Ponieważ gdy gniew minie, przyjdzie czas na lęk i wtedy będę naprawdę przerażona.
Zbyt przerażona, by myśleć. Tak przerażona jak Sneebs. Muszę myśleć…
— Pierwszy sen, w którym się znalazłam, był jakby moim snem — powiedziała. — Miewam sny, w których się budzę, lecz nadal śpię. Ale nigdy nie byłam w sali balowej…
— Och, ten był mój — wtrącił się Roland. — Pamiętam, kiedy byłem bardzo mały, obudziłem się w nocy i zszedłem na dół do wielkiej sali, a tam tańczyli ludzie w maskach i było tak… jasno. — Posmutniał. — Wtedy jeszcze żyła moja mama.
— A ten z kolei jest z mojej książki — stwierdziła Akwila. — Musiała zapożyczyć go ode mnie…
— Nie, ona go często używa — rzekł Roland. — Lubi go. Zbiera sny, gdzie się da. Kolekcjonuje je.
Akwila podniosła się i złapała patelnię.
— Zamierzam się zobaczyć z Królową.
— Nie rób tego! — zawołał Roland. — Poza Sneebsem jesteś tutaj jedyna prawdziwa, a z niego kiepski kompan.
— Mam zamiar zabrać brata do domu — oświadczyła spokojnie Akwila.
— W takim razie ja z tobą nie idę. Nie zamierzam oglądać, w co cię zamieni.
Akwila wyszła spod liścia, ruszyła ścieżką w górę wzgórza. Tu i tam pojawiali się dziwacznie ubrani ludzie o zaskakujących kształtach, przyglądali się jej, ale potem zachowywali się, jakby dziewczynka po prostu sobie wędrowała i nie miało to żadnego znaczenia.
Zerknęła za siebie. W oddali ten, który rozprawiał się z orzechami, znalazł kolejny jeszcze większy i właśnie szykował się do uderzenia.
— Ja chcę, chcę, chcę słodycze!
Akwila obróciła się jak kogucik na dachu podczas tornado. Ruszyła biegiem ścieżką, z opuszczoną głową, gotowa zaatakować patelnią każdego, kto stanie jej na drodze. Wypadła spomiędzy traw na polanę otoczoną kępami stokrotek. Równie dobrze mogła to być altana.
Nie próbowała nawet sprawdzić.
Bywart siedział na dużym płaskim kamieniu obłożony słodkościami. Niektóre były większe od niego. Mniejsze leżały w stosach, duże wyglądały jak kłody. Miały każdy możliwy kolor, jaki miewają słodycze — od Nie-Do-Końca-Truskawkowo-Czerwony przez Sztucznie-Cytrynowo-Żółty, Dziwnie-Chemicznie-Pomarańczowy, Jakiś-Rodzaj-Kwaśno-Zielony do Kto-Widział-Taki-Niebieski.
Łzy płynęły mu po policzkach jak groch. A ponieważ spływały na słodycze, wszystko już było lepkie.
Bywart zawodził. Jego usta były wielkim czerwonym tunelem, z czymś galaretowatym o nazwie nikomu nieznanej, co przesuwało się do przodu i w tył. Milkł tylko na chwilę potrzebną, by nabrać powietrza.
Akwila natychmiast rozpoznała, w czym leży problem. Widywała to już wcześniej, na różnych przyjęciach urodzinowych. Jej brat cierpiał na tragiczny brak słodyczy. Co prawda słodycze otaczały go ze wszystkich stron. Ale w chwili kiedy decydował się na coś, już żałował, że nie wybrał czegoś innego. I było tyle słodyczy, których nie zdoła zjeść nigdy. To go przerastało. Jedynym rozwiązaniem było zalać się łzami.
W domu radzono sobie w ten sposób, że nakładano mu na głowę kubełek, aż się uspokoił, a w tym czasie większość słodyczy chowano. Pozostawiano taką ilość, z którą potrafił sobie poradzić.
Akwila wypuściła z rąk patelnię i wzięła go w ramiona.
— To ja, Akwila — szepnęła. — Idziemy do domu.
Tutaj spotkam Królową, pomyślała.
Ale nie słyszała żadnego gniewnego okrzyku ani eksplozji magii… w ogóle nic.
Tylko odległe brzęczenie pszczół, szmer wiatru w trawie i czkanie Bywarta, który był zbyt zaskoczony, by płakać.
Dostrzegła teraz, że w dalszej części altany znajduje się łoże z liści otoczone kwiatami. Ale nie było tam nikogo.
— Ponieważ jestem tuż za tobą — usłyszała.
Odwróciła się szybko.
Nikogo tam nie było.
— Wciąż za tobą — powiedziała Królowa. — To jest mój świat, dziecko. Nigdy nie będziesz tak szybka ani tak sprytna jak ja. Dla czego chcesz zabrać mojego chłopca?
— On nie jest twój! On jest nasz! — odpowiedziała Akwila.
— Nigdy go nie kochałaś. Twoje serce to kulka śniegu.
Akwila zmarszczyła czoło.
— Kochać? — powiedziała. — Co to ma do rzeczy? To mój brat. Mój!
— Oczywiście, to charakterystyczne dla czarownic — odezwała się Królowa. — Egoizm. Moje, moje, moje. Czarownice dbają tylko o swoje.
— Ukradłaś go!
— Ukradłam? Czy to znaczy, że uważasz go za swoją własność?
Druga myśl podpowiedziała: Szuka twoich słabych punktów. Nie słuchaj jej.
— Och, więc posiadasz umiejętność dopuszczania drugiej myśli — zauważyła Królowa. — Pewnie uważasz, że dzięki temu jesteś prawdziwą czarownicą?
— Dlaczego nie pozwolisz mi się zobaczyć? — zapytała Akwila. — Boisz się?
— Boję się? Czegoś takiego jak ty?
I oto Królowa stała przed nią. Była dużo wyższa od Akwili, ale równie szczupła, włosy miała długie i czarne, twarz bladą, usta czerwone jak czereśnie, a suknię biało-czerwono-czarną. I coś w tym obrazku nie pasowało.
Druga myśl powiedziała: Jest zbyt doskonała. Po prostu doskonała. Niczym lalka. Nikt prawdziwy nie jest taki doskonały. Ona wcale tak nie wygląda.
Uśmiech Królowej na chwilę znikł, a kiedy powrócił, wyglądał jak posklejany.
— Zupełnie mnie nie znasz, a zachowujesz się niegrzecznie — oświadczyła Królowa, sadowiąc się na liściastej sofie. Poklepała dłonią miejsce obok siebie. — Siądź tutaj. Stanie naprzeciw siebie to jak konfrontacja. Potraktuję twoje złe maniery jako oznakę zagubienia. — Obdarowała Akwilę przepięknym uśmiechem.
Przyjrzyj się jej oczom, podpowiadała druga myśl. Ona nie używa ich, żeby cię widzieć. To tylko piękne ornamenty.
— Wkroczyłaś nieproszona do mego domu, zabiłaś parę zamieszkujących ten kraj postaci i cały czas zachowywałaś się w sposób niedopuszczalny — mówiła Królowa. — To mnie obraża. Ale potrafię zrozumieć, że zostałaś wprowadzona w błąd przez szkodliwe elementy…
— Ukradłaś mojego brata. — Akwila nie wypuszczała Bywarta z objęć. — Kradniesz wszystko, co się da. — Ale jej głos brzmiał słabo nawet w jej własnych uszach.
— Zgubił się — odpowiedziała spokojnie Królowa. — Przyprowadziłam go do domu i zajęłam się nim.
Było coś takiego w głosie Królowej, co mówiło w przyjacielski, pełen zrozumienia sposób, że to ona ma rację, a ty się mylisz. Ale tak naprawdę to nie jest twój błąd.
Najprawdopodobniej jest to błąd twoich rodziców albo jedzenia, albo czegoś okropnego, co się kiedyś zdarzyło, a ty tego nie pamiętasz. Z pewnością to nie był twój błąd, Królowa doskonale to rozumiała, ponieważ ty jesteś miła. Tylko pod złym wpływem zrobiłaś nie to, co potrzeba. Ale jednak zachowywałaś się okropnie. Gdybyś tylko umiała się przyznać, Akwilo, świat byłby znacznie lepszy…
… ten zimny świat, strzeżony przez potwory, świat, gdzie nic się nie starzeje ani nie rośnie, powiedziała jej druga myśl. Świat, którym rządzi Królowa. Nie słuchaj jej.
Akwili udało się zrobić krok w tył.
— Czy ja jestem potworem? — zapytała Królowa. — Potrzebuję jedynie towarzystwa…
W tym momencie druga myśl Akwili, całkiem przyduszona przez uwodzicielski glos Królowej, zdołała jednak wykrztusić: Panna Płci Żeńskiej Robinson…