Выбрать главу

— Już niedaleko — powiedział Rozbój.

— Mieszkacie w jednym z kopców? — zapytała Akwila. — Myślałam, że tam są grobowce dawnych rycerzy.

— Zgadza się, po sąsiedzku leży sobie jakiś stary kniaź, ale bardzo grzeczny. Nie grzechocze szkieletem i nie straszy po nocach. Mamy tam całkiem przestronnie, zadbaliśmy o to.

Akwila podniosła wzrok na bezkresny błękit nieba nad bezkresną zielenią wzgórz.

Znowu panował spokój. To nie był świat, w którym znalazłoby się miejsce najeźdźców bez głowy i piekielne sfory.

Co by się działo, gdybym nie zaprowadziła wtedy Bywarta nad rzekę? — pomyślała. Co bym teraz robiła? Pewnie zajmowała się serem…

Nie wiedziałabym tego wszystkiego, nie wiedziałabym, że żyję w raju, choćby był to raj klanu błękitnych ludzików. Nie wiedziałabym nic o ludziach latających na myszołowach.

I nie zabijałabym potworów.

— Skąd one przychodzą? — zapytała. — Jak nazywa się miejsce, z którego przybywają tutaj potwory?

— Wydaje mi się, że znasz je bardzo dobrze — odparł Rozbój.

Zbliżali się już do kopca i Akwila poczuła zapach dymu.

— Naprawdę?

— Jasne. Ale nie wymówię tej nazwy na otwartej przestrzeni, jest to słowo, które można tylko wyszeptać w bezpiecznym miejscu. Nie powiem tego pod gołym niebem.

* * *

Było to za duże na norę królika, borsuki z pewnością również nie żyły tutaj, ale wejście do kopca znajdowało się pomiędzy korzeniami i nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, że nie jest to legowisko jakiegoś zwierzęcia.

Akwila była bardzo szczupła, lecz musiała ściągnąć fartuszek i pełznąć na brzuchu, by dostać się do środka. A i tak nie dałaby rady, gdyby Figle jej nie popychały.

Ale przynajmniej nie pachniało brzydko, a wewnątrz była przestrzeń wielkości całkiem dużego pokoju. Od podłóg do sufitu znajdowały się galerie rozmiarów odpowiednich akurat dla Figli. Tam właśnie toczyło się życie praludków, które prały, szyły, kłóciły się i nawet, tu i ówdzie, wdawały w bójki, a wszystko robiły głośno. Niektóre miały włosy i brody przetykane siwizną. Były też bardzo młode, całkiem malutkie, te biegały wszędzie zupełnie gołe, wykrzykując do siebie bez opamiętania. Akwila, która przez kilka lat zajmowała się wychowywaniem Bywarta, wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi.

Ale nie było wcale dziewczynek. Nie było Wolnych Ciutkobiet.

Nie… była jedna.

Gwarny tłum rozstąpił się, by ją przepuścić. Dopadła do kolan Akwili. Była ładniejsza niż męskie Figle, choć trzeba przyznać, że świat jest pełen stworzeń ładniejszych niż, powiedzmy, Głupi Jaś. Miała rude włosy, a na twarzy wyraz determinacji.

Pokłoniła się i powiedziała:

— Czy to ty jesteś wiedźmą z plemienia wielkich dzieł, panienko?

Akwila rozejrzała się. Była jedyną osoba w jamie mierzącą ponad siedem cali wzrostu.

— Hm, no tak — odezwała się. — Można tak rzec. Owszem.

— Nazywam się Fiona. Wodza kazała mi przekazać ci wiadomość, że małemu chłopcu nie stała się jeszcze żadna krzywda.

— Odnalazła go? — zapytała szybko Akwila. — Gdzie on jest?

— Nie, nie znalazła, ale zna się na Królowej. Ona nie chce siać poruty.

— Ale wykradła go!

— To prawda. To jest skomplikowane. Odpocznij ciutchwilkę. Wodza chce cię niedługo widzieć. Nie ma teraz dość siły.

Fiona odwróciła się z szumem spódnicy i przemaszerowała po kredowej podłodze sama niczym królowa. Znikła za wielkim okrągłym kamieniem opartym o przeciwległą ścianę.

Akwila, nie spuszczając z niej wzroku, delikatnie wyjęła ropucha z kieszeni i zbliżywszy go do swych warg, wyszeptała:

— Czy ja sieję porutę?

— Nie, raczej nie — powiedział ropuch.

— Ale powiesz mi, gdyby mi się to zdarzyło, dobrze? To byłoby okropne, gdyby wszyscy widzieli, że sieję porutę, a ja bym o tym w ogóle nie wiedziała.

— Nie masz pojęcia, o czym mówiła, tak?

— Niezupełnie.

— Nie chce tylko, żebyś się zdenerwowała, to wszystko.

— Tak właśnie myślałam — skłamała Akwila. — Czy mógłbyś zająć miejsce na moim ramieniu? Obawiam się, że mogę tutaj potrzebować pomocy.

Wszystkie Figle przyglądały jej się z zainteresowaniem, ale najwyraźniej nie pozostawało jej teraz nic, tylko czekać. Ostrożnie usiadła więc na ziemi, zabębniła palcami po kolanie.

— Co powiesz o naszym małym królestwie? — zapytał jakiś głos z dołu. — Wspaniałe, prawda?

Rozbój w towarzystwie kilku innych praludków, które poznała już wcześniej, czaił się nerwowo koło jej stóp.

— Bardzo… przytulne — powiedziała Akwila, bo to wydawało jej się uprzejmiejsze od „jakie okopcone” lub „jak cudownie hałaśliwe”. I dodała: — Gotujecie dla wszystkich na tym małym ognisku?

Na środku pomieszczenia znajdowało się niewielkie palenisko, nad nim był mały otwór w suficie, którym uchodził dym, a w zamian wpadało światło.

— Tak, panienko — odparł Rozbój.

— Tylko drobiazgi, takie jak króliki — dodał Głupi Jaś. — Dużą zdobycz pieczemy w kredowej pie… mmm… mmm.

— Przepraszam, ale nie do końca cię zrozumiałam — powiedziała grzecznie Akwila.

— Czego nie zrozumiałaś? — zapytał Rozbój niewinnie, mocno przytrzymując szarpiącego się Jasia i zasłaniając mu dłonią usta.

— Co takiego powiedział o pieczeniu dużej zdobyczy w kredowej pieczarze. Czy ta duża zdobycz wydaje dźwięk zbliżony do „beee”? Wydaje mi się, że na tych wzgórzach nie spotyka się innych dużych zdobyczy!

Uklękła na brudnej podłodze i przysunęła twarz do twarzy Rozbója, który udając uśmiech, wykrzywiał się jak szaleniec i obficie pocił.

— Co to jest?

— Och… no nie… tylko tak powiedział…

— Co to jest?!

— To nie tak, panienko! — Rozbój cały dygotał. — Nigdy nie wzięliśmy nic od Dokuczliwych poza owcami, które pozwalała nam wziąć babcia.

— Babcia pozwalała wam wziąć sobie owcę?

— Oczywiście, że pozwalała. Jako zapłatę!

— Zapłatę? Za co?

— Żadna owca należąca do rodziny Dokuczliwych nie została nigdy porwana przez wilka! — wyliczał Rozbój jak katarynka. — Żaden lis nie zabrał nigdy żadnego jagnięcia, prawda? A od kiedy Hamisz patroluje niebo, nigdy też czarne ptaki nie zaatakowały waszych zwierząt.

Akwila zerknęła na ropucha.

— Wrony — podpowiedział. — Czasami wydłubują oczy.

— Tak, wiem, co robią. — Uspokoiła się nieco. — Rozumiem. Trzymaliście wrony, wilki i lisy z daleka od babci, tak?

— Tak, panienko. I nie tylko odpędzaliśmy je! — oświadczył triumfalnie Rozbój. — Mięso wilka jest bardzo smaczne.

— Kebab z wilka to pyszota, ale nie ma nic lepszego od jagnięciny — zdążył wtrącić Jaś, lecz zaraz znowu miał zasłonięte usta.

— Od wiedźmy bierze się tylko to, co sama daje — mówił dalej Rozbój, trzymając w silnym uścisku swego szarpiącego się brata. — Od kiedy odeszła, no cóż, zdarza nam się wziąć starą owcę, ale tylko taką, która i tak by niedługo wyciągnęła kopyta, i przysięgam na mój honor, że nigdy nie braliśmy tych ze znakiem Dokuczliwych.

— Przysięgasz na swój honor pijaka i złodzieja? — zapytała Akwila.

Rozbój aż rozpromienił się na te słowa.

— Oczywiście — oświadczył. — A moja reputacja w tym zakresie jest świetna, mam co chronić! Taka jest cała prawda, panienko. Ze względu na pamięć o babci Dokuczliwej pilnowaliśmy owiec, a w zamian braliśmy naprawdę byle co.