do siebie nawzajem szepcząc, wreszcie jeden wysunął się przed szereg i ściągnąwszy króliczy hełm, miął go nerwowo w dłoniach.
— Byliśmy głodni, panienko — odparł. — Ale kiedy dowiedzieliśmy się, że to twój baran, oddaliśmy go z powrotem.
Ludziki wyglądały na tak zmartwione, że Akwila poczuła litość.
— Rozumiem, że gdybyście nie byli głodni, nie ukradlibyście go — uznała polubownie.
Odpowiedziało jej parę setek zdziwionych spojrzeń.
— Ukradlibyśmy, panienko — odrzekł ten, który miął hełm.
— Ach tak?
W głosie Akwili zabrzmiało takie zdziwienie, że mówca rozejrzał się po swych kolegach, szukając u nich wsparcia. Przytaknęli zbiorowo.
— Oczywiście, panienko. Musielibyśmy. Jesteśmy słynni z tego, że kradniemy. Prawda, chłopaki? Z czego jesteśmy słynni?
— Z kradzieży! — wykrzyknęły błękitne ludziki.
— I z czego jeszcze, chłopcy?
— Z bitności!
— I z czego?
— Z picia?
— I z czego jeszcze?
To najwyraźniej wymagało zastanowienia, ale osiągnęły porozumienie i odkrzyknęły:
— Picia i bicia!
— No i jest jeszcze coś — wymamrotał stojący z przodu. — No tak, powiedzcie wiedźmie, chłopaki.
— Kradnij, pij i bij! — wykrzyknęli niebiescy wojownicy.
— Powiedzcie ciutwiedźmie, kim jesteśmy, chłopaki — polecił ten, który miął hełm.
Małe miecze błysnęły wyciągnięte w górę.
— Fik Mik Figle! Wolni Ciutludzie! Nie mamy króla! Nie mamy królowej! Nie mamy pana! Nie damy się znowu oszukać!
Akwila milczała. Ludziki czekały, co teraz zrobi, i im dłużej nic nie mówiła, tym bardziej były markotne. Opuściły miecze, wyraźnie zawstydzone.
— Ale nie ośmielilibyśmy się odmówić potężnej wiedźmie niczego… no chyba że po mocnym drinku — powiedział mnący hełm, nie spuszczając wzroku z butelki Specjalnego Płynu dla Owiec. — Nie pomożesz nam?
— Pomóc wam? — powtórzyła zdziwiona Akwila. — Chciałabym, żebyście to wy pomogli mnie! Ktoś porwał mojego brata w biały dzień.
— O jejku, jejku, jejku! — wydał z siebie mnący. — W takim razie nadeszła. Ona nadeszła czarująco. Przybyliśmy za późno. To Królowa.
— Chodzi wam o królową… — zaczął ropuch.
— Ciii, ty plugawcze! — wykrzyknął mnący hełm, ale jego głos zniknął w jękach i piskach Fik Mik Figli. Wyrywały sobie włosy z głów, rzucały się na ziemię z okrzykami „nieszczęsny dzień” oraz „ojejojejojej”. Ropuch kłócił się z mnącym hełm. Zapanował ogólny harmider, bo każdy krzyczał coraz głośniej, by być słyszany.
Akwila wstała.
— Wszyscy zamknijcie się, ale już! — wykrzyknęła.
Zapadła kompletna cisza, poza kilkoma pociągnięciami nosem i „ojejku”, które odezwały się jeszcze z rozpędu.
— Staramy się pokazać, jak można znieść taki ból, o pani — tłumaczył mnący hełm, płaszcząc się przed nią ze strachu.
— Tylko nic mi tu nie znosić! — żachnęła się Akwila. — To jest mleczarnia. I musi tu panować czystość.
— Eee… znosić ból oznacza to samo co cierpieć — wyjaśnił ropuch.
— Ponieważ jeśli Królowa jest tutaj, wkrótce odejdzie nasza wodza — odparł mnący hełm. — I nie będziemy mieć nikogo, kto się nami zaopiekuje.
Kto się nimi zaopiekuje, powtórzyła w myślach. Setki małych zakapiorów, z których każdy wygrałby konkurs na najbardziej złamany nos, potrzebują kogoś, kto by się nimi zaopiekował.
Wzięła głęboki wdech.
— W domu płacze moja mama — powiedziała. — I… — Nie wiem, jak jej dopomóc. To już było tylko do siebie. Nie jestem dobra w takich sprawach, nigdy nie wiem, co powinnam mówić. A na głos do dała: — … I tak by chciała, żeby wrócił. Bardzo. — A potem jeszcze, prawie żałując, że to mówi: — Był jej ulubieńcem.
Zwróciła się do mnącego hełm, który wycofał się już do szeregu.
— Nie mogę o tobie myśleć „ten, który mnie hełm”, więc po wiedz mi, jak masz na imię.
Z setek ust Fik Mik Figli wyrwało się wspólne „och”, a potem Akwila usłyszała, jak powtarzają do siebie szeptem:
— Tak, to wiedźma, nie ma wątpliwości. To jest wiedźmowate pytanie!
Mnący hełm rozejrzał się w poszukiwaniu pomocy.
— Nie zdradzamy naszych imion — wymamrotał.
Ale jakiś inny Figiel, czujący się wyraźnie bezpieczniej, bo ukryty w dalszych szeregach, wyrwał się z:
— Co jest! Nie możesz odmówić wiedźmie.
Ludzik mnący hełm podniósł na nią wzrok, w którym czaiło się przerażenie.
— Jestem szefem tego klanu, panienko. Moje imię brzmi… — pociągnął nosem — Rozbój Figiel, panienko. Ale błagam, byś nie użyła go przeciwko mnie!
— Oni wierzą, że imiona mają moc — wyjaśnił szeptem ropuch. — Boją się, że ludzie mogą je zapisać.
— I umieścić w skomplikowanych dokumentach — powiedział Rozbój.
— Na przykład na wezwaniach i tego typu — dodał któryś.
— Lub na listach typu „Poszukiwany”! — wykrzyknął inny.
— Albo na rachunkach lub dokumentach sądowych — rzekł jeszcze któryś.
— Nie mówiąc już o pomyłkowych pismach urzędowych! — Figle spojrzały po sobie w panice na samą myśl.
— Uważają, że słowo zapisane ma jeszcze większą moc — wyszeptał ropuch. — Myślą, że całe pisanie to magia. Słowa na papierze wprawiają je w panikę. Widzisz ich miecze? Gdyby w pobliżu pojawił się prawnik, ostrza zaczęłyby lśnić błękitnym blaskiem.
— No dobrze — odezwała się Akwila. — Doszliśmy do czegoś. Obiecuję, że nie zapiszę jego imienia. A teraz opowiedzcie mi o królowej, która zabrała Bywarta. Królowej czego?
— Nie mogę powiedzieć tego na głos — oświadczył Rozbój. — Ona słyszy swe imię, gdziekolwiek jest wypowiedziane, i zjawia się na wezwanie.
— To prawda — potwierdził ropuch. — A z całą pewnością nie chcesz jej spotkać.
— Jest tak zła?
— Jeszcze gorsza. Tak że nazywaj ją po prostu Królową.
— Tak, Królowa — powtórzył Rozbój. — Nie słyszałaś o Królowej? Czyż nie jesteś wnuczką babci Dokuczliwej, która miała te wzgórza w swych kościach? Nie wiesz, co robić? Nie pokazała ci? Nie jesteś wiedźmą? Jak to możliwe? Przywaliłaś Jenny o Zielonych Zębach i spojrzałaś jeźdźcowi bez głowy w oczy, których nie miał, i ty nie wiesz?
Akwila uśmiechnęła się do niego słabo, a potem wyszeptała do ropucha:
— Czego nie wiem?
— Wydaje mi się — odszepnął — że są zadziwieni, dlaczego nie wiesz nic o Królowej i o… magii, a przecież jesteś wnuczką babci Dokuczliwej i poradziłaś sobie z potworami. Uważają, że babcia przekazała ci swoją wiedzę magiczną. Podnieś mnie do swego ucha. — Akwila posłuchała, a on wtedy wyszeptał: — Lepiej ich nie zawiedź.
Przełknęła ślinę.
— Ona nigdy nic mi nie mówiła na temat magii… — zaczęła i umilkła. To była prawda.
Babcia Dokuczliwa nigdy nie opowiadała jej o magii. Ale pokazywała jej magię każdego dnia.