— I ojca także — dodała Akwila.
— I jego siostrzyczki? — zapytała wodza.
Akwila czuła, jak słowa „Tak, oczywiście” automatycznie spływają jej na język.
Wiedziała też, że byłoby głupotą pozwolić wypłynąć im dalej. Ciemne oczy starej kobiety przewiercały jej umysł.
— Trzeba przyznać, że z ciebie urodzona wiedźma. — Wodza nie spuszczała z niej wzroku. — Masz to coś w sobie, co cię cały czas pilnuje, prawda? Przygląda się wszystkiemu z uwagą. To pierwszorzędne patrzenie i umiejętność dopuszczania drugiej myśli, czyli pewien mały dar i wielkie przekleństwo. Widzisz i słyszysz to, czego inni nie dostrzegają, świat otwiera przed tobą swoje sekrety, lecz zawsze będziesz się czuła jak osoba, która przyszła na przyjęcie i nawet dostała drinka, ale nie potrafi się włączyć do zabawy. To małe coś w tobie nie będzie potrafiło się nigdy zapomnieć. Jesteś kolejną w linii Sary Dokuczliwej, nie ma wątpliwości. Chłopcy przyprowadzili odpowiednią osobę.
Akwila nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc nie odpowiedziała nic. Poczuła się zakłopotana pod bacznym wzrokiem wodzy.
— Dlaczego Królowa zabrała mojego brata? — zapytała wreszcie. — I dlaczego mnie prześladuje?
— Myślisz, że tak właśnie jest?
— Oczywiście! Jenny to jeszcze mógł być przypadek, ale jeździec bez głowy już nie. A potem piekielna sfora… No i porwanie Bywarta.
— Nachyliła swój umysł nad tobą — odparła wodza. — Kiedy tak się dzieje, niektóre fragmenty jej świata przedostają się do naszego. Może chce cię sprawdzić.
— Sprawdzić?
— Jak dobra jesteś. Jako wiedźma masz obowiązek strzec krawędzi i bram. Twoja babcia też to robiła, choć ona nigdy by się nie nazwała wiedźmą. Potem robiłam to ja, a teraz przekazuję obowiązki tobie. Jeśli Królowa chce zająć te ziemie, musi cię pokonać. Masz zdolność pierwszorzędnego patrzenia i dopuszczania drugiej myśli, tak jak twoja babcia. To bardzo rzadkie u wielkich dzieł.
— Nie masz czasem na myśli jasnowidzenia? — dopytywała się Akwila. — Niektórzy ludzie widują duchy i temu podobne…
— Och, nie. To akurat jest całkiem typowe dla wielkich dzieł. Pierwszorzędne patrzenie polega na tym, że potrafisz widzieć rzeczy w ich prawdziwej postaci, a nie w takiej, którą ci się przedstawia. Widziałaś Jenny, widziałaś jeźdźca bez głowy i zobaczyłaś je jako realne istoty. Jasnowidztwo jest nudne, bo widzisz tylko to, co chcesz zobaczyć. Taką własność ma większość osobników twojego rodzaju. Posłuchaj mnie, bo gasnę, a jeszcze o wielu sprawach nic nie wiesz. Myślisz, że to jest jedyny świat? To dobre myślenie dla owcy albo śmiertelników, którzy nie otwierają szerzej oczu. Ponieważ prawda jest taka, że światów jest więcej niż gwiazd na niebie. Rozumiesz? Są wszędzie, duże i małe, tuż przy tobie. Wszędzie. Niektóre możesz zobaczyć, a innych nie, ale istnieją drzwi, Akwilo. To może być wzgórze albo drzewo, albo kamień, albo zakręt drogi, to może być myśl w twojej głowie, ale są wszędzie. Musisz się nauczyć je dostrzegać, ponieważ chodzisz wśród nich, a ich nie widzisz. A niektóre z nich są jak… trucizna.
Wodza jakiś czas milczała, wciąż patrząc na Akwilę, a wreszcie podjęła wątek:
— Zapytałaś, dlaczego Królowa porwała twojego braciszka. Królowa lubi dzieci. Nie ma własnych. I niekiedy któreś mocno ją chwyta za serce. Da malcowi wszystko, czego będzie chciał. Tylko to, co będzie chciał.
— Ależ on chce tylko słodyczy! — wykrzyknęła Akwila.
— Naprawdę? A ty mu je dajesz? — zapytała wodza, jakby zaglądając przy tym w myśli dziewczynki. — Twój braciszek potrzebuje miłości, opieki, nauki i nawet tego, by od czasu do czasu usłyszeć „nie”. Tego potrzebuje, by wyrosnąć na silnego człowieka. Ale tego nie otrzyma od Królowej. Będzie dostawał słodycze. Bez końca.
Akwila pragnęła, by wodza przestała na nią patrzeć w ten sposób.
— Ale ja widzę, że mały chłopiec ma siostrę gotową ponieść wszelki trud, by go sprowadzić z powrotem — powiedziała mała staruszka, spuszczając wzrok. — Co za szczęściarz z niego. A ty wiesz, co znaczy być silną, prawda?
— Wydaje mi się, że tak.
— Dobrze. A czy wiesz, jak być słabą? Czy potrafisz się ugiąć przed sztormem? — Wodza uśmiechnęła się. — Nie, nie musisz mi na to odpowiadać. Małe pisklę zawsze musi wyskoczyć z gniazda, by sprawdzić, czy potrafi latać. Tak czy siak, widzę, że masz w sobie dużo z Sary Dokuczliwej, a nic, co ja bym powiedziała, nie potrafiło zmienić jej postanowienia, skoro już je powzięła. Nie jesteś jeszcze kobietą, ale to dobrze, bo tam, gdzie się wybierzesz, łatwiej być dzieckiem niż dorosłym.
— Świat Królowej? — Akwila usiłowała nadążyć.
— Tak. Potrafię go wyczuć, kładzie się nad naszym światem niby mgła, jest tak blisko jak druga strona lustra. Ja już tracę siły. Nie mogę obronić tego miejsca. Oto moja propozycja: ja pokażę ci, jak trafić do Królowej, a ty zastąpisz mnie i zostaniesz wodzą.
Te słowa zdumiały nie tylko Akwilę. Fiona aż podskoczyła do góry, otworzyła usta, by zaprotestować, ale wodza tylko podniosła pomarszczoną dłoń.
— Jeśli się jest wodzą, dziewczyno, oczekuje się, że inni zrobią to, co każesz. Więc w ogóle ze mną nie dyskutuj. To jest moja propozycja, Akwilo. Lepszej nie dostaniesz.
— Ale ona nie może… — zaczęła Fiona.
— Czego nie może?
— Ona nie jest praludkiem, matko.
— To prawda, jest nieco większa — zgodziła się wodza. — Akwilo, nie martw się, to nie potrwa długo. Potrzebuję tylko, byś przez chwilę popilnowała spraw. Zaopiekowała się ziemią i chłopcami. Potem, kiedy już twój brat znajdzie się bezpiecznie w domu, Hamisz poleci w góry, by ogłosić, że klan z Kredowego Wzgórza potrzebuje nowej wodzy. To dobre miejsce i dziewczęta zjawią się tu tłumnie. Co na to powiesz?
— Ona nie zna naszych obyczajów — protestowała dalej Fiona. — Jesteś przemęczona, matko.
— To prawda, jestem zmęczona — zgodziła się wodza. — Ale córka nie może rządzić klanem matki, wiesz o tym równie dobrze jak ja. Jesteś posłuszną dziewczyną, Fiono, ale już czas, byś wybrała swego strażnika i ruszyła na poszukiwanie własnego klanu. Nie możesz tu pozostać. — Spojrzała znowu na Akwilę. — Zrobisz to? — Wyciągnęła w jej stronę kciuk wielkości łebka zapałki i czekała.
— Co będę musiała robić? — zapytała Akwila.
— Myśleć — odparła wodza, wciąż wyciągając palec. — Moi synowie to dobre chłopaki, nie ma odważniejszych od nich. Ale uważają, że głowy najlepiej sprawdzają się w walce jako broń. Tacy już są mężczyźni. My, praludki, nie przypominamy was, dużych ludzi. Czy masz wiele sióstr? Fiona nie ma żadnej. Jest moją jedyną córką. Wodza jest szczęśliwa, jeśli uda jej się urodzić w czasie całego życia choć jedną córkę, ale może mieć setki synów.
— To wszystko twoi synowie? — Akwila była zaszokowana.
— O tak — uśmiechnęła się wodza. — Poza kilkoma braćmi, którzy przybyli tu wraz ze mną. Och, nie dziw się tak. Dzieci, kiedy się rodzą, są naprawdę malutkie, jak groszki. A potem bardzo szybko rosną. — Westchnęła. — Choć czasami myślę sobie, że mózgi dostają tylko dziewczynki. To dobre chłopaki, ale żadni z nich myśliciele. Będziesz musiała pomóc im pomóc tobie.
— Matko, ona nie może przejąć wszystkich obowiązków wodzy! — zaprotestowała Fiona.
— Nie bardzo rozumiem, dlaczego nie, jeśli dowiem się, na czym one polegają — odparła Akwila.
— Nie rozumiesz? — powtórzyła ostro Fiona. — No, no, to zaczyna być bardzo interesujące.