Выбрать главу

Nie odnalazłam szkoły dla czarownic, pomyślała. Nie znam ani jednego zaklęcia. I nawet nie mam spiczastego kapelusza. Moje talenty to instynktowne wyczucie, jak robić ser i nie wpadać w panikę, kiedy dzieje się coś złego. No tak, i mam ropucha.

I zupełnie nie rozumiem, kim są te ludziki. Ale jestem pewna, że wiedzą, kto porwał mojego braciszka.

Wydaje mi się też, że baron nie ma pojęcia, jak sobie radzić w takich sytuacjach. Ja również nie wiem, ale wydaje mi się, że potrafię być zielona w znacznie rozsądniejszy sposób.

— Ja… pamiętam wiele z tego, co mówiła mi babcia Dokuczliwa — powiedziała. — Co chcecie, żebym zrobiła?

— Wysłała nas tu wodza — rzekł Rozbój. — Czuła, że Królowa nadchodzi. Wiedziała, że nie będzie dobrze. Powiedziała nam, że gdy będzie źle, musimy znaleźć nową wiedźmę spokrewnioną z babcią Dokuczliwą, ona będzie wiedziała, co trzeba zrobić.

Akwila popatrzyła na setki twarzy wyrażających oczekiwanie. Niektóre z Figli miały wpięte we włosy pióra i naszyjniki z krecich zębów. Nie można powiedzieć komuś, kto ma twarz w błękitnych tatuażach i miecz tak duży jak on sam przy boku, że z pewnością nie jesteś żadną wiedźmą. Nie chce się kogoś takiego zawieść.

— I pomożecie mi odnaleźć brata? — zapytała.

Twarze Figli nie zmieniły wyrazu.

Spróbowała więc znowu:

— Czy pomożecie mi wykraść mojego brata Królowej?

Setki brzydkich twarzyczek wyraźnie się rozjaśniły.

— Mówisz naszym językiem — odezwał się Rozbój.

— Nie… niezupełnie — odparła Akwila. — Czy moglibyście chwilę poczekać? Muszę zapakować coś niecoś. — Udawała, że doskonale wie, co robi. Przede wszystkim zakorkowała Specjalny Płyn dla Owiec. Rozbój westchnął.

Pobiegła do kuchni, znalazła worek, zabrała z apteczki trochę bandaży i maść, włożyła też butelkę Specjalnego Płynu dla Owiec, ponieważ nieraz słyszała, jak jej ojciec twierdził, że zawsze mu dobrze robi, a na koniec po namyśle dołożyła jeszcze książkę „Choroby owiec” i patelnię. I jedno, i drugie mogło się przydać.

Kiedy wróciła do obory, po ludzikach nie było ani śladu.

Wiedziała, że powinna powiedzieć rodzicom, co się dzieje. Lecz to nie miało większego sensu. Uznaliby, że coś zmyśla. Miała też nadzieję, że jeśli dopisze jej szczęście, sprowadzi Bywarta, zanim ktoś zauważy jej nieobecność. Ale na wszelki wypadek…

W mleczarni trzymała pamiętnik. Przy robieniu sera trzeba pilnować poszczególnych etapów i zawsze zapisywała sobie, ile zrobiła masła i ile użyła do tego mleka.

Znalazła czystą stronę, wzięła ołówek i wystawiając nieco koniec języka, zaczęła pisać.

Fik Mik Figle stopniowo wracały. To nie było tak, że wychodziły zza różnych rzeczy, i z pewnością nie pojawiały się za pomocą magii, ale w taki sam sposób, jak twarz pojawia się w chmurze lub ogniu — można je było zobaczyć, kiedy się uważniej spojrzało i chciało je dostrzec.

Patrzyły na poruszający się ołówek z podziwem. Usłyszała, jak szeptem wymieniają uwagi:

— Patrzcie no, jak skacze ten piszący kijek. Czarodziejska robota.

— Dobrze jej to idzie, nie ma co mówić.

— Ale nie zapisze panienka naszych imion, prawda?

— No właśnie, przez takie pisanie można się nie wiadomo kiedy znaleźć w więzieniu.

Akwila skończyła pisać i przeczytała liścik.

Spojrzała uważnie na Rozbója, który wdrapał się po nodze stołu i sprawdzał, czy nie napisała czegoś groźnego.

— Mogłeś przyjść i poprosić mnie na samym początku — powiedziała.

— Ale nie wiedzieliśmy przecież, że ciebie szukamy, panienko. Na tej farmie szwenda się mnóstwo dużych kobiet. Nie wiedzieliśmy, że to ty, do chwili kiedy złapałaś Głupiego Jasia.

To chyba niemożliwe, pomyślała Akwila.

— No cóż, nie było żadnego powodu, żeby kraść owcę i jajka — stwierdziła stanowczo.

— Ale to przypieczętowało sprawę — rzekł Rozbój, jakby to miało stanowić wytłumaczenie.

— My nie znaczymy naszych jajek! — żachnęła się Akwila.

— Na tym to my się już nie znamy, panienko — odparł Rozbój. — Widzę, że skończyłaś z pisaniem, więc chodźmy. Czy masz miotłę?

— Taką do latania — podpowiedział ropuch.

— No… nie… — Akwila się zawahała. — W magii najważniejsze jest — dodała wyniośle — by wiedzieć, kiedy nie należy jej używać.

— Całkiem słusznie. — Rozbój zjechał w dół po nodze od stołu. — Chodź no tu, Głupi Jasiu! — Jeden z Figli, wyglądający dokładnie tak jak poranny złodziej jajka, podszedł do Rozbója. Obaj lekko się jej ukłonili. — Czy mogłabyś, panienko, na nas teraz stanąć? — zapytał Rozbój.

Zanim Akwila zdążyła otworzyć usta, ropuch powiedział kącikiem ust, a w wypadku ropucha oznacza to prawdziwy kąt:

— Jeden Figiel potrafi podnieść dorosłego mężczyznę. Nie zmiażdżysz go, nawet gdybyś spróbowała.

— Ależ ja nie chcę próbować!

Akwila bardzo ostrożnie podniosła wielki but. Głupi Jaś wbiegł pod niego i w tej chwili poczuła, jak but unosi się w górę. To było trochę tak, jakby weszła na cegłę.

— Teraz drugi — zakomenderował Rozbój.

— Upadnę!

— Nie, jesteśmy w tym nieźli…

I nagle stała na dwóch kolumnach. Ruszały się pod nią w przód i w tył, łapiąc równowagę. Ale czuła się całkiem bezpiecznie. Jakby miała bardzo grube podeszwy.

— Ruszajmy — usłyszała spod własnej stopy głos Rozbója. — I nie martw się, panienko, że twój kiciuś powróci do obyczaju łapania małych ptaszków. Kilku z nas tu zostaje, będą mieli na niego oko!

* * *

Szczurołów pełznął po gałęzi. W myśleniu był raczej konserwatywny. Co nie przeszkadzało mu w odnajdowaniu gniazd. Usłyszał pisklęta już z drugiego końca ogrodu, a gdy był pod drzewem, dostrzegł trzy małe główki ponad gniazdkiem. Teraz zbliżał się, ciekła mu ślinka, był już blisko…

Trzech Figli ściągnęło z głów słomkowe czapki i obdarzyło go najszerszymi uśmiechami.

— Witaj, kotku! — wykrzyknął jeden z nich. — Nie odrobiłeś lekcji? Świr!!!

Rozdział piąty

Zielone morze

Akwila leciała kilka cali nad ziemią, w ogóle się nie ruszając. Wiatr szumiał wokół niej, gdy Figle śmigały przez główną bramę, a potem biegły trawą porastającą wzgórza…

Mamy oto lecącą dziewczynę. Na jej głowie siedzi ropuch, trzymając się z całych sił.

Kiedy się cofniesz, ujrzysz długi zielony łańcuch wzgórz. Teraz widzisz ją jako jasnoniebieską plamkę na tle bezkresnej trawy wystrzyżonej przez owce, by wyglądała jak gładki dywan. Ale ta zieleń nie jest idealna. Od czasu do czasu trafiają się na niej ludzie.

W poprzednim roku Akwila wydała trzy marchewki i jabłko na pół godziny z geologii, chociaż otrzymała zwrot jednej marchewki, kiedy wytłumaczyła nauczycielowi, że log w geologii nie ma nic wspólnego ani z logiem, ani z logo. On z kolei poinformował ją, że kreda została uformowana przed milionami lat przez składowanie się malutkich muszelek pod wodą.

To brzmiało w uszach Akwili sensownie. Na wzgórzach znajdowano od czasu do czasu różne skamieniałości. Ale nauczyciel nie wiedział nic na temat krzemienia. Na kredzie, najmiększej ze skał, znajdowało się niekiedy krzemienie, najtwardsze z kamieni. Niekiedy pasterze ciosali sobie z nich noże. Nawet najlepszy stalowy nóż nie będzie nigdy tak dobry jak nóż z krzemienia.