Выбрать главу

— Szczególnie że byliśmy ciut trąceni — oświadczył Głupi Jaś, uśmiechając się szeroko.

— Co takiego? Piliście? — zapytała z niedowierzeniem Akwila. — Ja tu stawiam czoło Królowej, a wy siedzicie sobie w pubie?

— Och, nie — zaprotestował Rozbój. — Pamiętasz ten sen o wielkim przyjęciu? Na którym miałaś taką śliczną sukienkę? Ugrzęźliśmy tam na trochę.

— Ale przecież zabiłam senka.

Rozbój wyglądał na nieco wytrąconego z równowagi.

— Nooo… nam nie poszło tak łatwo jak tobie. Zabrało nam to ciutchwilkę.

— Dopóki nie skończyliśmy wszystkich trunków — chciał mu dopomóc Głupi Jaś.

Rozbój obdarzył go morderczym spojrzeniem.

— Nie musiałeś tak stawiać sprawy — żachnął się.

— Czy to znaczy, że sen trwa nadal? — zapytała Akwila.

— Jeśli jesteś wystarczająco spragniona — wyjaśnił Jaś.

— Ale myślałam, że gdy się je lub pije we śnie, to już się w nim pozostanie!

— Na większość stworzeń tak to właśnie działa — potwierdził Rozbój. — Ale nie na nas. Domy, banki i sny to dla nas to samo, nikt ani nic nas nie powstrzyma, gdy chcemy się dostać do środka lub gdy chcemy wyjść.

— Wyjątek stanowią puby — dodał Duży Jan.

— No właśnie — zgodził się pogodnie William. — Wyjście z pubu czasami sprrrrawia nam pewną trrrrudność.

— A gdzie podziała się Królowa? — zaciekawiła się Akwila.

— Ona? Zmyła się w tej samej chwili, gdy myśmy się pojawili — oświadczył Rozbój. — A my powinniśmy iść w jej ślady, zanim sen się zmieni. — Skinął głową w stronę Bywarta. — Czy to jest ten ciutbraciszek? Ciut hałaśliwy.

— Chcę cukierka! — wrzasnął Bywart, jakby ktoś włączył automatycznego pilota.

— Ale teraz nie dostaniesz! — odkrzyknął mu Rozbój. — Przestań chlipać i chodź z nami. Dość już byłeś ciężarem dla swojej ciut-siostry!

Akwila już otwierała usta, żeby zaprotestować, ale zamknęła je, kiedy Bywart po chwilowym szoku parsknął śmiechem.

— Siusiu ludź! — powiedział.

— Och, nie! — jęknęła. — Znowu zacznie.

Ale ku jej zdumieniu nic takiego się nie stało. Bywart nigdy nie okazał takiego zainteresowania niczemu, co nie było żelkiem.

— Rozbój, mamy tutaj prawdziwego! — wołały praludki.

Akwila przerażona ujrzała, jak kilka Fik Mik Figli ciągnie za głowę nieprzytomnego Rolanda.

— A, to ten chłopak, który był dla ciebie niegrzeczny — powiedział Rozbój. — Próbował też uderzyć Dużego Jana młotkiem w głowę. To nie było bardzo mądre. Co z nim poczniemy?

Trawa zafalowała. Światło na niebie zaczynało przygasać. Robiło się coraz chłodniej.

— Nie możemy go tu zostawić! — krzyknęła Akwila.

— Dobra, ciągniemy go, chłopaki — rozkazał Rozbój. — Ale ruszajmy się, i to już!

— Siusiu ludź! Siusiu ludź! — pokrzykiwał wesoło Bywart.

— Obawiam się, że będzie się tak zachowywał przez cały dzień — powiedziała Akwila. — Przepraszam.

— Biegnij do wyjścia! — krzyknął Rozbój. — Czy nie widzisz drzwi?

Akwila rozejrzała się w panice. Wiatr prawie kąsał.

— Spójrz na drzwi — rozkazał Rozbój.

Zamrugała i obróciła się.

— Eee… — wykrztusiła. Weszła do tego snu bez namysłu, bo goniła Królową, teraz powrót okazał się dużo trudniejszy. Próbowała się skoncentrować. Zapach śniegu…

Mówienie, że śnieg pachnie, wydawało się idiotyczne. Przecież to czysta zamarznięta woda. Ale jeśli w nocy padał śnieg, Akwila wiedziała to zawsze zaraz po przebudzeniu. Śnieg pachniał tak, jak smakuje blaszane pudełko. A blaszane pudełko ma smak, choć trzeba przyznać, że smakuje tak, jak śnieg pachnie.

Wydało jej się, że słyszy skrzypienie własnego umysłu od wysiłku myślenia. Jeśli była we śnie, to powinna się obudzić. Bieganie nie miało sensu. To we śnie się w kółko biega. Ale jeden kierunek wydał jej się… cienki i biały.

Zamknęła oczy i wyobraziła sobie śnieg, skrzypiący niczym świeża pościel.

Skoncentrowała się na tym, co powinna czuć pod nogami. Wystarczyło się tylko obudzić…

Stała na śniegu.

— Udało się — oświadczył Rozbój.

— Wyszłam! — wykrzyknęła Akwila.

— Czasami drzwi znajdują się w naszej głowie — dodał Rozbój. — A teraz ruszajmy.

Akwila poczuła, że unosi się w powietrze. Pochrapującemu w pobliżu Rolandowi wyrosło kilka par błękitnych nóg.

— Nie zatrzymujemy się, dopóki stąd nie wyjdziemy — oświadczył Rozbój.

Szybko przemieszczali się ponad śniegiem, część Figli biegła przodem. Po jakiejś minucie lub dwóch Akwila obejrzała się i zobaczyła rozciągające się za nimi błękitne cienie.

Coraz ciemniejsze.

— Rozbój… — zaczęła.

— Tak, wiem — odparł. — Biegniemy, chłopcy.

— Zbliżają się bardzo szybko.

— Tak, to też wiem.

Śnieg siekł Akwilę w twarz. Drzewa migotały, zlewając się w jedną plamę.

Pokonywali las z ogromną prędkością. Ale cienie kładły się już wzdłuż ścieżki przed nimi i za każdym razem, gdy praludki przebiegały przez nie, stawały się coraz gęstsze, niczym mgła.

Minęli ostatnie drzewa, przed nimi rozciągała się biała równina.

Zatrzymali się tak raptownie, że Akwila o mało nie zaryła w zaspę.

— Co się stało?

— Gdzie zniknęły nasze stare ślady? — zapytał Głupi Jaś. — Jeszcze chwilę temu tutaj były. Którędy mamy teraz iść?

Wydeptany szlak, który ich dotąd prowadził jak po sznurku, nagle zniknął.

Rozbój obrócił się, by popatrzeć na las. Ciemność kłębiła się niczym dym, rozciągając się nad horyzontem.

— Wysłała za nami koszmary — warknął. — Chłopaki, nie będzie łatwo.

Akwila dostrzegła w nadchodzących ciemnościach kształty. Mocno przytuliła do siebie Bywarta.

— Koszmary — powtórzył Rozbój, zwracając się do niej. — Nie chciałabyś nic o nich wiedzieć. Zatrzymamy je. Musisz uciekać. Ruszaj, i to już.

— Nie mam gdzie uciekać! — wykrzyknęła.

Usłyszała wysoki głos, jakby brzęczenie nadlatującego ogromnego owada. Dźwięk dochodził z lasu. Praludki zbiły się w gromadę. Dotąd zawsze gdy czekała je walka, uśmiechały się szeroko, tym razem były śmiertelnie poważne.

— Królowa nie umie przegrywać — powiedział jeszcze Rozbój.

Obejrzała się, by popatrzeć na horyzont przed sobą. Tam też kłębiła się czerń, jej pierścień zaciskał się wokół nich.

Drzwi są wszędzie, pomyślała Akwila. Tak powiedziała stara wodza, drzwi znajdziesz wszędzie. Muszę znaleźć drzwi.

Ale był tylko śnieg i kilka drzew…

Praludki wyciągnęły miecze.

— Jaki, hm… rodzaj koszmarów tu nadchodzi? — zapytała.

— Och, długonogie mięśniaki o głodnych oczach, z wielkim zębami, łopoczące skrzydłami, tego typu — powiedział Głupi Jaś.

— Tak, i jeszcze gorsze. — Rozbój wpatrywał się w ciemność.

— Co może być gorsze?

— To, co jest prawdziwe, ale nie wyszło tak, jak trzeba — odparł Rozbój.

Akwila zrozumiała dopiero po chwili. O tak, znała takie koszmary. Nie zdarzały się często, ale kiedy już przychodziły, były naprawdę przerażające. Kiedyś obudziła się cała roztrzęsiona, bo śniło jej się, że gonią ją buty babci Dokuczliwej, innym razem była to cukierniczka. Wszystko może być koszmarem.

Mogła stawić czoło potworom. Ale nie miała ochoty mierzyć się z szalonymi butami.